I nie chodzi tak bardzo o prześladowania – akurat w tych krajach nie są one szczególnie obecne – ale o obcą Ewangelii mentalność dominującej większości, która w znacznym stopniu hamuje rozwój ewangelicznej kultury w tych krajach. Kultury, która mogłaby sprzyjać poprawie relacji międzyludzkich, szczególnie rodzinnych.
Młodym ludziom bardzo trudno się żyje w japońskim społeczeństwie – czytamy w depeszy KAI. Szkoły serwują żelazne zasady, rodziny są coraz częściej rozbite, a dzieciom nikt nie towarzyszy w rozwoju. – W tym kontekście bardzo ważne są słowa Franciszka do młodych o konieczności budowania więzi i relacji – podkreśla emerytowany biskup pomocniczy Tokio Katsuhiro Mori. Przyznaje on również, że papież Franciszek bardzo trafnie przytoczył słowa Matki Teresy z Kalkuty, że „najstraszniejszą biedą jest samotność i poczucie bycia niekochanym”. Jego zdaniem papieska diagnoza „dramatycznie pasuje do realiów życia tamtejszej młodzieży”. „Młodzi potrzebują nie tylko mistrzów, których nie mają, ale zwyczajnie przyjaciół i rodziców u boku, a tego też brakuje” – mówi Radiu Watykańskiemu bp Mori.
Tematem podjętym przez Franciszka w czasie pielgrzymki, który nadal pozostawia wiele pytań, jest sprawa wykorzystania energii jądrowej. Z Tokio dla „Przewodnika” pisze o tym Michał Kłosowski (s. 16). Propozycja Franciszka jest jasna: skończmy budować równowagę sił międzynarodowych, opierając się na strachu. A tak przecież jest. Nadal wierzymy, że możemy czuć się bezpieczni tylko wtedy, gdy większe siły zbrojne będą po naszej stronie, ewentualnie naszego sojusznika. Przekonaliśmy się o tym w czasie „zimnej wojny”. Właśnie wtedy dotarło do nas, że wykorzystanie bomby atomowej jest możliwe i że będzie się bał jej użyć tylko ten, komu zagrażać będzie użycie tej samej broni ze strony jego przeciwnika. Właśnie dlatego do tragicznego zakończenia zimnowojennego konfliktu nie doszło, a strony uznały, że należy się porozumieć. Można powiedzieć, że obok porozumień pokojowych zadecydował właśnie strach: jeśli zrobię pierwszy krok, nie wiem, jak odpowie druga strona.
Dlatego tak kategoryczne wezwanie Franciszka, aby porzucić politykę strachu i szukać pokoju w postawie dialogu, nie jest rzeczą całkowicie oczywistą. Japońskie media wychwalają Franciszka za jego determinację. Kto jak nie Japończycy – wśród których nadal żyje wielu pamiętających zrzuty bomby atomowej na Hiroszimę i Nagasaki – powinni być pierwszymi ambasadorami rozbrojenia nuklearnego. I rzeczywiście dzisiaj nimi są. Nawet przeciętni obywatele Japonii – wspomina w swoim artykule Michał Kłosowski – doceniają papieża Franciszka za jego propozycję dążenia do pokoju przez porzucenie logiki strachu. Tylko czy to jest możliwe? Czy papież nie kreuje się w ten sposób na pacyfistycznego kontestatora współczesnych układów politycznych, które pomimo swoich mankamentów zapewniają nam jednak względny pokój w świecie? Czy rozbrojenie jest w ogóle możliwe?
Nie potrafię na te pytania odpowiedzieć. Ale to też oznacza, że do tematu będziemy musieli powrócić, zapytać ekspertów, którzy będą w stanie przekonać nas, że papież nie jest naiwnym marzycielem. A może uznamy, że i w tym kontekście okazał się prorokiem? I to prorokiem, który wskazuje drogę trudną, ale możliwą. Taką, która prowadzi do pokoju. Bo może nie tyle powinniśmy się dzisiaj obawiać tego, że któreś z państw świata posiadających bombę atomową przestanie się bać sił NATO, ile że po prostu jej użyje. Nawet jeśli jego siły militarne i broń nie będą wystarczające, aby z NATO się mierzyć. Czy nie jest konieczne właśnie rozbrojenie, aby do żadnej tragedii nie doszło, zanim będzie za późno?
Papież wydaje się naiwny. W rzeczywistości może okazać się, że i w tej sprawie po prostu widzi głębiej i dalej.