Logo Przewdonik Katolicki

Dantejskie sceny

Szymon Bojdo
Dante i trzy królestwa – obraz włoskiego malarza Domenico di Michelino, znajdujący się obecnie we florenckim kościele Santa Maria del Fiore fot. Wikipedia

W tym roku mija 700 lat od śmierci Dantego Alighieri. Na jego poetyckim wyobrażeniu piekła, czyśćca i nieba bazowali artyści całej Europy od XIV wieku. Do dziś nie ma on sobie równych.

Cóż to się wtedy działo we Florencji – tego nie jesteśmy sobie w stanie w pełni wyobrazić! Wspomnimy tylko, że od XIII wieku o prymat w mieście walczyły dwie zwalczające się frakcje: Gwelfowie i Gibelini. Ci pierwsi popierali papiestwo, drudzy – świętego cesarza rzymskiego. A zatem od razu wyświetla się nam cały średniowieczny film o przesuwających się strefach wpływów papieży i władców świeckich, podjazdowych wojnach i spektakularnych zdradach. Frakcje same w sobie miały skłonności do podziałów, sami dobrze wiemy, że im coś bardziej się mieni zjednoczonym, tym więcej skrytobójczych sztyletów ostrzy się w zaciszach gabinetów, a mimo to (a może właśnie dlatego) Florencja rozkwitała. Miasto wchodziło w okres swojego niebywałego rozwoju, jakby ten wyścig na piękniejsze (większe, bardziej okazałe!) budynki, na eksponowanie najlepszych dzieł sztuki, goszczenie największych mędrców epoki automatycznie przekładał się na dobrobyt obywateli. Przecież i ten dobrobyt jest wizytówką aktualnie rządzących – myśleli Gibelini i Gwelfowie. I tak, niepostrzeżenie kurs średniowiecznego myślenia kolektywnego przenosili oni na człowieka, jednostkę, co daje nam nic innego jak renesans, który jak wiemy w Italii wystartował wcześniej. Co więcej, Florencja stała się centrum bankowym, a wiadomo, że gdzie bank, tam pieniądze, gdzie pieniądze, tam artyści, i tym sposobem spotykamy kroczącego po uliczkach stolicy Toskanii Dantego, może ze swoim przyjacielem Giottem, bądź innymi – muzykami, filozofami tworzącymi elitę tego miasta.
Oburzonym tym, że do postaci Alighieri przywiódł mnie taki polityczno-społeczny wstęp, odpowiadam, że sam bohater był politykiem. Kto wie czy w pewnych okresach swojego życia bardziej nie określiłby się tym mianem, choć studiował retorykę, gramatykę, filozofię, literaturę oraz teologię. To on sam wstępuje w 1295 r. do cechu lekarzy i aptekarzy. Nie kto inny, tylko Dante przystaje do frakcji Gwelfów. Wreszcie to on, licząc na przychylność papieża, udaje się do niego z poselstwem (chodziło o zbudowanie unii miast sprzyjających papiestwu), z którego już nigdy do Florencji nie wróci. W jakim jest wtedy wieku? Około 35 lat, „w życia wędrówce, na połowie czasu”. To właśnie wtedy, na tym wygnaniu, zacznie tworzyć największe dzieło swojego życia.

