W naszych uszach, przywykłych do strywializowanych apeli rozlewających się po bezkresnych toniach internetu, że strach i obawa są „be, be”, zachęta Jezusa, by się bać, może być równie nieprzyjemnym dźwiękiem, jak przesunięcie styropianem po szybie. Zgrzyt, aż boli. Strach należy eliminować, strachu należy unikać, strach jest nieprzydatny, ba, niepotrzebny i wrogi. Życie, które wyzbyło się strachu, pozwala na bieg od sukcesu do sukcesu. Takie tam frazesy, które swym banałem zapychają niejeden portal. A ludzkość łyka to jak młody rekin plankton. Skutek – niestrawność.
Uwaga pierwsza: czym innym jest strach, czyli sytuacja, w której wiem, czego się boję, a czym innym lęk, który jest obawą o niesprecyzowanym źródle. Boję się, ale nie wiem czego. Takie doznanie może być paraliżujące i wtedy wymaga terapii. Jeśli podjęty wysiłek pozwoli na przejście od lęku do strachu, w zasadzie sytuacja jest do opanowania. Dajmy na to: wchodzę do ciemnego pomieszczenia i nie wiem, czego się boję, ale się boję. Nic dziwnego, że jestem sparaliżowany i nie mogę zrobić kroku. Ale jeśli w tej samej sytuacji zdaję sobie sprawę, że za drzwiami stoi złodziej z kijem – a! – to zupełnie coś innego. Mogę podjąć szereg działań, które pomogą mi uniknąć nieprzyjemnego spotkania, a nawet postawią nieproszonego gościa w niekomfortowej sytuacji. I okazuje się, że strach staje się moim sprzymierzeńcem. Gdyby nie on, beztrosko wdepnąłbym na minę albo zgubiłaby mnie brawura. Strach może mnie uratować.
Uwaga druga i ostatnia. Bym mógł ze strachu zrobić należyty pożytek, muszę wiedzieć, czego mam się bać. Im precyzyjniej, tym korzyści większe. I właśnie o tym mówi Chrystus. Czego się bać nie trzeba, a czego bać się należy. Całe zagadnienie ustawia On w perspektywie szerokiej, a nawet rzekłbym najszerszej. I gołym okiem widać, że Jego uwagi są nam niezbędnie potrzebne, gdyż często w naszym rozumieniu wszystko to stoi na głowie. Tam, gdzie bać się nie ma czego, my drżymy ze strachu, a tam, gdzie obawy nasze powinny być największe, brawura nasza jest przerażająca. Jesteśmy gotowi bać się śmierci, jednocześnie nie zwracając najmniejszej uwagi na kondycję, w jakiej ona nas zastanie.