Logo Przewdonik Katolicki

Za życia wzięci do nieba

ks. Mirosław Tykfer, redaktor naczelny
il. Ivanka Demchuk

Maryja jakby zasnęła. Tak o śmierci Maryi naucza Kościół wschodni. Zachód natomiast podkreśla, że śmierć Matki Boga była bramą do jej ludzkiego spełnienia, była wzięciem do nieba.

Czytając najnowszą instrukcję watykańską na temat parafii zwróciłem uwagę na jeden ważny szczegół: otóż główny rytm życia wspólnoty nie powinny wyznaczać jedynie kościelne wydarzenia, ale wzrost duchowy. „Kościół odczuwa potrzebę ponownego odkrycia inicjacji chrześcijańskiej” – czytamy w instrukcji. „W rzeczywistości jest bowiem ona drogą do przebycia, która wymaga ciągłości, nie jest związana jedynie z celebracjami lub wydarzeniami, ponieważ nie jest determinowana na pierwszym miejscu przez obowiązek odprawienia «rytuału przejścia», ale jedynie przez perspektywę stałego naśladowania Chrystusa”. Rozumiem to tak, że zazwyczaj życie parafialne wyznacza rok liturgiczny oraz duszpasterski program, który wskazuje na kolejne tematy i okresy przeżywania tego, co najistotniejsze dla życia duchowego w tym konkretnym czasie. Jest to zazwyczaj program opracowany dla całego lokalnego Kościoła, na przykład dla Kościoła w Polsce. Następnie przekłada się on jakoś na warunki konkretnej parafii. Ponadto sam rok liturgiczny wyznacza pewien porządek treści, który porządkuje wiarę. Życie nie toczy się jednak według grafików, przynajmniej nie to, które rozgrywa się ludzkich sercach. 

Dokąd prowadzisz nas Panie?
Wszystkie naszego radości i rozczarowania, odkrycia i rozbudzone nadzieje, a przede wszystkim nasze życiowe decyzje znajdują swoje miejsce w bardzo niespodziewanych okolicznościach. Nie do przewidzenia jest moment zakochania czy poznania przyjaciół, nie da się uprzedzić choroby czy śmierci. Nieprzewidywalne są ludzkie relacje, w których zdarzają się rzeczy zupełnie zaskakujące, wynikające z ludzkiej wolności, której żaden plan nie zdoła opisać i okiełznać. Nie jest to zła, ale bardzo dobra nowina. Życie jest przede wszystkim splotem sytuacji i relacji, w których oprócz zaskakujących wydarzeń, daje o sobie znać nasza ludzka wolność. Czy więc rok liturgiczny albo jakikolwiek inny plan duszpasterski zdoła odpowiedzieć na potrzeby ludzkich serc, które tą wolność przeżywają? Nie, to nigdy nie będzie możliwe. Poukładany schemat świąt kościelnych, wyselekcjonowane treści biblijne i obyczaje z nimi związane, nie są w stanie wyrazić tego, jak człowiek się rozwija w konkretnej sytuacji jego życia, o co aktualnie pyta, dokąd zmierza; on sam, ale też jego rodzina, jego przyjaciele, jego wspólnota. Instrukcja wzywa więc księży do uważności, aby całego rytmu duchowego rozwoju nie sprowadzić do wydarzeń kościelnych, a nawet nie tylko do roku liturgicznego. Nie prowadzić wspólnoty od wydarzenia do wydarzenia, żeby się coś działo. Instrukcja wręcz przestrzega przed nadmiarem świętowania, które nigdy nie może zastąpić codzienności życia, wspólnego szukania dróg Bożych i wzajemnego sobie towarzyszenia.
To nie znaczy jednak, że porządek wydarzeń kościelnych i proponowanych w nim treści nie ma znaczenia. Ma to znaczenie chociażby dlatego, że jest to swego rodzaju katecheza, która wciąż trwa i w którą możemy wpisać nasze własne życie, każdy zgodnie z tym, co aktualnie przeżywa, na co się w życiu decyduje. W tej katechezie ciągle na nowo odnajduje się jakoś cała wspólnota parafialna. Przez tę stałą katechezę i wspólną modlitwę wpisujemy nasze życie w relację z Bogiem. Życie wymaga jednak większej szczegółowości niż ten ogólny przekaz treści, domaga się rozeznawania konkretnych sytuacji i nieustannej próby odpowiadania na pytanie: dokąd prowadzisz nas Panie?

Duchowe unoszenie
Jak owo wskazanie zastosować wobec uroczystości Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny? Czy mam przejść obojętnie wobec tego święta, tylko dlatego, że nie odpowiada ono na aktualne pytania mojego życia? Czasem rzeczywiście jest tak, że życie zupełnie jest gdzieś obok tego, co aktualnie mówi liturgia. Ale bywa też tak, że uroczystość kościelna to życie jakoś porusza od wewnątrz bardzo dogłębnie. I w jednej, i drugiej sytuacji trzeba jednak zadbać o jedno: obojętnie, w jakim momencie życia się znajduję, wgłębiając się w przesłanie konkretnej uroczystości, mogę w niej odnaleźć siebie. Jeśli nie od razu w taki sposób, żebym mógł powiedzieć, jak bardzo mnie ta uroczystość porusza, to na pewno utrwalona katecheza liturgiczna przebudzi tę refleksję w nadchodzących wydarzeniach życiowych. Nie po to przecież czytamy teksty biblijne i rozważamy naukę Kościoła, która próbuje ją coraz lepiej rozumieć i stosować do życia, żeby się tylko czegoś nowego nauczyć. Zawsze chodzi też o nas, o to, co naprawdę przeżywamy i w jaki sposób Boże słowo i historia życia ludzi Bogu oddanych może naznaczyć naszą historię, wpłynąć na nasze motywacje i życiowe decyzje. Wezwanie watykańskiej instrukcji do akcentowania osobistego wzrostu duchowego wcale nie stoi w sprzeczności z cyklem liturgicznych świąt. Jest odwrotnie: chodzi o to, aby rytm katechetyczny i liturgiczny był na serio potraktowany w życiu osobistym jako zaproszenie do wzrostu, do rozwoju. Jak to zrobić?
Uroczystość Wniebowzięcia ma jeden bardzo podstawowy przekaz, który warto uchwycić i odnieść do siebie. Maryja nie tyle zostaje zabrana z tego świata, na inne, cudowne miejsce. Ona zostaje przyjęta z miłością przez swojego Syna do wspólnoty z całą Trójcą Świętą. Nawet samo uniesienie ciała do nieba, które zazwyczaj towarzyszy artystycznej interpretacji tego wydarzenia, sugeruje owo spotkanie Maryi z Bogiem. Nie chodzi bowiem tyle o samo geograficzne uniesienie do góry – niebo nie jest powyżej gwiazd, jak wierzono w starożytności – ale o to, co św. Paweł nazwał oderwaniem się od tego, „co przyziemne”. W Liście do Kolosan napisał: „Jeśli więc razem z Chrystusem powstaliście z martwych, szukajcie tego, co w górze, gdzie przebywa Chrystus, zasiadając po prawicy Boga. Dążcie do tego, co w górze, nie do tego, co na ziemi”. Unoszenie ma w tym właśnie symbolicznym kontekście przede wszystkim wymowę duchową: Maryja po swojej śmierci trafia w ramiona Tego, w którym znajduje swoje ludzkie spełnienie, znajduje miłość, której oddała całe swoje życie. Jej spełnienie jest więc zarazem szczęściem, jest znalezieniem źródła tego, co przez całe Jej ziemskie życie krok po kroku napełniało Ją nadzieją. Aż po krzyż. „Umarliście bowiem – pisze dalej św. Paweł – i wasze życie jest ukryte z Chrystusem w Bogu”.

Tylko wzwyż
Nie będzie dobrym przeżycie uroczystości Wniebowzięcia, jeśli zatrzymamy się na pójściu do kościoła i zjedzeniu dobrego obiadu. Choć zwyczaj wspólnego świętowania w rodzinie właśnie w ten dzień, który zbyt często staje się kolejnym do przedłużonego weekendu, też nabiera coraz bardziej swojego symbolicznego znaczenia. Tym jednak, co może nas wewnętrznie poruszyć, może być głębokie wniknięcie umysłem i sercem w treści, jakie niesie liturgia. Może być stanięciem wobec tego jednego, jakże fundamentalnego pytania i to na bardzo konkretnym etapie naszego życia, naszych konkretnych decyzji: w czym rzeczywiście upatruję swojego ludzkiego spełnienia? Gdzie tak naprawdę szukam szczęścia?
Z przekonaniem, że jeśli krok po kroku Maryja właśnie w Bogu odnajdywała sens swojego życia i szczęścia, to może się to wydarzyć także mnie. I podobnie jak Ona, już tu, na ziemi mogę przeżywać przynajmniej chwile – jakże ważne chwile – w których moje uczucia i myśli unosić się będą tak wysoko, że będę nosił w sobie przedsmak tego, co Kościół nazywa wniebowzięciem. Czy może istnieć większa motywacja do tego, aby drogą miłości, która wytrzyma nawet krzyż, pragnąć iść rzeczywiście tylko do przodu, tylko wzwyż? 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki