Logo Przewdonik Katolicki

Czego zabrakło w liście biskupów

Paweł Stachowiak
FOT. MAREK BARCZYŃSK/EAST NEWS

Kościołowi nie można odmówić historycznych zasług. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że coś biskupom umknęło; że nie wykorzystali tej okazji do oczyszczenia naszej pamięci.

Większość z nas mogła go usłyszeć w niedzielę 4 listopada. Lis pasterski biskupów na stulecie niepodległości „Wymodlona i wywalczona wolność” to ważny dokument. Dobrze, że pasterze Kościoła w Polsce zabierają głos w chwili, gdy dokonujemy bilansu stu ostatnich lat naszych dziejów. To nadzwyczajna okazja, aby uświadomić sobie zarówno wielkość, jak również słabość, która była udziałem nas i naszych przodków, szczególnie córek i synów Kościoła w Polsce.
Słowa dziś wypowiadane mają nadzwyczajną wagę i mogą zostać dostrzeżone nie tylko wewnątrz Kościoła, ale również poza nim. Oczekiwania wobec listu, którego wysłuchaliśmy, były zatem duże, a wyzwanie dla autorów tekstu – niełatwe. Czy udało się mu sprostać i trafić w sedno problemów i oczekiwań współczesnych Polaków, czy uczciwie rozłożono akcenty w opowieści o dobiegającym końca stuleciu naszych dziejów?
 
Kościół oparciem dla polskich nadziei
Kościół odegrał ważną rolę w utrzymaniu polskiej tożsamości i był jednym z najskuteczniejszych obrońców praw Polaków do odrębności, jeśli nie zawsze państwowej, to z pewnością narodowej i wyznaniowej. Polskość i katolicyzm są powiązane, choć przecież nie tożsame. Biskupi to dostrzegają, doceniając rolę Polaków różnych wyznań chrześcijańskich dla utrzymania naszej tożsamości narodowej. List biskupów wylicza zasługi Kościoła katolickiego w dobie zaborów. Historyk mógłby poddać krytyce wiele z tych opinii, ale zrozumiałym jest, że dydaktyczna i apologetyczna natura dokumentu nie pozwala na szczegółowe uwzględnienie rozmaitych niuansów. Tak, Kościół katolicki był oparciem dla polskich nadziei, umacniał Polaków w duchu trzeźwości, propagował zasady etyczne w życiu społecznym i indywidualnym, wspierał działania wzmacniające świadomość narodową i ducha narodowej tożsamości. Tych historycznych zasług nikt nie powinien mu odmawiać.
Wszelako trudno oprzeć się wrażeniu, że coś biskupom umknęło; że nie wykorzystali okazji do wypowiedzenia ważnych słów, które są, jak sądzę, potrzebne Kościołowi w Polsce, duchownym i świeckim; że nie podjęli próby oczyszczenia pamięci.
Przypomnijmy sobie rzymskie uroczystości dwóch tysięcy lat chrześcijaństwa, a szczególnie liturgię pokutną, która została odprawiona przez Jana Pawła II w bazylice św. Piotra 12 marca 2000 r. „Przebaczamy i prosimy o przebaczenie” – powiedział wówczas papież, podkreślając, że jako Kościół dźwigamy ciężar win także wtedy, gdy nie są to nasze osobiste winy. Nie możemy bowiem „zaprzeczyć niewierności niektórych współbraci wobec Ewangelii”. Wielu miało mu wówczas to wyznanie win Kościoła za złe, obawiano się, że przeprosiny za grzechy popełnione przez córki i synów Kościoła osłabią jego autorytet, naruszą wiarę w jego nadprzyrodzoną naturę. Dziś wiemy, że te obawy były bezpodstawne. Autentyczne i wielkoduszne słowa przeprosin nie godzą w żaden sposób w nadprzyrodzony charakter Kościoła. Wręcz przeciwnie: ukazują Go jako prawdziwe mistyczne ciało Chrystusa, pokorne i zdolne do krytycznej autorefleksji, dowodzą, że Kościół ma sumienie.
 
Okazja do oczyszczenia pamięci
Dlaczego zatem w liście pasterskim, który stanowi podsumowanie roli Kościoła w ostatnim stuleciu zabrakło choćby słowa refleksji nad tym, co w ostatnim stuleciu chwały Kościołowi nie przynosi? Dlaczego ograniczono się do wyliczenia niewątpliwych zasług, co w dokumencie tak syntetycznym musi prowadzić do uproszczeń i wątpliwych interpretacji? Weźmy przykład pierwszy z brzegu. Biskupi piszą: „Kościół (…) zawsze wspierał narodowe zmagania o odzyskanie wolności”. Czy na pewno? Przypomnijmy sobie encyklikę Cum primum Grzegorza XVI potępiającą powstanie listopadowe. Przywołajmy działania prymasa abp. Mieczysława Ledóchowskiego zakazującego śpiewania Boże coś Polskę. Pamiętajmy o rozgoryczeniu Juliusza Słowackiego piszącego: „Polsko twoja zguba w Rzymie” i śniącego o „słowiańskim papieżu”.
Nie mogę się uwolnić od poczucia rozczarowania, że biskupi nie wykorzystali okazji, aby dokonać oczyszczenia naszej pamięci. Powiedzieć o oczywistych zasługach Kościoła dla utrzymania polskiej tożsamości narodowej i odrodzenia państwa, ale jednocześnie wyznać winy i poprosić o przebaczenie. Nie jest możliwym, aby w tym miejscu zaproponować listę grzechów, o których warto byłoby wspomnieć, niech wystarczy wspomnienie o jednym. Nie mam wątpliwości, że jednym z większych grzechów ludzi Kościoła w naszym kraju był sojusz wielu z nich ze skrajną, nacjonalistyczną, antysemicką prawicą. Lektura tekstów z „Małego Dziennika” czy „Rycerza Niepokalanej”, słowa księży takich jak osławiony Stanisław Trzeciak, czytane dziś mogą być wręcz wyzwaniem dla naszej wiary w świętość Kościoła. Czy nie warto byłoby na stulecie Rzeczypospolitej powiedzieć wreszcie: przepraszamy, bo takich słów i postaw nie da się usprawiedliwić, były sprzeczne z zasadą miłości bliźniego, naruszały najważniejsze zasady chrześcijańskiej wiary?
Wiem, Kościół niejednokrotnie potępiał nacjonalizm, rasizm, ksenofobię. Niestety, słowa owego potępienia nie zawsze wybrzmiewały dostatecznie głośno i wyraźnie. Nawet jeśli Episkopat wydawał świetne i wielce wymowne dokumenty, które miały wręcz przełomowy charakter (np. Chrześcijański kształt patriotyzmu), to pozostawały one nieznane szerszej opinii publicznej i nie były odczytywane w świątyniach. To, co trafia do uszu wiernych, dalekie bywa od ducha ekspiacji.
 
Czy Opatrzność wybrała Polskę?
Nie mam wątpliwości, że – jak piszą biskupi – „obchody stulecia odzyskania przez Polskę niepodległości skłaniają nas przede wszystkim do okazania Bogu, który jest Panem dziejów, naszego dziękczynienia i wyśpiewania «Te Deum laudamus – Ciebie Boga wysławiamy»”. Zastanawiam się jednak, czy nie powinno w treści listu znaleźć się jeszcze jedno wezwanie do modlitwy?
Pisałem o tym niedawno na tych łamach w jednym z tekstów z cyklu „Ku Niepodległej” („Przewodnik Katolicki” 17–18/2018): „Odzyskaliśmy niepodległość dzięki wojnie, która była największą hekatombą w dotychczasowej historii, którą nie bez powodu nazywa się «samobójstwem Europy». Może więc warto przy okazji uroczystości setnej rocznicy niepodległości wspomnieć również ludzi, którym wojna odebrała życie, zdrowie, poczucie sensu, wiarę i nadzieję, młodych Polaków, Niemców, Rosjan, Francuzów, Brytyjczyków, Węgrów, Czechów, Belgów? Może w intencjach naszych modlitw umieścić także żołnierzy wszystkich armii tamtej wojny, którzy poprzez swój okrutny los umożliwili nam to świętowanie?”.
List biskupów zawiera zrozumiałe słowa radości i satysfakcji narodu świętującego swe wyzwolenie, czy nie jest jednak jakimś etycznym egoizmem abstrahowanie od faktu, iż nasz sukces był zbudowany na fundamencie nieszczęścia innych? Czy słowa: „W 1918 r. za sprawą Bożej Opatrzności (…) odrodziła się po 123 latach niewoli niepodległa Polska”, nie są obciążone takim grzechem? Zawierają one z pozoru oczywistą prawdę, ale czyż nie prowadzą niektórych do wniosku, że owa Opatrzność darzy nas jakimiś szczególnymi względami dlatego wyłącznie, iż jesteśmy Polakami? Czy nie zapominamy o słowach: „Bo myśli moje nie są myślami waszymi ani wasze drogi moimi drogami” (Iz 55, 8)? Jakże bardziej wymowne są słowa Benedykta XVI wypowiedziane w Auschwitz: „Nie potrafimy przeniknąć tajemnicy Boga – widzimy tylko jej fragmenty i błądzimy, gdy chcemy stać się sędziami Boga i historii”.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki