Recenzja jest jednak przede wszystkim zachętą, aby pójść z rodziną do kina i o tym filmie porozmawiać. Opowiada on bowiem o burzliwym tworzeniu się relacji między ojcem i synem, ale też o tym, w jaki sposób ta relacja dotyka wszystkich członków rodziny. Film chce też przekonać do oczywistej chyba prawdy, że próby złagodzenia tego procesu za pomocą odwoływania się jedynie do moralnych norm i ojcowskich oczekiwań – pomijając trudną drogę emocjonalnych zmagań, rozmów i wspólnego poszukiwania rozwiązań – nie mogą się udać. Ta nieprogramowalność tworzenia się więzi rodzinnych sprawia jednak, że proces ich kształtowania jest tak fascynujący i delikatny zarazem.
O tym procesie trzeba więc pisać, rozmawiać, a nawet się sprzeczać. Nie tylko przypominając, jakie wartości powinny w relacjach rodzinnych obowiązywać, ale pokazując sposoby, które realnie pomogą w ich zastosowaniu. Zrobiliśmy to w dodatku „Rodzina”, dołączonym do poprzedniego wydania „Przewodnika”. I właśnie zwrócenie uwagi na ten proces, który czasami ma miejsce w bardzo skomplikowanych kontekstach emocjonalnych, okazało się trafne – co potwierdziło wiele pozytywnych opinii, które otrzymaliśmy. Wszystko po to, żebyśmy umieli nawzajem zachęcać się do wiary, że da się zbudować więzi małżeńskie i rodzinne tak, że będą one trwałe. Nie pomimo naszej niedoskonałości emocjonalnej, ale właśnie w niej: budować trwałe ludzkie więzi w świecie kruchych uczuć. Tak, to jest nasz cel. Taką pedagogiką, którą nazywam pedagogiką nadziei, zaraziliśmy się w redakcji „Przewodnika” od papieża Franciszka. Z przekonaniem, że jest ona bardziej skuteczna od pedagogiki strachu, która koncentruje się na ocenach moralnych. Moim zdaniem między tymi dwiema koncepcjami pedagogicznymi toczy się dzisiaj zasadniczy spór także o kształt całego