Odczujemy to już w marcu. No właśnie – my, czyli kto? My, konsumenci, którzy nie będą mogli tego dnia pójść do galerii handlowej i powłóczyć się po sklepach, obejrzeć ubrania czy kupić nowy telewizor? A może my, wszyscy Polacy, bo ten jeden dzień handlowy mniej negatywnie odbije się na naszej gospodarce?
Przypomnijmy zatem, o kogo walczyli związkowcy, którzy złożyli w Sejmie podpisany przez pół miliona osób projekt ustawy. Chodziło o tych wszystkich, którzy w niedzielę musieli iść do pracy, zostawiając w domu swoich mężów, żony czy dzieci, tracąc w ten sposób jedną z nielicznych szans w tygodniu, by po prostu pobyć razem. To o nich walczyli związkowcy, ale i Kościół, który poparł obywatelską inicjatywę, w pierwszym rzędzie zwracając uwagę nie na religijne znacznie niedzieli, a na to, że jej odzyskanie to szansa na poprawę relacji rodzinnych i społecznych (więcej na ten temat na s. 18).
Trzymam kciuki za to, że stopniowe wprowadzanie wolnych niedziel przekona też dzisiejszych sceptyków i że w Polsce – w przeciwieństwie do Węgier, które po roku wycofały się zakazu handlu w niedzielę – sklepy pozostaną zamknięte na dobre.
Jest jeszcze jeden temat, w którym warto pomyśleć o innych. Początek roku to czas, kiedy rozliczamy się z fiskusem. Od 2003 r. mamy szansę, by – nie tracąc absolutnie nic – jeden procent naszego podatku przekazać organizacjom pożytku publicznego. Od lat coraz więcej z nas to robi, ale, co było dla mnie sporym zaskoczeniem, 4 na 10 Polaków w 2016 r. nie przekazało 1 procentu nikomu. Z jakich powodów? Nad tym zastanawia się Piotr Wójcik (s. 28), wyjaśniając przy okazji, jak duże znacznie mają dla nas organizacje pożytku publicznego i jak bardzo potrzebują tych pieniędzy. Nic to, że z naszego podatku dalibyśmy im tylko kilka złotych. Gdyby wspomniane 40 proc. Polaków zdecydowało się to zrobić, to z tych „drobnych” udałoby się uzbierać… ponad 200 mln złotych. A za takie pieniądze można zrobić naprawdę dużo dobrego.