Wojna jeszcze trwała, a III Rzesza stała u progu swego końca. Był początek maja 1945 r. Adolf Hitler już nie żył, Berlin skapitulował, ale niedobitki wojsk niemieckich wciąż broniły się w odizolowanych ośrodkach Europy Środkowej. Tak było na części terytorium Czech, które były kontrolowane przez Niemcy do samego końca wojny. Właśnie tam w okolicy Holiszowa, 5 maja – zaledwie trzy dni przed bezwarunkową kapitulacją Rzeszy – rozegrały się wydarzenia, których okoliczności mogą się wydać dość zaskakujące. Kilkusetosobowy oddział wojska wyzwolił obóz koncentracyjny dla kobiet, uwalniając około tysiąca więźniarek różnych narodowości. Żołnierze walczący o wyzwolenie obozu nosili polskie mundury i mieli na ramionach naszywki ze stylizowaną jaszczurką.
Skąd regularny polski oddział na terenie zachodnich Czech w ostatnich dniach wojny? To bez wątpienia jedna z ciekawszych i bardziej kontrowersyjnych historii tamtego czasu. Żołnierze ci wchodzili w skład Brygady Świętokrzyskiej Narodowych Sił Zbrojnych, formacji oskarżanej o kolaborację z niemieckim okupantem i piętnowanej nie tylko przez komunistyczne władze PRL, ale również związane z tradycją Polskiego Państwa Podziemnego środowiska weteranów AK.
Dziś spór wokół Brygady rozgorzał na nowo w związku z patronatem przyznanym obchodom 75. rocznicy jej powstania przez prezydenta Andrzeja Dudę. Reakcje na ten fakt są – jak to u nas bywa – skrajne. Pomińmy komentarze polityków, artystów, poetów, kombatantów, blogerów, etc., przeczytajmy jedynie dwie opinie historyków. – Dzisiejsze państwo polskie dało wyraźny sygnał, że ten świat wartości i te czyny, które towarzyszyły żołnierzom, oficerom, a także politykom związanym z NSZ, są bliskie dzisiejszemu państwu – powiedział prof. Jan Żaryn, historyk i senator PiS. – Mają rację ci, którzy twierdzą, że historia Brygady Świętokrzyskiej jest gotowym scenariuszem filmowym. Musiałoby to być mroczne, pełne przemocy kino rozliczeniowe. Na heroiczną, krzepiącą, patriotyczną epopeję losy Brygady nie nadają się wcale – tak z kolei uważa prof. Rafał Wnuk, historyk z KUL.
Ideowe korzenie
Aby wyrobić sobie zdanie na temat prezydenckiej inicjatywy, należałoby poznać głębiej historię Narodowych Sił Zbrojnych, także ich korzenie organizacyjne i ideowe. Spróbujmy to w skrócie uczynić. NSZ były formacją wyrosłą z tradycji szczególnego, skrajnego odłamu polskiego ruchu nacjonalistycznego. Obóz Narodowo-Radykalny, później podzielony na ONR Falanga i ONR ABC, propagował idee zerwania z demokracją i budowy państwa o cechach totalitarnych. Wiele inspiracji czerpał z faszystowskich Włoch i nazistowskich Niemiec. Podczas wojny środowiska endeckie utworzyły Narodową Organizację Wojskową, która później wraz z innymi formacjami zbrojnego podziemia weszła w skład AK i uznała zwierzchnictwo Rządu Polskiego na Emigracji. Jednak część NOW, wywodząca się z dawnego ONR, w dużej części reprezentujących organizację Związek Jaszczurczy (to nawiązanie do wojny trzynastoletniej z XV w. – stąd wzięły się jaszczurki na mundurach żołnierzy NSZ), odrzuciła tę decyzję.
Utworzyli oni odrębną formację – NSZ – i pozostali poza strukturami Polski Podziemnej (dodajmy, że jedyną oprócz NSZ większą organizacją podziemną, która nie podporządkowała się Rządowi na Emigracji i dowództwu AK była Polska Partia Robotnicza i jej zbrojne ramię Gwardia Ludowa). Polityczną bazą dla NSZ była tzw. Grupa Szańca, wyrastająca z tradycji przedwojennego ONR ABC. NSZ nie chciały uznać, iż wojna toczy się jedynie z Niemcami, a ZSRR jest – jak wtedy mawiano – „sojusznikiem naszych sojuszników” i nie akceptowały demokratycznej formy państwa, którą pragnęli budować przywódcy rządu i państwa podziemnego. Im bliżej było końca wojny, im wyraźniej rysowała się klęska Niemiec, tym mocniej NSZ stawiały na konieczność oporu wobec ZSRR i zwalczania polskich formacji komunistycznych oraz odżegnywały się od prowadzenia dalszej walki z III Rzeszą. Ich wizja dwóch wrogów powoli przekształcała się w koncepcję jednego wroga – komunistów.
Najważniejszy wróg: ZSRR
W sierpniu 1944 r. – w chwili, gdy miały miejsce decydujące dla późniejszych losów Polski zdarzenia – przywódcy NSZ podjęli decyzję o stworzeniu dużej, silnej jednostki, która mogłaby odegrać istotną rolę militarną i polityczną. Taka była geneza powołania 11 sierpnia 1944 r. Brygady Świętokrzyskiej NSZ, nieźle uzbrojonej formacji liczącej początkowo około 800, później nawet 1200 żołnierzy. Jesienią 1944 r. Brygada toczyła walki szczególnie z oddziałami Armii Ludowej i partyzantką radziecką. Niekiedy dochodziło do starć z Niemcami, choć były one raczej wymuszone przez konkretne okoliczności i miały charakter obronny. Wówczas już dowódcy NSZ nie mieli wątpliwości, że ZSRR jest najważniejszym przeciwnikiem Polski.
Gdy w styczniu 1945 r. ruszyła radziecka ofensywa znad Wisły, żołnierze Brygady znaleźli się w wielkim niebezpieczeństwie. Wzięcie do niewoli przez Armię Czerwoną oznaczałoby dla nich wywózkę i niemal pewną śmierć. Wtedy zapadła decyzja, aby wycofać się w kierunku zachodnim i poszukać możliwości wejścia w skład polskich sił zbrojnych na Zachodzie. Wykorzystano istniejące już wcześniej kontakty z niemieckimi władzami okupacyjnymi, szczególnie współpracę jednego z członków dowództwa NSZ Huberta Jury ps. Tom z szefem radomskiego Gestapo kpt. Paulem Fuchsem, i uzyskano zgodę na przemieszczanie się Brygady wraz z Wehrmachtem. Brygada Świętokrzyska przemieściła się w następnych tygodniach na terytorium Czech, otrzymując od Niemców nie tylko wolną drogę, ale również pomoc żywnościową i militarną. Podczas stacjonowania w Czechach Niemcy usiłowali wykorzystać żołnierzy Brygady do bezpośredniej walki z ZSRR. Dowódcy odrzucili możliwość włączenia się jej żołnierzy w działania na froncie, ale zobowiązali się do: „przygotowania dla celowych przerzutów na teren Polski odpowiednio przygotowanych grup dowódczych i dywersyjnych”.
Do dziś historycy spierają się o ocenę rzeczywistej natury współpracy Brygady Świętokrzyskiej z Niemcami: czy był to wyraz pragmatyzmu, czy ideologicznego zaślepienia wiodącego ku kolaboracji?
Rozliczenia z przeszłością
Gdy w kwietniu 1945 r. klęska III Rzeszy była już bliska, dowódcy Brygady podjęli decyzję o zerwaniu współpracy z Niemcami i podjęciu z nimi walki tak, aby uzyskać uwiarygodnienie w oczach aliantów. Za wszelką cenę, wbrew faktom, starano się przedstawić Brygadę jako część AK, organizowano nawet nabożeństwa za duszę Józefa Piłsudskiego, co dla ideowych narodowców musiało mieć charakter świętokradztwa.
Zachodnią część Czech zajmowały wówczas wojska amerykańskie pod dowództwem legendarnego gen. Pattona i ku nim właśnie zaczęły się kierować oddziały Brygady. Po drodze miał miejsce wspomniany na wstępie epizod wyzwolenia obozu w Holiszowie. Początkowo, po nawiązaniu kontaktu z Amerykanami, Brygada została przez nich uznana za formację sojuszniczą, później jednak, również w efekcie działań radzieckiej agentury, została rozwiązana, a jej żołnierzy wcielono do tzw. kompanii wartowniczych. Jedno się im udało – w odróżnieniu od radzieckich formacji kolaboracyjnych, tzw. Własowców, nie deportowano ich do Polski, na pewną śmierć. Przez lata w PRL byli przedstawiani jednoznacznie, jako zdrajcy godni najwyższego potępienia.
Po roku 1989 przyszedł czas, gdy – jak się spodziewano – powinno nastąpić oderwanie historii od bieżącej polityki. Miał przyjść czas, gdy wreszcie sprawiedliwie ocenimy to, co w naszej przeszłości wspaniałe i to, za co powinniśmy się wstydzić. Tak się nie stało, bo chyba się stać nie mogło. Historia została podporządkowana polityce, stała się pożywką dla tzw. polityki historycznej. Stosunek do wydarzeń i postaci historycznych zaczął stawać się coraz wyraźniej funkcją politycznych gier. Przeszłość i bohaterowie ją zaludniający zostali wprzęgnięci w naszą współczesną wojnę polsko-polską, a dzieje Brygady Świętokrzyskiej i ich dzisiejsze reprezentacje są jednym z lepszych przykładów ilustrujących to zjawisko.
Kryteria patronatu
Czy prezydent powinien obejmować swym patronatem dzieje Brygady Świętokrzyskiej? W stosownym dokumencie wydanym przez Kancelarię Prezydenta czytamy: „Patronat Narodowy Prezydenta RP może być przyznany wszelkim przedsięwzięciom, które służyć będą upamiętnieniu oraz pielęgnowaniu niepodległościowych postaw, dokonań i aspiracji. Cennym efektem jubileuszowych obchodów będzie wspólne odkrywanie przez nas historycznych nici, które przez stulecia łączyły niepodległościowe wysiłki Polaków. […] Oddajemy hołd wszystkim, którzy pod różnymi politycznymi barwami i kierując się nieraz odmiennymi ideowymi przekonaniami, dążyli do wspólnego celu – do wybicia się na niepodległość, do zbudowania silnej, sprawiedliwej i zdolnej do rozwoju Rzeczypospolitej”.
Czy Brygada Świętokrzyska odpowiada kryteriom przedstawionym w cytowanym dokumencie? Zapewne tak. Jego treść została zredagowana w ten sposób, że motywacje decyzji dowódców Brygady nie wydają się z nią sprzeczne. Wartością naczelną, która jest wymieniana w prezydenckim dokumencie jest niepodległość. Nie mówi się konkretniej o postulowanej formie suwerennego państwa, ma być niepodległe, ale również „silne, sprawiedliwe i zdolne do rozwoju”. To, że NSZ i Brygada Świętokrzyska walczyły o Polskę niepodległą, nie ulega wątpliwości. Także epizody określane nieraz jako kolaboracja nie są sprzeczne z tym podstawowym dążeniem. Warunek konieczny dla objęcia uroczystości rocznicy powstania Brygady wydaje się zatem spełniony.
Warunek konieczny tak, ale czy również wystarczający? Tu pojawiają się wątpliwości. Zostawmy sprawę kolaboracji z Niemcami – pragmatyczna czy ideowa była faktem, nie miał co do tego wątpliwości najważniejszy zapewne badacz dziejów Polski podziemnej prof. Tomasz Strzembosz. Zapytajmy o coś innego: czy rzeczywiście NSZ i Brygada Świętokrzyska spełniały warunek działania na rzecz „państwa sprawiedliwego”, o czym wspomina dokument prezydencki? Jakiej Polski pragnęli działacze ONR, Grupy Szańca, dowódcy NSZ i Brygady?
Niepodległa, ale czy sprawiedliwa?
Aby na to pytanie odpowiedzieć, trzeba przyjrzeć się ideom głoszonym w tym środowisku, przed i w czasie wojny, poszerzyć obszar refleksji, wyjść poza przygodowo-sensacyjne opowieści, w które obfitują wspomnienia i apologetyczna literatura. Otóż ONR był głosicielem idei państwa totalitarnego, opartego na jednej ideologii (politycznie rozumianym narodowym katolicyzmie), zorganizowanego w jednolitej formule monopartii i centralnie sterowanego wychowania młodzieży. Tym, co ów postulowany system różniło od nazistowskiego, to brak rasizmu i swoiście rozumiany katolicyzm. Polska miała być państwem narodowym, w którym mniejszości winny być pozbawione pełni praw obywatelskich, skazane na asymilację lub na wygnanie. „Wielka Polska Katolicka” – hasło skandowane dziś przez pogrobowców tamtych idei – miała być antydemokratyczną, antywolnościową, ksenofobiczną formą totalitarnego reżimu. Niepodległą – owszem, ale czy sprawiedliwą?
Osobną kwestią spuścizny tego środowiska był antysemityzm, który bynajmniej nie wygasł w czasie wojny. Niech za świadectwo posłużą tu dwa, wybrane z ogromnej liczby, cytaty z okupacyjnej, podziemnej prasy wydawanej przez środowisko dawnego ONR. „U Żydów straszliwie i nieuleczalnie chora dusza musiała i ciało zarazić. Poprzez krew idą zatrute właściwości rasy żydowskiej z pokolenia w pokolenie. Krew to tak silna, że w mieszanych małżeństwach nieraz w trzecim czy czwartym pokoleniu wyłazi z mieszańca Żyd, równie groźny jak ten czystej krwi” – to pierwszy. I drugi: „Możemy potępiać Niemców za ich bestialskie metody, ale nie możemy zapominać o tym, że żydostwo było i będzie zawsze elementem destrukcyjnym w naszym organizmie państwowym. Likwidacja Żydów na ziemiach Polski ma wielkie znaczenie dla przyszłego naszego rozwoju, gdyż uwalnia nas od wielomilionowego pasożyta. […] Niemcy poważnie nam w tej kwestii pomogli”.
Cóż się dziwić, że Michael Schudrich, naczelny rabin Polski, odesłał prezydentowi zaproszenie z takim oto komentarzem: „zorganizowanie tych uroczystości znieważa pamięć wszystkich obywateli Polski poległych w walce z Niemcami. Zaproszenie mnie do wzięcia w nich udziału traktuję jako osobistą zniewagę”.
Prof. Jan Żaryn przyjął, że wartości NSZ „są bliskie dzisiejszemu państwu”, prezydent Andrzej Duda, akceptując patronat, uznał kształt niepodległego państwa zakładany przez tę formację za „sprawiedliwy”. Zadajmy sobie pytanie, czy chcemy, aby nasze państwo było budowane według wartości wyznawanych przez przywódców NSZ, czy uznajemy je za sprawiedliwe? Odpowiedź będzie tożsama z oceną słuszności prezydenckiego patronatu.
Ten świat wartości i te czyny, które towarzyszyły (…) NSZ, są bliskie dzisiejszemu państwu
prof. Jan Żaryn, historyk i senator PiS
Na heroiczną, krzepiącą, patriotyczną epopeję losy Brygady nie nadają się wcale
prof. Rafał Wnuk, historyk z KUL