Ponad horyzontem ludzkiego doświadczenia
Dante staje się jego bohaterem i narratorem zarazem. Opowiada nam tak, jakby już przeżył tę wędrówkę, a tylko znając czas powstawania dzieła, możemy przyłapać ten świat przedstawiony na delikatnym oszustwie z faktami historycznymi – otóż mistrz ukończył poemat ledwo przed swoją śmiercią, a zaczął go pisać w roku 1308. Czas pracy nie zawsze wpływa na maestrię, ale jednak te 13 lat jest imponujące, niemniej nie była to relacja po odbyciu takiej podróży. Przecież ja sam wiem, że to tylko i aż takie wyobrażenie, nie jestem tak naiwny, niemniej jednak wracając do każdej z pieśni, wgryzając się w niuanse języka, wyobrażając sobie to, o czym opowiada nam osoba mówiąca, wydaje się, że nie ma innej możliwości – Alighieri był, widział i opisał nam piekło, czyściec i raj.
Dopiero po chwili przychodzi refleksja o tym, czego nauczał katecheta na lekcjach religii, że nie są to miejsca, a stany duszy. Jednak starożytny topos katabazy, a więc zejścia w dół, do krainy umarłych, miejsca cieni, pozwala Dantemu w metaforyczny sposób wyrazić całą syntezę średniowiecznej filozofii, teologii i kultury. Metafora ta jest na tyle pojemna, że choć często odnosi się on do sobie współczesnej sytuacji politycznej, w kręgach piekła umieszczając swoich politycznych przeciwników, a w niebie swoją wyidealizowaną, zmarłą wiele lat wcześniej ukochaną – Beatrycze, to jej wydźwięk jest uniwersalny i ponadczasowy.
Pomagają mu w tym również inne zdobycze ówczesnej poezji, na przykład operowanie symbolicznym znaczeniem liczb. Składający się z trzech ksiąg utwór, w każdej z nich zawiera 33 pieśni (canti), wraz z pieśnią wstępną daje to liczbę 100. Z kolei każda pieśń pisana jest tercyną, a więc strofą składającą się z trzech wersów. Trzy odnosi się oczywiście do Trójcy, każde miejsce, złożone z 9 kręgów jest pomnożeniem przez siebie tej cyfry. A setka to z kolei symbol doskonałości.
Poemat staje się uniwersalny, a w jakimś sensie powszechny także dlatego, że pisany jest nie po łacinie, a po włosku, a więc w języku życia codziennego, choć uściślić tu trzeba, że jest to dialekt toskański. Przebywający na wygnaniu poeta jakoś rozlicza się ze swoim życiem, wskazuje na moralne imponderabilia, które są zawsze ponad horyzontem ludzkiego doświadczenia – sprawdźcie państwo sami – każda księga kończy się słowem stelle – gwiazdy.

Przedsionki piekła
Wrócimy pewnie nieraz do kulturowych odniesień nawiązujących do Boskiej Komedii, dość wspomnieć, że sam autor pisał ją pod tytułem Komedia, przydomek divina dodał jej dopiero inny wybitny poeta następnego pokolenia – Giovanni Boccaccio.
Dla Włochów Alighieri jest ojcem ich języka, przez cały rok 2021 wspominać będą oni tę wybitną postać, podobnie dziać będzie się w Europie. Rodzinne miasto mistrza, Florencja, do której nigdy nie powrócił, już dziś zaprasza nas na niezwykłą wystawę – niestety jeszcze online, choć dzięki internetowi dostępną nam wszystkim. Dante historyczny to ekspozycja, na której zobaczyć możemy pierwsze, pełne, historyczne ilustracje do Boskiej Komedii autorstwa Frederica Zuccariego. Z początkiem roku przyjrzymy się ilustracjom do Piekła. Ich manierystyczny malarz stworzył najwięcej – aż 88, bo ta część poematu jest najbardziej plastyczna (słynny przez wiele wieków ukrywany plan piekła Dantego stworzył np. inny wybitny artysta – Botticelli). Dzięki nim Alighieri symbolicznie powrócił do Florencji, bo grafiki do jego dzieła wykupiła rodzina Medyceuszy, rządząca miastem w XVIII wieku. Dotychczas jednak niewielu miało okazję te obrazy zobaczyć – dostępne były tylko dla naukowców, ze względu na delikatność materiału, na którym powstały. Bardzo charakterystyczna kreska, dbająca o każdy szczegół, oraz niezwykła gra barw ceglastej czerwieni i szarości nadają ilustracjom wyjątkowy klimat. Wszak tworzący dwa wieki po Dantem artysta jest manierystą, zatem dążyć będzie do wysubtelnienia, wyrafinowania, pewnej doskonałości formy i techniki.
Mowa jest jednak wciąż o piekle, dlatego nawet nam współczesnym na widok niejednej bestii czy samego Lucyfera zjeżyć może się na głowie włos. Mnie jednak najbardziej porusza inna ilustracja, na której widnieje brama, a pod nią stoi bohater wraz z Wergiliuszem, który będzie jego przewodnikiem po piekle i czyśćcu. Kompozycja przypomina mi trochę „Szkołę ateńską” Rafaela, tylko że na odwrót – nie ma tu harmonii, blichtru filozofów, tylko przedsionek piekła, diabły i wręcz wyczuwalne poczucie nieszczęścia. A nad bramą trzy tercyny zwieńczone słynną frazą Lasciate ogni speranza, voi ch’entrate – porzućcie wszelką nadzieję ci, którzy tu wchodzicie. Dobra to nauka dla nas, ludzi trzeciej już dekady XXI wieku. Przenosimy ją od florenckich frakcji z czasów Dantego, poprzez ilustracje Zuccariego – to my sami, ludzie, poprzez naszą lekkomyślność, politykowanie i egoizm, już tutaj na ziemi możemy doprowadzić się do przedsionków piekła. Czy chcemy jednak, by spotkał nas taki los?

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki