Przeciętny człowiek nie zdaje sobie sprawy z tego, jak blisko jego życia znajduje się AI – sztuczna inteligencja. Sama myślałam, że to rzecz, która mnie nie dotyczy, że to sprawy naukowców – i to branży, z którą nie miewam na co dzień do czynienia. Do momentu, gdy musiałam zgłosić awarię internetu, a po drugiej stronie słuchawki odezwał się głos, oświadczając mi, że jest sztuczną inteligencją. Nie udało mi się z nim dogadać, po kilku próbach pojechałam do punktu, w którym mogłam porozmawiać z żywym człowiekiem. Algorytm, który otrzymał ów AI, nie okazał się wystarczający, żeby przewidzieć wszystkie scenariusze rozmowy. Nie rozumiał, co do niego mówię, a ja przed każdą kolejną próbą starałam się wymyślić klucz do niego i słowa, które powinien znać i na które powinien zareagować. Pomijam już nieprzyjemne odczucie, które tej niby rozmowie towarzyszyło: dyskomfort gadania do ściany. Dopiero potem dowiedziałam się, że to nie jedyna sztuczna inteligencja, z którą miałam do czynienia. Ta była po prostu wybitnie nieudana, innych po prostu nie zauważyłam. Okazuje się, że AI wkracza do działki, która mnie interesuje, czyli do dziennikarstwa i sztuki. Zaczynam się tego obawiać. Czy słusznie?
Generator tekstu
Miesiąc temu ukazała się informacja, że firma non-profit OpenAI opracowała system, który potrafi wygenerować tekst na podstawie podpowiedzi złożonej z jednego zdania. System, a właściwie algorytm, został nazwany GPT-2, co jest skrótem od nazwy Generative Pre-trained Transformer-2. To jeszcze jednak nie było istotą tej wiadomości. Najważniejsze w niej było to, że wyniki badania możliwości tego nowego algorytmu okazały się tak zaskakujące, że OpenAI, mimo że jego celem jest dzielenie się rezultatami swej pracy za darmo, postanowił GPT-2 nie udostępniać. Próbne i znacznie uproszczone wersje, i to na bardzo krótko, otrzymały redakcje kilku gazet, w tym „The Guardian”. Co jest takiego niebezpiecznego w GPT-2? To, że tak doskonale naśladuje pracę człowieka, że jest do tego stopnia rewelacyjny w tworzeniu tekstu, że mógłby zostać wykorzystany do treści określanych dzisiaj jako „deepfake”, treści kompletnie zmyślonych, a przede wszystkim obraźliwych i szkodliwych. Twórcy GPT-2 wyposażyli go w wiedzę opartą na 40 gigabajtach tekstów pobranych z różnych źródeł w internecie, linków zgromadzonych w serwisie Reddit i w mediach społecznościowych. Wystarczy podać mu jedno zdanie lub jeden akapit, a on jest zdolny rozpoznać język, temat, a nawet styl wypowiedzi i stworzyć wiarygodny dalszy ciąg. Potrafi przewidzieć, co powinno znaleźć się dalej. Podobne programy oczywiście już istniały, ale zwykle potykały się na logiczności wywodu, zdarzały się powtórzenia i różnego rodzaju dziwolągi językowe, składniowe i merytoryczne. Tym razem efekt jest spektakularny. GPT-2 potrafi tworzyć zarówno prasowe newsy, jak i dłuższe wypowiedzi oraz – uwaga – dzieła literackie. W redakcji „The Guardian” zaeksperymentowano z artykułem dotyczącym brexitu, sztuczna inteligencja stworzyła długi tekst pełen prawdziwych informacji przemieszanych z całkowicie wymyślonymi wypowiedziami premiera i ministrów, fałszywych cytatów i komentarzy rzecznika prasowego rządu. Wszystko to miało sens, było zgrabnie skomponowane i wiarygodne. „The Guardian” postanowił nie publikować tego wytworzonego tekstu nawet z zaznaczeniem, że jest fejkiem. Wystraszono się tego, że za jakiś czas wszyscy o tej informacji zapomną, a artykuł zacznie żyć swoim życiem, zaś cytaty pozbawione kontekstu będą cytowane w innych okolicznościach. Pokazał jedynie zdjęcia ekranu z fragmentami innych prób ilustrujących działanie algorytmu, można więc zapoznać się z: naukowym esejem o odkryciu jednorożców żyjących w Andach, raportem o kradzieży odpadów nuklearnych w Cincinnati, naukową pracą studencką na temat wojny secesyjnej i newsem o kradzieży w sklepie dokonanej przez Miley Cyrus. Podobno algorytm uczy się w sposób prosty: mając do dyspozycji 10 mln artykułów po tym jednym podanym mu zdaniu rozpoznaje styl, analizując w swojej bazie danych na przykład częstotliwość występowania połączeń słów czy kontekst, w jakim są używane. Szczerze mówiąc, pisząc to sama nie rozumiem, jak to się dzieje, że GPT-2 „nakarmiony” pierwszym zdaniem powieści Georga Orwella 1984 rozpoznał fakt, że dzieje się ona w przyszłości i kontynuował ją jako powieść futurystyczną. W tej całej sytuacji najciekawsze jest jednak to, że OpenAI, której statutowym powołaniem nie jest zarabianie pieniędzy, ale działalność badawcza nad sztuczną inteligencją, promowanie jej i udostępnianie rezultatów tej pracy w domenie publicznej, postanowił GPT-2 zablokować. Okazuje się, że twórcy zastanawiają się teraz, jak zaufać systemowi i czy jest to w ogóle możliwe, tym bardziej że ów system jest coraz bardziej złożony, a pokłady jego danych sięgają bardzo głęboko. GPT-2 może tworzyć streszczenia czy tłumaczenia, będąc bardzo praktyczny dla zwykłego użytkownika, ale może także tworzyć na przykład fałszywe recenzje produktów, nieuczciwie eliminując konkurencję. Twórcy wolą na razie go nie wprowadzać do użytku, obawiając się, że w dobie fake newsów mógłby stwarzać szczególnie duże niebezpieczeństwo dezinformacyjne i zostać wykorzystany dla celów ekonomicznych i politycznych.
Maszyna do pisania
Do czego mógłby jeszcze przydać się GPT-2? Na przykład do napisania eseju na zaliczenie, a nawet do stworzenia powieści. Zrobiłby to pewnie lepiej niż jego poprzednicy, generatory tekstu, które obecnie są w użyciu. Korzystają z nich częściowo takie serwisy informacyjne jak Reuters i Bloomberg, a australijska edycja „The Guardian” opublikowała w styczniu tego roku pierwszy artykuł napisany przez generator tekstu o nazwie ReporterMate. Jednak umówmy się, maszyna może i napisze tekst z rzetelnymi informacjami, ale nie jest w stanie stworzyć reportażu czy pogłębionego psychologicznie artykułu. To wciąż domena ludzka. A jednak nie ustają próby w udowodnieniu, że i maszyna może być zdolna do bardziej skomplikowanej kreacji. Czy więc jest zdolna napisać powieść? Czy możliwe, by stworzyła fikcję niosącą znamiona literatury pięknej? Dwa lata temu w Japonii jedna z powieści napisanej przez AI omal nie wygrała konkursu literackiego. Piszę: „jedna z”, ponieważ było ich kilka! Organizatorzy i jurorzy wiedzieli o ich istnieniu, jednak na etapie selekcji nie mieli przecież pojęcia o autorach czytanych przez nich powieści – dzieła były oznaczone symbolami. Tytuł książki, która przeszła pierwszy etap konkursu brzmiał: Dzień, w którym komputer napisze powieść, co mogłoby dać do myślenia, gdyby nie to, że był to konkurs literatury science fiction. Oczywiście w regulaminie konkursu istnieje punkt, według którego dzieło musi mieć autora, ale przecież w tym przypadku dzieło stworzył program komputerowy, który jak najbardziej swoich autorów posiada. Byli to naukowcy z Future University Hakodate, a konkurs, do którego zakwalifikowała się ta króciutka powieść to Nagroda Literacka Nikkei Hoshi Shinichi.
Także Stany Zjednoczone mają w tym zakresie swój sukces, a jego bohaterem jest Ross Goodwin. Artysta, haker i pisarz – jak przedstawia sam siebie. Interesuje się maszynami, a szczególnie tym, jak mogą wpłynąć na twórczość, zastępując człowieka. Jest też autorem książki napisanej przez sztuczną inteligencję, którą zmusił do współpracy. Książka wyszła w zeszłym roku, nosi tytuł 1 The Road i jest bardzo dosłowną powieścią drogi. Jej fragmenty można przeczytać na stronie internetowej Goodwina. Taki laik technologiczny jak ja może sobie wyobrazić, cóż on takiego zrobił: nakarmił AI prozą i poezją, a potem wyjechał samochodem wyposażonym w GPS i kamerę w drogę z Nowego Jorku do Nowego Orleanu. System w czasie drogi zbierał dane z kamery i ze współrzędnych, i od razu konwertował je na słowa. Położona na tylnym siedzeniu drukarka podłączona do systemu wypluwała na bieżąco kolejne strony powieści drogi. Powstał dziennik z podróży, początkowo fascynujący, a potem coraz bardziej nużący. „Była za siedem minut dziesiąta rano i to była jedyna dobra rzecz, jaka się wydarzyła” – brzmi jej pierwsze zdanie, a „pisarz pisarza”, jak określa się Goodwin, twierdzi, że jego piórem był samochód. Nie da się ukryć, że trochę to pokręcone, ale jedno jest pewne: książka stała się pretekstem do dyskusji na temat roli autora i sztuki w dobie maszyn. Sztuczna inteligencja wdziera się w nasze życie coraz mocniej, potrafi coraz więcej w coraz to nowych dziedzinach. Coś, co dzisiaj jeszcze wydaje nam się zarezerwowane tylko dla człowieka, jutro może być zawładnięte przez AI. Oczywiście tylko wtedy, gdy jej na to pozwolimy.
AI i sztuki wizualne
Zanim Ross Goodwin zabrał się za powieść (którą zresztą wydał w formie tradycyjnej książki), próbował trzy lata temu zastosować AI do napisania scenariusza filmowego. AI pracujący przy tym projekcie nazywał się Benjamin, a ponieważ krótkometrażowy film nakręcony według tego scenariusza miał należeć do gatunku science fiction, to Goodwinn nakarmił Benjamina ogromną ilością klasyki s.f. Benjamin pożarł między innymi scenariusze do wszystkich części Obcego, wszystkie sezony Z Archiwum X, Star Treka, ale także Piękny umysł. Ciekawe, czy także filmy Davida Lyncha, bo efekt najbardziej przypomina surrealistyczny klimat jego twórczości. Powstał więc film Sunspring, którego reżyserem jest Oscar Sharp, a główną rolę gra Thomas Middleditch, znany z Doliny Krzemowej. Rzecz dzieje się w nieokreślonej przyszłości, w obiekcie przypominającym stację kosmiczną, w którego to wnętrzach troje ludzi rozmawia o sytuacjach, których nie rozumiemy. Trochę tak, jakby wpaść do samego środka czyjegoś snu, w którym niczego nie możemy rozpoznać. Film trwa dziesięć minut, a Benjamin skomponował nawet piosenkę, która należy do ścieżki dźwiękowej. Inny AI, nazwany Watsonem, wymyślił za to w zeszłym roku całkiem sprawną reklamę dla Lexusa. Watson miał stworzyć najlepszą reklamę, wykorzystując swoją wiedzę na temat tego, jak odbiorcy reagują na oglądane filmy reklamowe. Nakarmiono go przedtem reklamami marek samochodów, które w ostatnich latach wygrywały konkursy. Watson nie przedstawił gotowego i napisanego scenariusza, ale przekazał ideę i ogólny zarys reklamy, szczegóły dopisali ludzie, a reżyserią zajął się Kevin MacDonald, zdobywca Oscara i reżyser takich filmów jak Czekając na Joe, Ostatni król Szkocji czy Whitney. Choć Watson znany jest szczególnie w branży medycznej, to klip Lexusa nie jest jego pierwszą stycznością z branżą filmową. Jego umiejętności wykorzystano wcześniej przy tworzeniu trailera do filmu Morgan. Przy tworzeniu reklam z AI zaczyna korzystać Burger King czy Coca-Cola. Możemy się już bać? Mnie te reklamy nie przekonują, ich przekaz jest zbyt idealny, zastanawiam się nad sensem wykluczenia człowieka z procesu twórczego. Z czego to wynika? Wolimy zaufać maszynie? Owszem, jest w stanie pomieścić więcej danych niż ludzki mózg, ale wciąż nie potrafi sprawić, że to, co stworzy, nas poruszy. Podchodzę do tego jak do eksperymentów, bo jaki jest właściwie inny cel tego, że AI ma tworzyć sztukę? Prace nad sztuczną inteligencją, która zastąpiłaby artystę, trwają od kilku lat, ale dopiero niedawno na aukcji w Christie’s, czyli poważanym domu aukcyjnym, wystawiono dzieło stworzone przez AI, które zostało kupione za niemal pół miliona dolarów. Kolektyw artystyczny Obvious stworzył wokół tego obrazu i kilku innych cała historyczna narrację: są to portrety fikcyjnej rodziny Belamy, tworzone według reguł epoki, w której przedstawiciele tej rodziny żyli. To produkt dwóch zwalczających się algorytmów: jeden nakarmiony dziełami sztuki stworzył portret, a drugi miał stwierdzić, czy to obraz namalowany przez człowieka, czy nie. Ten pierwszy miał oszukać ten drugi i jeśli mu się udało, to efekt był zaakceptowany i przez ludzi. Efekt jednak nie przekonuje, dzieła wychodzące spod ręki AI nie są dziełami sztuki, a sprzedany Portret Edmonda Belamy’ego stał się już symbolem zaproszenia AI do naszego życia.