Logo Przewdonik Katolicki

Powstańcza awangarda

Paweł Stachowiak
FOT. MUZEUM NIEPODLEGŁOŚCI/EAST NEWS Przysiega wojsk wielkopolskich 26.01.1919 r. Czytanie roty przysiegi przez ks. Stanisława Łukomskiego

Kościół w Wielkopolsce przez lata organicznikowskiej pracy przygotował społeczeństwo do postaw i zachowań, którymi wykazało się w dniach narodowego zrywu. To, co budzi podziw Polaków z innych dzielnic, jest najznaczniejszym wkładem księży w sukces Powstania Wielkopolskiego.

Ksiądz na ziemiach polskich pod pruskim zaborem to był ktoś! Szczególnie w Poznańskiem. Z reguły jego autorytet nie był wcale zbudowany na fundamencie ściśle kościelnym. W lokalnych społecznościach, gdzie na co dzień toczyła się uporczywa, acz nie zawsze wielce spektakularna „najdłuższa wojna nowoczesnej Europy”, bywał przywódcą w bardzo konkretnym wymiarze.
 
Budzenie olbrzyma
Do dziś trwała jest pamięć o księżach Augustynie Szamarzewskim i Piotrze Wawrzyniaku, organizatorach polskiego systemu bankowego w Wielkopolsce. Ale w wielu miastach i wsiach dawnego zaboru pruskiego wciąż pamięta się o dawnych proboszczach, wikarych i rezydentach, którzy tworzyli czytelnie ludowe, spółdzielnie, kółka samokształcenia, towarzystwa gimnastyczne i śpiewacze oraz drużyny skautowe. Cała dzielnica pokryła się tkanką polskich stowarzyszeń i instytucji, które wzmacniały materialny kapitał polskich włościan, rzemieślników, właścicieli ziemskich, robotników, przemysłowców i handlowców. Bez tego kapitału nie byłaby możliwa walka o polski stan posiadania czy skuteczne przeciwstawianie się takim inicjatywom niemieckim jak choćby komisja kolonizacyjna. Księża wielkopolscy, tacy jak Wawrzyniak i Szamarzewski, działający na rzecz wzmacniania kapitału materialnego budowali również inną jego formę, trudniejszą do uchwycenia i opisania, ale nie mniej ważną – kapitał społeczny.
Wtedy nie znano tego, jakże dziś popularnego, określenia, dzięki któremu można świetnie opisać wartości zaszczepione polskiemu społeczeństwu w zaborze pruskim przez duchowieństwo. Kapitał społeczny można w pewnym uproszczeniu odnieść do poziomu społecznej integracji, zaufania ludzi do siebie wzajemnie i do instytucji, które uznają za swoje. To dzięki temu kapitałowi rośnie poziom zaangażowania osób w działalność społeczną, ekonomiczną, charytatywną i polityczną. Jednostka czuje się w takim solidarnym społeczeństwie bezpieczniej i wierzy w siłę sprawczą własnych myśli i działań. Społeczeństwo wielkopolskie stało się w drugiej połowie XIX w. modelowym, na ówczesne czasy, przykładem społeczeństwa obywatelskiego o wysokim poziomie kapitału społecznego.
Nie jest niczym dziwnym, iż współtwórcami tej wspólnoty byli księża, przecież jest ona zbudowana na wartościach ewangelicznych i nauczaniu społecznym Kościoła. Rozumieli to biskupi, którzy w duchu encykliki Leona XIII Rerum novarum zachęcali swych księży do pracy na polu gospodarki, oświaty, kultury etc. Zaowocowało to fenomenem nieosiągalnym podówczas dla pozostałych zaborów – podniesieniem świadomości narodowej i poczucia solidarności narodowej wśród ludu. Zapewne tylko w zaborze pruskim chłop czuł się w pełni Polakiem, był pełnoprawnym uczestnikiem narodowej tradycji i nie odczuwał resentymentu wobec innych grup społecznych. To w Wielkopolsce, na Pomorzu i na Śląsku zaczął się rodzić naród polski w nowoczesnym znaczeniu tego pojęcia.
 
„Oddaj, coś zabrał”
Ten nieco przydługi wstęp jest potrzebny w tekście dotyczącym roli Kościoła w Powstaniu Wielkopolskim. Trudno byłoby w pełni zrozumieć istotę udziału duchowieństwa w tych wydarzeniach – udziału, który zdaje się niezbyt spektakularny, a który w istocie był niezwykle ważny, gdybyśmy nie byli świadomi tego, jak wyglądała specyficzna rola Kościoła w zaborze pruskim.
Najpierw powinniśmy pamiętać, iż młodzi ludzie, którzy u schyłku 1918 r. chwycili za broń, byli często wychowankami instytucji organizowanych i kierowanych przez księży. Gdy wczytamy się w biografie powstańców, uderzy nas ich wcześniejsze zaangażowanie w takich przykościelnych stowarzyszeniach, jak: Towarzystwo im. Tomasza Zana, Towarzystwo Terminatorów, Towarzystwo Młodzieży Młodszej, Związek Katolicki Towarzystwa Robotników Polskich, Towarzystwo Gimnastyczne Sokół i wiele innych. To tam wykuwało się poczucie odpowiedzialnej troski o dobro wspólne i duch organicznikowskiego realizmu w działaniu. Duchowieństwo było również zaangażowane w działalność organizacji, których członkowie później stanowili kadry wojsk powstańczych. Przy parafiach powstawały drużyny harcerskie – ich członkowie po wybuchu powstania jak jeden mąż zgłaszali się do Armii Wielkopolskiej. Pełny spokoju i determinacji akces wszystkich warstw wielkopolskiego społeczeństwa do powstańczego zrywu nie byłby zapewne możliwy, gdyby nie społecznikowska praca Kościoła.
Jesienią 1918 r. Niemcy podążały ku wojennej klęsce, wtedy właśnie zaczęły się w zaborze pruskim tworzyć struktury reprezentujące polską opinię publiczną i wyrażające jej niepodległościowe nastroje. Księża zajmowali w nich bardzo poczesne miejsce. Przedstawicielom Kościoła przypadło sformułowanie podstawowych polskich oczekiwań wobec niemieckiego państwa. Ks. Antoni Stychel w parlamencie Rzeszy jasno i otwarcie wyrzekł, w obliczu kanclerza Bulowa i deputowanych, słowa „Redde quod debes!” („Oddaj, coś zabrał”) oraz stwierdził, iż: „tylko zjednoczenie wszystkich części narodu, osiadłych na ziemiach polskich, w jedną całość, wyposażonych w pełnię praw państwowych, stanowić może rękojmię praw narodów”.
Ruch tworzenia Komitetów Obywatelskich, który już od lata 1918 r. ogarnął zabór pruski, był animowany głównie przez księży, na czele zaś siedmioosobowego Centralnego Komitetu Obywatelskiego stanął ks. Stanisław Adamski. Tenże stał się później spiritus movens Naczelnej Rady Ludowej – kierował bowiem jej trzyosobowym Komisariatem. Dwaj księża przewodzili ważnym wydziałom NRL: ks. Stanisław Łukomski kierował sprawami szkolnictwa, ks. Walenty Dymek (późniejszy arcybiskup poznański) zawiadywał kwestiami reemigracji Polaków.
Będący apogeum polskiej aktywności, ukonstytuowany 3 grudnia 1918 r. w Poznaniu, Sejm Dzielnicowy miał w swoim składzie aż 77 duchownych. Wszystkie te działania wspierał ówczesny arcybiskup poznański i gnieźnieński, prymas Polski Edmund Dalbor.
 
Do broni
Księża byli awangardą ruchu niepodległościowego, choć typowe dla nich konserwatywne poglądy stawiały ich w większości po tej stronie wielkopolskiej opinii publicznej, która chciała raczej oczekiwać na decyzje konferencji pokojowej, aniżeli chwytać za broń. Jeśli poszukiwalibyśmy podczas Powstania Wielkopolskiego scen podobnych do tych z lat 1863–1864, gdy ks. Brzóska dowodził oddziałem walczącym z Rosjanami, albo tych z 1920 r., gdy ks. Skorupka miał z krzyżem w ręku prowadzić natarcie na bolszewickie pozycje (choć to raczej mit niż prawda), srodze się zawiedziemy.
Wyjątkiem był przypadek administratora parafii w Miejskiej Górce ks. Romana Dadaczyńskiego, który na wieść o tym, że Niemcy zaczęli ostrzał Rawicza, zorganizował oddział 400 powstańców i ruszył na jego czele na pole walki dowodząc w pierwszej linii. Jeden z powstańców wspominał, iż przed wymarszem oddziału do ataku, ks. Dadaczyński wygłosił płomienną przemowę, wzywając: „idźcie i bijcie Niemców, bo mają miękkie czaszki”. Znajdziemy także wśród wspomnień następującą relację spod Inowrocławia: „ks. Putz, będąc wraz ze swymi parafianami na pierwszej linii, ostrzeliwał z manlichera samolot niemiecki z niezłym nawet skutkiem”.
Zapewne takie właśnie incydenty skłoniły abp. Dalbora do ogłoszenia listu, w którym wezwał „Czcigodne Duchowieństwo, aby użyło całego swego wpływu, by powstrzymać ludność od chęci odwetu i zemsty. Wśród namiętności, jakie wybuchły, niech Duchowieństwo zachowa rozwagę i miarę, niech się kieruje głównem zadaniem, od Boskiego mistrza nam zleconem, a tem jest szerzenie wśród ludzi zgody, pojednania, chrześcijańskiej miłości”. Takie wezwanie było potrzebne w chwili, gdy rozbudzone emocje skłaniały również wielu księży do przedkładania swego związku z narodem ponad powinności duszpasterskie.
Księża odegrali na początku powstania ważną rolę organizatorów oddziałów powstańczych i podtrzymywali, chwiejne nieraz, morale społeczeństwa. Przytoczę kilka historii wybranych spośród wielu. Ksiądz proboszcz Kazimierz Maliński w czasie Mszy na Łazarzu wezwał matki, by oddały synów swoich do powstania. Skutek był natychmiastowy, przed kościołem stawiło się mnóstwo młodych mężczyzn. Proboszcz parafii Chodzież ks. Ignacy Czechowski zorganizował 30 grudnia 1918 r. konferencję, na którą zaprosił przedstawicieli okolicznych powiatów. Na jego wniosek wyznaczono porucznika Orłowskiego na dowódcę sił zbrojnych okręgu nadnoteckiego. Sam ks. Czechowski utrzymywał ścisły kontakt z dowództwem oddziałów wojskowych, informując je o ruchach jednostek niemieckich, oraz zalecał nieustępliwą i wytrwałą walkę. Prasa katolicka, przede wszystkim „Przewodnik Katolicki”, także wspierała tworzenie wojska. 12 stycznia 1919 r. umieszczona została w nim odezwa Służby Straży i Bezpieczeństwa wzywająca ludność do wstępowania w szeregi powstańcze. W następnym numerze wydana została jednoznacznie brzmiąca odezwa „Do Broni”. Regularnie wzywano do dobrowolnych składek pieniężnych na rzecz powstającego wojska.
 
70 kapelanów
Powstanie Wielkopolskie wyróżnia się na tle innych polskich narodowych zrywów wysokim stopniem zorganizowania. Bardzo szybko szeregi powstańcze zostały ujęte w karby regularnej armii, w ramach której zorganizowano służbę duszpasterstwa wojskowego. Kapelani podjęli pracę już w pierwszych dniach powstania. W połowie stycznia 1919 r. utworzono stanowisko dziekana generalnego wojsk polskich w byłym zaborze pruskim. Pierwszym został ks. Tadeusz Dykier, proboszcz w Kąkolewie, zastąpiony następnie przez ks. Józefa Prądzyńskiego. Podlegali mu dziekani okręgów, proboszczowie dywizji i garnizonów, kapelani pułków, szpitali i zakładów wojskowych. Abp Edmund Dalbor mianował oficjalnie kilku księży kapelanów, m.in. Józefa Prądzyńskiego, Szczepana Janosika, Stanisława Małeckiego, Józefa Piotrowicza, Walentego Trzebińskiego, Józefa Wierlta, Mieczysława Strahla. Inni pełnili służbę w sposób mniej formalny. Ogólnie w Armii Wielkopolskiej służyło ponad 70 kapelanów.
Księża świetnie zintegrowali się z oficerami i żołnierzami, co nie powinno dziwić, gdy przypomnimy sobie opisaną powyżej specyfikę funkcjonowania duchowieństwa w społeczeństwie wielkopolskim. Niektóre przejawy tej integracji musiały zaniepokoić dziekana generalnego Dykiera, który poczuł się zmuszony do umieszczenia w jednym ze swych rozkazów następujących słów: „Zwracam księżom kapelanom uwagę na bardzo ważną rzecz, a mianowicie, aby zawsze i wszędzie na pierwszym miejscu stawiali kapłaństwo nasze. Zyskamy na tym sami osobiście bardzo wiele, a zyska przede wszystkim duszpasterstwo nasze, jeżeli żołnierze nas przede wszystkim jako kapelanów a nie jako oficerów uważać będą”.
Powstańczy kapelani nie byliby jednak wielkopolskimi duchownymi przyzwyczajonymi do szerokiego zakresu swej aktywności, gdyby mieli się ograniczać do czynności ściśle duszpasterskich. Ich praca często wykraczała poza oficjalne obowiązki zapewniania żołnierzom posługi religijnej, odegrali oni ogromną rolę w procesie wychowywania żołnierzy, szerzeniu oświaty, zwalczaniu analfabetyzmu i rozbudzaniu uczuć patriotycznych.
Kościół w Wielkopolsce przez lata organicznikowskiej pracy przygotował społeczeństwo do postaw i zachowań, którymi wykazało się w dniach narodowego zrywu. To, co zwraca uwagę, a często budzi podziw Polaków z innych dzielnic: ład, pragmatyzm, dobra organizacja, wysoki poziom dyscypliny, solidaryzm społeczny, brak typowo polskiego „jakoś to będzie”, jest zapewne najznaczniejszym wkładem wielkopolskiego duchowieństwa w sukces Powstania Wielkopolskiego.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki