Rada Etyki Mediów oskarżyła program „Warto rozmawiać” Jana Pospieszalskiego o naruszenie zasad etyki dziennikarskiej, gdyż był jednostronnie krytyczny wobec działań rządu dotyczących walki z pandemią. Stacja zawiesiła emisję audycji. Skąd taka reakcja, skoro jednostronność jest dziś normą?
– Program złamał zasadę bezstronności, pluralizmu, równowagi. Było czterech wypowiadających się gości i głos piątego nagrany wcześniej. W zasadzie wszyscy reprezentowali jedną linię wypowiedzi. Gdyby w studiu była choć jedna osoba mająca odmienne poglądy i argumenty, program byłby jakoś zrównoważony. Problem jest jednak szerszy.
Wiele programów w różnych stacjach jest skonstruowanych wedle schematu przedstawiania bardzo zbliżonych argumentów na poparcie jakiejś tezy. Z punktu widzenia rzemiosła dziennikarskiego nie jest to dobra sytuacja. Coraz częściej zaproszeni goście podtrzymują linię danej redakcji czy instytucji (przykładem jest choćby „Loża prasowa” w TVN24). Goście zwykle reprezentują jedną opcję i nawzajem się wspierają. Zasada wielogłosu w „Warto rozmawiać” nie została zachowana, ale taki model debaty publicznej jest widzom od dawna znany.
Jan Pospieszalski słynie z jednostronności, TVP także. Pamiętam program w TVP Info sprzed pięciu lat, w którym brało udział troje polityków PiS, w tym posłanka Joanna Lichocka, którą prowadzący przedstawił jako – w domyśle: bezstronną – dziennikarkę. Taka jednostronność wtedy Lichockiej nie przeszkadzała, dziś oburza się na jednostronny program Pospieszalskiego i skarży się prezesowi TVP i przewodniczącemu Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Jak to wyjaśnić?
– Nie doszukiwałabym się utajonych motywów. Program „Warto rozmawiać” dotyczył sposobów walki z pandemią. Rząd polski, tak samo jak inne, realizuje pewną politykę wobec niej. W żadnym kraju – a śledzę to bardzo dokładnie – nie wymyślono na razie nic lepszego niż lockdown. Izolację stosowano zresztą od wieków. Słowo „kwarantanna” pochodzi od quaranta, co w języku włoskim znaczy 40 dni zamknięcia. Nawet Szwecja uznała, że inna strategia się nie opłaca.
Na program trzeba popatrzeć w pełnym kontekście. Emisja miała miejsce w czasie kulminacji trzeciej fali. To był moment newralgiczny. Myślę, że Jana Pospieszalskiego tym razem zawiodła intuicja, bo to był zły moment na tego typu dyskusję, która sama w sobie jest potrzebna.
Dominuje opinia, że autora ukarano, bo skrytykował rząd. Według Pani reakcja wynika raczej z tego, że program był szkodliwy społecznie?
– Jeśli ktoś podważa i podaje w wątpliwość strategię rządu w walce z pandemią w najtrudniejszym jej momencie, z dużą śmiertelnością i wysokimi zakażeniami, które grożą blokadą służby zdrowia, to jej efekt może być szkodliwy. Telewizja to medium masowe, które dociera do odbiorców mających bardzo różną wiedzę. Często są to osoby, które nie są wyposażone w instrumenty pozwalające ocenić przedstawiane argumenty. Czasem nie warto budzić niepokoju, gdy sytuacja epidemiologiczna jest trudna. Myślę, że ten skądinąd ciekawy odcinek wyemitowany dwa, trzy tygodnie później miałby inny odbiór.
Jakie wnioski płyną dla odbiorców?
– Żyjemy w czasach, gdy trzeba być światłym konsumentem mediów. Mieć świadomość tego, jakie media oglądamy i jakich argumentów (linii światopoglądowej) możemy się w nich spodziewać. Wszyscy najlepiej się czujemy w gronie osób, które mają poglądy podobne do naszych. Utwierdzamy się w nich i dobrze czujemy. Trudniej poznawać takie, które są sprzeczne z naszym obrazem świata. Nie wszyscy chcą się z tym mierzyć.
Trzeba się pogodzić z tym, że media bardzo się zmieniły. Dawniej news był faktem, czystą informacją. Najpierw doszły emocje. Zapoczątkował to Tomasz Lis, mówiąc: „Dajcie mi do newsa człowieka, które powie, jakie miał odczucia, co widział; co zapamiętał”. Prezentując newsa, dodawano osoby, które od razu go komentowały, dając odbiorcom gotową wykładnię tego, co mają myśleć. Media chcąc pomóc zrozumieć skomplikowaną rzeczywistość, de facto zmieniły model działania. Zmienił się paradygmat uprawiania dziennikarstwa. Wiemy, jaki światopogląd i wartości przekazują nam dane media, nie oczekując od nich bezstronności. Zwykle wybieramy te, które są nam bliskie, a odbiorca powinien zapoznawać się z przekazem różnych mediów. To jedyna metoda, aby wyrobić sobie ostateczną opinię na temat faktów.