Najpierw listy z nabojami, potem głuche telefony, w końcu ataki bombowe. Nowemu proboszczowi parafii św. Ducha stawiane jest proste ultimatum: zamykasz kościół albo giniesz. Ks. Ragheed Aziz Ganni przewodzi wspólnocie w Mosulu, sercu jednego z największych miast irackich, które stopniowo ogarnia przemoc rodzącego się w Iraku Państwa Islamskiego. Ma świadomość, że jego powrót w 2003 r. ze studiów w Rzymie do Iraku był jednoznaczny ze zgodą na ewentualne męczeństwo. Ultimatum terrorystów świadomie więc odrzuca. Nie reaguje na groźby. Mimo wszystko robi swoje.
Mój syn, syn Kościoła
W 2007 r. do ks. Roberta Christiana, swojego profesora w Rzymie, pisze: „Tutaj sytuacja jest gorsza niż w piekle. (…) Przemówienie papieża [Benedykta XVI w Regensburgu 12 września 2006 r.] rozpaliło ogień nienawiści w mieście. Kapłan syro-prawosławny został ścięty; moja parafia była atakowana pięć razy. Mnie grozili, jeszcze zanim ksiądz został uprowadzony”. „Ramadan był dla nas w Mosulu katastrofą – pisze dalej w tym samym liście. Setki rodzin chrześcijańskich, w tym moja i moich wujów, uciekły poza miasto. Tutaj codziennie spotykamy się ze śmiercią”.
3 czerwca 2007 r., czyli tego samego dnia, w którym tragiczne ultimatum zostaje rozwiązane, ks. Ragheed rankiem jedzie jeszcze do domu rodzinnego. Chce mamie pokazać swoje zdjęcie. Musiał odnowić dokumenty, robi więc wiele odbitek. Jedną z nich postanawia powiększyć. Robi to celowo. ,,Mamo, zobacz, co zrobiłem. To będzie zdjęcie na mój pogrzeb, przynajmniej o to nie będziecie musieli się martwić… Mama reaguje nerwowo: – A więc grozili ci? – Wszystkie kościoły są zagrożone – opowiada. – Ale czy grozili tobie osobiście?". Ks. Ragheed wychodzi z domu w milczeniu. Odpowiedź wydaje się enigmatyczna. Ale nie dla mamy. Jego spokojny uśmiech wyrył się głęboko w jej pamięci. Niezapomniany uśmiech, który jej, mamie, powiedział wszystko.
Zapytana przez dziennikarza telewizji Telelimiere, dlaczego jej syn nie wyjechał, cytuje: „Nigdy. Prosili mnie, bym pracował tutaj, w Iraku… Gdyby ktoś został księdzem, a później wyjechał za granicę, to żadnego księdza by tu nie było”. Dziennikarz pyta też o nią, czy sama go do wyjazdu nie namawiała: „Nie mogę powiedzieć mu, żeby zostawił Kościół, jest dzieckiem Kościoła. To prawda, że jest moim synem i wychowałam go, ale stał się synem Kościoła”.
Miłość na linii strzałów
Baian Adam Balla jest żoną jednego z trzech subdiakonów, którzy również tracą życie z ks. Ragheedem. W niedzielę, po skończonej liturgii, proboszcz parafii św. Ducha zostaje uprowadzony z trójką swoich najbliższych współpracowników. Pani Baian, której udaje się ocalić życie, obserwuje mordowanie swojego męża, przyjaciół i ks. Ragheeda. Jest jedynym bezpośrednim świadkiem ich męczeństwa. Zapamiętuje ostatnie słowa ks. Ragheeda. „Mówiłem ci, żebyś zamknął kościół, dlaczego tego nie zrobiłeś?” – pyta jeden z zabójców. Ks. Ragheed miał odpowiedzieć spokojnie: „Nie mogę zamknąć domu Boga”.
Po tym wyznaniu padają dziesiątki strzałów. Najpierw jednak ks. Ragheed okazuje jeszcze jeden, ostatni, heroiczny gest miłosierdzia. Gest świadczący o pełnej świadomości tego, za Kogo i za jaką sprawę oddaje życie. Po dramatycznym dialogu z zabójcą odwraca się nagle do pani Baian i pokazuje jej drogę ucieczki. Sam staje na linii strzałów między nią a mordercami. Jeden z nabojów trafia w lewe oko, dwa pozostałe w lewy policzek. Kolejne kule przeszywają ciało, a wraz z nim obrazek Jezusa i Maryi, które ks. Ragheed nosi w kieszeni. W końcu kule trafiają w nowy dowód osobisty, przeszyty strzałami w bardzo wymowny sposób: jedna kula niszczy napis „Republika Iracka”, druga „chrześcijanin”.
Splot, w którym nie ma przemocy
Symboliczna śmierć irackiego męczennika splata w sobie wiele miłości: miłość do Jezusa, będącą odpowiedzią na miłość, którą ks. Ragheed szczególnie ceni i odkrywa w Eucharystii; miłość do Maryi, która jest dla niego obrazem miłości prostej i pokornej; miłość do pani Baion – która reprezentuje jego najbliższą wspólnotę, której mimo zagrożenia nie opuścił i za którą oddał życie; miłość do ojczyzny, do której powraca z Rzymu mimo niebezpieczeństwa; miłość do Kościoła, który dał mu możliwość szerokiego wykształcenia i przez świadectwo oddanych księży uczynił odważnym chrześcijaninem; no i miłość do rodziny, która go w powołaniu zawsze wspiera. I dlatego to ona, na znak miłości i jedności w wierze, otrzymuje to samo zdjęcie, które on zabiera ze sobą do domu Ojca.
Ten splot nie jest przypadkowy. Jest możliwy i tak silny, ponieważ ks. Ragheed mówi także – i to wielokrotnie – o miłości do morderców. Mówi o miłości Bożej, mocniejszej niż ludzka zawiść. I to ona świadczy najbardziej o wielkości i świętości jego życia. To ona zdradza, że ks. Ragheed rzeczywiście był uczniem Chrystusa proszącego z krzyża: „Przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią”. „Ulegnięcie pokusie zemsty oznaczałoby brak szacunku dla ks. Ragheeda” – podkreśla ks. Christian.
Metafora twarzy Chrystusa
Zdjęcia z pogrzebu utrwaliły znamiona okrucieństwa, które dla najbliższych i wspólnoty irackich chrześcijan szybko stały się metaforą twarzy Chrystusa, „zabitego Baranka”. „Stąd na jego cierpiącej twarzy znajduje się pieczęć miłości, która nie umiera” – pisze ks. Rebwar Audish Basa, iracki ksiądz, autor książki o jego życiu i męczeństwie. Kard. Fernando Filoni, nuncjusz apostolski w Iraku, jeszcze dopowie: „Kościół nasz jest dumny z takiego syna, należącego do niezliczonego grona męczenników, o których mówi Księga Apokalipsy: «To ci, którzy przychodzą z wielkiego ucisku i opłukali swe szaty, i we krwi Baranka je wybielili». W tej białej szacie widzę i ciebie, ojcze Ragheedzie Ganni”.
Odróżniająca otwartość
Porównanie męczennika do łagodnego Baranka nie jest przypadkowe także z innego powodu. Jest bardzo trafnym wyrażeniem duchowości współczesnego irackiego Kościoła. Ks. Ragheed wcielił ją w życie do końca. Ale nie tylko dla niego, ale dla wielu innych męczenników i współcześnie żyjących duchownych w Iraku, właśnie ta duchowość była i jest sercem chrześcijaństwa. Jest przemawiającym znakiem, rozpoznawczym powołaniem chrześcijan w odróżnieniu i pośród innych kultur i religii.
Wieloletnim przełożonym ks. Ragheeda był bp Paulos Faraj Rahho. Kilka tygodni przed swoją tajemniczą śmiercią – udało się odnaleźć jego ciało, ale nieznane są okoliczności morderstwa – w 2008 r. odwiedził Kolegium Irlandzkie w Rzymie, gdzie wcześniej mieszkał ks. Ragheed. Przyjechał odwiedzić swoich irackich księży. Pamiętam, bo również byłem wtedy jednym ze studentów tego kolegium. Bp Rahho mówił o dialogu z islamem. Mówił o pokoju. Mówił, że odejście od szukania porozumienia z tymi, z którymi to nadal jest możliwe, nawet ryzykując życie, byłoby równoznaczne z zaprzepaszczeniem chrześcijańskiego świadectwa, byłoby zdradą Chrystusa.
Pamiętam te jego słowa dobrze, bo rozmawialiśmy potem o nich godzinami: naiwne czy wzniosłe, prawdziwe, ewangeliczne…? „Nasz Pan Jezus Chrystus – mówił bp Rahho po zamachu bombowym na kurię biskupią i na kościół Tahra w Mosulu w 2004 r. – nauczył nas przebaczać i kochać, dlatego błagam was: ani ja, ani wy nie możecie nieść w sercu niechęci lub nienawiści wobec kogokolwiek”. W swoim testamencie bp Rahho jeszcze raz podkreślił: „Proszę wszystkich, aby byli otwarci na naszych muzułmańskich braci, jazydów i wszystkich synów tej umiłowanej ojczyzny, i gotowi do pracy na rzecz odbudowy więzi braterskiej miłości”.
Nie pytaj dlaczego, kochaj
Parafia św. Ducha w Mosulu jest jedną z wielu, których najnowsza historia płynie krwią męczenników. Lekcja, jaką nam ta historia daje, nie może być jednak czytana w oderwaniu od jej bohaterów. To oni są dzisiaj naszymi nauczycielami w wierze. Szczególnie w kontekście współczesnego spotkania chrześcijaństwa z islamem. Dlatego warto posłuchać i tych słów bp. Rahho: „Dlaczego zabili tego zakonnika? Dlaczego? Z jakiego powodu? – mówił po śmierci ks. Ragheeda. Jeśli będziemy szukać przyczyn, być może nie zdołamy znaleźć odpowiedzi na pytanie «dlaczego». To, co my chrześcijanie wiemy, to że nie jesteśmy dla nikogo wrogami. Chociaż niektórzy postrzegają nas jako wrogów, my nimi nie jesteśmy. A jeśli chcą być naszymi wrogami, to wiemy, że w Ewangelii nasz Pan Jezus Chrystus, przykazał nam: kochaj swoich wrogów”.…
W jednej ze swoich ostatnich modlitw ks. Ragheed napisał: „Panie, poznałem Cię naprawdę i Ty byłeś przyczyną mojego optymizmu, nawet gdy zdałem sobie sprawę, że zbliża się moja śmierć. (…) Pomóż mi nie złamać się i nie poddać się lękowi przed utratą życia, bo chcę umrzeć dla Ciebie, abym mógł żyć w Tobie i z Tobą”.
Korzystałem z książki To zdjęcie będzie na mój pogrzeb. Męczeństwo katolickiego księdza w Państwie Islamskim, ks. Rebwar Audish Basa, Homo Dei 2018