Codziennie rocznica, najczęściej setna – takie wrażenie można odnieść, śledząc kalendarz ostatnich tygodni. I nic dziwnego. Przed stu laty rodziła się nowa Polska, powstawała w każdym aspekcie swego istnienia. Kościół, choć sto lat jest dla niego ledwie chwilą, także w tym państwowo-narodowym świętowaniu uczestniczy. Odrodzenie niepodległej Rzeczypospolitej przyniosło dla niego konieczność wejścia w struktury młodego państwa, stworzenia form współpracy z nim i powołania potrzebnych do tego instytucji.
W tych dniach obchodzić będziemy setną rocznicę utworzenia jednej z nich – Kurii Biskupiej Wojsk Polskich, poprzedniczki istniejącego dziś Ordynariatu Polowego Wojska Polskiego. Dzieje tej instytucji, kolejne zmiany jej organizacji i zadań nie są zbyt pasjonujące. Dlatego piszę o tej rocznicy z innej, bardziej ludzkiej strony. Wśród kapelanów wojskowych odnajdziemy wielu niezwykle zasłużonych, takich jak np. bohaterowie wojny polsko-bolszewickiej: księża Stanisław Skorupka i Stanisław Rozumkiewicz. Podczas kampanii wrześniowej 1939 r. zginęło 29 księży – co dziesiąty spośród służących w jednostkach frontowych. Piękną kartę zapisało podczas II wojny światowej wielu kapelanów, służyli w szeregach Polski Podziemnej i różnych formacji Wojska Polskiego, na wschodzie i zachodzie. Na drugim biegunie stali niektórzy kapelani wojskowi służący w strukturach Generalnego Dziekanatu Wojska Polskiego w okresie PRL-u, aktywnie współpracujący z komunistycznymi władzami.
Trudno w tak krótkim tekście przedstawić złożone dzieje duszpasterstwa wojskowego w ostatnim stuleciu. Chciałbym zatem przyjrzeć się tej ciekawej i niejednoznacznej historii przez pryzmat biografii dwóch kapłanów, którzy kierowali strukturami tego duszpasterstwa w II Rzeczypospolitej i podczas II wojny światowej. To biskupi polowi Stanisław Gall i Józef Gawlina. Pierwszy organizował duszpasterstwo wojskowe po odzyskaniu niepodległości, drugi kierował nim podczas II wojny światowej. Ich losy mogą nam ukazać panoramę, jakże niełatwych do jednoznacznej oceny, dziejów księży w mundurach.
Znakomity organizator
Duszpasterstwo wojskowe jest rówieśnikiem odradzającej się Rzeczypospolitej. W tych samych dniach początku listopada 1918 r. gdy do kraju powracał Józef Piłsudski, utworzono stanowisko naczelnego kapelana wojsk polskich, które powierzono ks. Janowi Pajkertowi. Był to jednak stan tymczasowy, zakończony 5 lutego 1919 r. utworzeniem w Polsce przez Benedykta XV Biskupstwa Polowego.
Po uprzednim uzgodnieniu z Naczelnym Wodzem papież mianował biskupem polowym ks. Stanisława Galla, biskupa sufragana warszawskiego. Jego prawdziwe nazwisko brzmiało nieco mniej oryginalnie, urodził się bowiem w 1865 r. jako Stanisław Gała. Zmienił nazwisko, gdy udawał się na studia do Rzymu. Był najbliższym współpracownikiem i przyjacielem arcybiskupa warszawskiego Aleksandra Kakowskiego, który przyczynił się do jego nominacji biskupiej w końcu lipca 1918 r. O tym, że biskup Gall otrzyma misję zorganizowania duszpasterstwa wojskowego w tworzonym dopiero wojsku polskim zdecydowały trzy osoby: wspomniany abp Kakowski, naczelnik państwa Piłsudski i ówczesny wysłannik Stolicy Apostolskiej abp Achilles Ratti, późniejszy papież Pius XI.
Nominat cieszył się opinią znakomitego organizatora i człowieka odważnego. Pamiętano, że kilka lat wcześniej, gdy okupacyjne władze niemieckie próbowały skonfiskować dzwony z katedry św. Jana w Warszawie, zasłonił własnym ciałem wejście do świątyni i otrzymał cios kolbą karabinu. Czasy wymagały człowieka o takich cechach, bowiem struktury duszpasterstwa wojskowego trzeba było formować w warunkach wojny, która niedługo zagrozić miała samemu istnieniu państwa polskiego. Biskup polowy większość czasu spędzał na froncie, wizytując walczące jednostki. W czerwcu 1919 r. odwiedził Poznań i oddziały Armii Wielkopolskiej, które miały niedługo wyruszyć na wojnę z Rosją bolszewicką.
Szybko zbudowano struktury duszpasterstwa i nadano chrześcijański charakter formacji żołnierzy. Każdy dzień rozpoczynał się dla tych, którzy byli chrześcijanami, wspólną modlitwą. Odmawiano „Ojcze nasz”, „Zdrowaś Maryjo”, „Wierzę w Boga” i śpiewano Kiedy ranne wstają zorze. Wieczorem, po capstrzyku, odmawiano „Anioł Pański” i „Wieczny odpoczynek”. Modlitwę kończyło odśpiewanie pieśni Wszystkie nasze dzienne sprawy. W każdą niedzielę i święto żołnierze uczestniczyli w Mszy św. Po kazaniu śpiewano dwie zwrotki Boże coś Polskę. Zapewniono żołnierzom możliwość odbycia spowiedzi adwentowej i wielkanocnej. Zasady te, przyjęte w 1921 r., utrzymały się z niewielkimi zmianami do wybuchu II wojny światowej.
Konflikt z Marszałkiem
Trudno powiedzieć, kiedy zaczął się rodzić konflikt pomiędzy biskupem polowym a środowiskiem legionowym, dominującym w ówczesnym życiu politycznym i wojskowym Polski. Niestety w następnych latach problem ten położył się cieniem na posłudze bp. Galla i ostatecznie doprowadził do jego ustąpienia.
Przyczyny konfliktu leżały w sferze politycznej, poglądach i cechach osobowości Józefa Piłsudskiego. Zdawał on sobie sprawę, że spora część duchowieństwa polskiego sympatyzowała z endecją, której marszałek szczerze nienawidził. Gdy po przewrocie dokonanym przez Piłsudskiego w maju 1926 r. wielu kapelanów wojskowych zaczęło krytykować bezprawny charakter tych wydarzeń, uznał to za akt nielojalności nie tylko wobec swojej osoby, ale również wobec armii i państwa. Komendant wolałby zapewne, aby na stanowisko biskupa polowego powołać któregoś z księży akceptowanych w środowisku piłsudczykowskim, np. płomiennego kaznodzieję bp. Władysława Bandurskiego.
Do eskalacji konfliktu doszło w 1931 r., gdy zmarł Sławomir Czerwiński, minister wyznań religijnych i oświecenia publicznego, który był protestantem niedawno nawróconym na katolicyzm. Bp Gall odprawił nabożeństwo żałobne, ale nie poprowadził konduktu pogrzebowego. Piłsudski uznał to za akt obrazy i zażądał od biskupa ustąpienia ze stanowiska. Gdy ten odmówił, marszałek polecił wstrzymać finansowanie Kurii Polowej, czego konsekwencją było zaprzestanie wypłat dla kapelanów wojskowych. Po miesiącu bp Gall ustąpił.
Cała sprawa nabrała wymiaru wybitnie emocjonalnego i pokazała, że stosunki państwa i Kościoła w okresie międzywojennym nie należały do sielankowych. Piłsudski w rozmowie z nuncjuszem papieskim Francesco Marmaggim użył wobec biskupa polowego słów, które być może w jego ustach nie dziwią, były jednak czymś pozbawionym precedensu wobec wysokiej rangi dostojnika kościelnego: „Pełen intryg i świństw. Nie mogłem go ani chwili trzymać w wojsku. Lepiej zabić niż w wojsku trzymać w sprzeczności z honorem. […] Księdza Galla mogło to spotkać, że każdy oficer miałby prawo go bić po pysku i ja nie mógłbym wobec takiego faktu wyciągnąć konsekwencji”. W warunkach coraz bardziej represyjnej dyktatury takie słowa mogły być dla biskupa groźne, stanowiły bowiem przyzwolenie dla użycia przemocy przez tych, którzy otaczali Komendanta niemal religijnym kultem.
Bp Gall po ustąpieniu pozostał w Warszawie i zmarł tam w 1942 r. Zapamiętano, że zdołał uratować życie kilku księży pochodzenia żydowskiego, m.in. słynnego ks. Tadeusza Pudra, kilka lat wcześniej spoliczkowanego przez ONR-owskiego fanatyka.
Bardziej polowy niż biskup
Następca pierwszego biskupa polowego przychodził w trudnej sytuacji. Ks. Józef Gawlina, który został nominowany w 1933 r. miał się okazać człowiekiem w tej roli opatrznościowym. Przez następne trzydzieści lat pozostawał jednym z najważniejszych symboli niepodległej Rzeczypospolitej, także, a może przede wszystkim, wówczas gdy jej zabrakło.
Ślązak z pochodzenia potrafił doskonale porozumieć się z żołnierzami, chyba lepiej niż z księżmi podlegającymi jego jurysdykcji, wobec których miał bardzo wysokie wymagania. Wielu tego nie akceptowało. „Bardziej polowy niż biskup” – mawiali. Jego pozycję i autorytet zbudował czas wojenny. Po agresji niemieckiej na Polskę biskup opuścił Warszawę i przedostał się do Rumunii. Podczas ewakuacji pod Łuckiem Gawlina został ranny w wyniku niemieckiego nalotu. Odłamek szrapnela uszkodził mu ramię i zranił twarz. Jego osobisty kapelan, ks. Mikołaj Drużbacki, ogromnie przywiązany do swojego zwierzchnika, zginął od bomby lotniczej. Dalej droga prowadziła do Włoch, Francji, a później do Anglii, gdzie rozpoczął organizowanie duszpasterstwa w Polskich Siłach Zbrojnych na Zachodzie. Podobnie jak poprzednik nie był łatwym partnerem dla polityków. Znany jest jego konflikt z gen. Sikorskim, który nie akceptował samodzielności biskupa polowego i oskarżał go o brak lojalności.
Na nieludzkiej ziemi
Chyba nigdy żaden biskup polowy nie stanął wobec wyzwania tak trudnego i ważnego jednocześnie, jakie stało się udziałem bp. Józefa Gawliny w 1942 r. Wyruszył wówczas do ZSRR, gdzie tworzyły się oddziały Armii Polskiej pod dowództwem gen. Władysława Andersa, które były wówczas rozlokowane na rozległych obszarach Azji Środkowej. Podczas kilkumiesięcznego pobytu na „nieludzkiej ziemi” biskup przemierzył tysiące kilometrów, docierając do najbardziej odległych zakątków Turkiestanu, Uzbekistanu, Kazachstanu i Kirgizji. Odprawiał nabożeństwa, odwiedzał szpitale i sierocińce, chrzcił i bierzmował (wybierzmował ok. 5,5 tys. żołnierzy). Przyjął do Kościoła katolickiego samego gen. Andersa, który był wcześniej ewangelikiem. Nie ograniczał swej pomocy tylko do chrześcijan. Dzięki niemu udało się wyjechać z terenu ZSRR wielu Polakom pochodzenia żydowskiego. Ta działalność, na którą z coraz większą niechęcią patrzyły władze sowieckie, oddziaływała również na ludność miejscową. „Przez dwadzieścia lat nie odrobimy strat tych dwu miesięcy” – narzekał podobno sam marszałek Żukow.
Piękną kartę zapisał bp Gawlina w 1944 r. podczas bitwy pod Monte Cassino, gdy objął funkcję kapelana liniowego w punkcie opatrunkowym. Oprócz zadań duszpasterskich opatrywał rannych, nie unikał ognia na pierwszej linii. Za udział w walkach o klasztor odznaczony został Krzyżem Kawalerskim Orderu Virtuti Militari.
Po wojnie nie wrócił do Polski, pozostał na obczyźnie i poświęcił się pracy dla polskiego wychodźstwa. Papież Pius XII mianował go Protektorem Emigracji Polskiej. Chyba nigdy nie przestał poczuwać się do związków z wojskiem, gdyż wyraził wolę, aby spocząć na polskim cmentarzu na Monte Cassino.
***
Epoka dwóch pierwszych biskupów polowych to historia czasu próby, której duszpasterstwo wojskowe z pewnością sprostało. Późniejsze czasy reżimu komunistycznego trudno ocenić równie pozytywnie, wielu kapelanów wojskowych wywodziło się z kręgu „księży patriotów” i wchodziło w zbyt intensywne relacje z systemem.
Dzisiejszy Ordynariat Polowy chce nawiązywać do tradycji międzywojennych i emigracyjnych, staje jednak wobec wielu kontrowersji, które są pochodną zmian roli Kościoła we współczesnych państwach i społeczeństwach. Z pewnością nie warto lekceważyć pytań o to, jak powinna wyglądać posługa duszpasterska we współczesnej armii: które elementy tradycji należy utrzymać, które odrzucić. Czy dziś jest jeszcze potrzebny widok księdza w mundurze wojskowym, dysponującego wszystkimi przywilejami kasty oficerskiej? Czy sprawując posługę wśród żołnierzy, trzeba być jednym z nich? Czy nie niesie to ze sobą zagrożenia ulegania tym przywarom, które są charakterystyczne dla środowiska wojskowego? Co ze spuścizny biskupów Galla i Gawliny pozostaje aktualnym, a co należy do przeszłości?