Logo Przewdonik Katolicki

Inicjatywa, która nie łączy

Jacek Borkowicz
FOT. NAC/HARTWIG EDWARD

Sejm ustanowił 19 października Narodowym Dniem Pamięci Duchownych Niezłomnych. Czy nowe święto państwowe, ogłoszone właśnie teraz i w takim trybie, jest Polakom potrzebne?

Już od samej nazwy bolą zęby. W intencji wnioskodawców, posłów Prawa i Sprawiedliwości, dzień ten miał czcić „Kapłanów Niezłomnych”. Była to propozycja napuszona i tromtadracka, ale przynajmniej stylistycznie jednolita. Nazwa ostatecznie obowiązująca, „poprawiona” wnioskiem opozycji już w trakcie głosowania, brzmi kabaretowo, łącząc patetycznych „niezłomnych” z sztywnie brzmiącym „duchowieństwem”. Ale tak już jest, gdy sprawy wysokiej kultury – a do nich przecież należy profil ogólnonarodowych obchodów – regulowane są w trybie urzędowym.
Kiedyś nikomu nie przychodziło do głowy, aby pamięć o 1 sierpnia odgórnie uchwalać, choć dla wszystkich było oczywiste, że w tym dniu na warszawskich Powązkach ludzie palą znicze na grobach powstańców. Dopiero w 2010 r. dzień ten, mocą sejmowej uchwały, stał się Narodowym Dniem Pamięci Powstania Warszawskiego. I dobrze, skoro akt ten w sposób naturalny usankcjonował trwającą od lat praktykę.
Rok później, ale już w całkowicie administracyjnym trybie, bez precedensu oddolnych społecznych obchodów, uchwalony został Narodowy Dzień Pamięci „Żołnierzy Wyklętych”. Pretensjonalna nazwa i dziwny cudzysłów w tytule nie mogą jednak przekreślić faktu, że dzień 1 marca, obchodzony jako państwowe święto, także jest Polakom potrzebny. Pamięć o żołnierzach i innych bojownikach niepodległościowego podziemia walczącego z sowieckim okupantem oraz podległymi mu marionetkowymi polskimi władzami była konsekwentnie zacierana przez cały okres PRL, a i w pierwszych dekadach III RP mało kto się o nią troszczył. Zatem pielęgnować ją trzeba, niezależnie od takich czy innych politycznych koniunktur.
 
Dwa porządki pamięci
Z „Duchownymi Niezłomnymi” jest jeszcze inaczej. Inicjatywa ta to nie tylko efekt oderwanego od społecznej gleby pomysłu kilku posłów, ale też uzurpowanie sobie kompetencji, które w sposób przyrodzony należą nie do państwa, ale do Kościoła.
Spróbujmy to wyjaśnić. 19 października to data porwania ks. Jerzego Popiełuszki. Pamiętam, jakim wstrząsem była dla mnie i moich przyjaciół ta wiadomość, gdy usłyszeliśmy ją owego jesiennego wieczoru 1984 r. Ksiądz Jerzy był dla nas wzorem chrześcijanina i Polaka. Pamiętam niezłomne, naprawdę niezłomne kazania prymasa Wyszyńskiego w warszawskiej katedrze. Później, już w wolnym kraju, miałem zaszczyt współtworzyć filmy dokumentalne o ks. Romanie Kotlarzu, zakatowanym przez bezpiekę po buncie robotników w Radomiu, a także o okupacyjnej martyrologii księży diecezji chełmińskiej.
Każdy z wymienionych miał świadomość wyjątkowości powołania, jakim jest kapłaństwo, jednak żaden z nich swojego chrześcijańskiego i patriotycznego świadectwa nie traktował jako reprezentant jakiejś odrębnej „grupy zawodowej”. Podobnie patrzy na nich Kościół, który ich „niezłomne” zasługi widzi w dwóch porządkach. Ten pierwszy, chrześcijański, jest indywidualny – dotyczy osobistej świętości, która bez pośrednictwa jakichkolwiek grup społecznych składa się na chwałę martyrologium Kościoła. Ten drugi, narodowy, przeciwnie – podkreśla wspólnotę sprawy, działanie z innymi Polakami niezależnie od tego, czy noszą sutannę, spodnie czy spódnicę. Zarówno w pierwszym, jak i drugim porządku nie mieści się „branżowe” potraktowanie ich poświęcenia i ofiary. Oni sami chyba też by nie chcieli takiego sposobu ich upamiętnienia.
Ale skoro już mamy tych „niezłomnych”, pewnie zaraz pojawi się ich lista. W ten sposób w społecznym obiegu funkcjonować będzie całkowicie świecki, administracyjnie ustalony „poczet świętych”, konkurencyjny wobec tego prawdziwego. Pojawi się też pokusa, aby owych „niezłomnych duchownych” przeciwstawiać tym „złomnym”. Bo takie jest prawo polityki. Kanonizowany męczennik w trudny do wytłumaczenia sposób uwzniośla nawet swego oprawcę, ale wyniesienie jakiejś osoby na czysto urzędowy piedestał z reguły odbywa się kosztem dobrego imienia kogoś drugiego.
 
Twór ludzi niedouczonych
Na podanej w uchwale liście przykładowych nazwisk męczenników w sutannach, „przelewających krew w obronie swej chrześcijańskiej Ojczyzny”, zabrakło duchownych innych wyznań niż katolickie. W tekście wyraźnie mówi się też o Kościele katolickim jako o jedynej wspólnocie wyznaniowej, godnej wydawać ze swego grona owych „niezłomnych duchownych”. Czyżbyśmy ich nie mieli w innych Kościołach? Nieprawda, dość wymienić tu świętej pamięci Juliusza Bursche, biskupa Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w II RP, zamęczonego w niemieckim więzieniu. Za niezłomną polskość właśnie.
„W ponad 1050-letnią historię Polski nieodłącznie wpisane jest chrześcijaństwo” – to kolejne słowa uchwały pozornie przepełnione patriotyzmem. Rok 966 jako początek państwa polskiego wymyślili komuniści w 1966 r., Kościół zaś, odpowiadając władzom, akcentował wtedy pamięć o chrzcie Mieszka. W rzeczywistości zarówno państwo, jak i chrześcijaństwo są u nas starsze o cały wiek. Przypomina się tu jeszcze bardziej kuriozalny pomysł ustanowienia „Narodowego Święta Chrztu Polski”. Miejmy nadzieję, że chociaż ta inicjatywa poselska dwóch członków PiS spotka się z należytą odmową ze strony, oby rozsądniejszej, sejmowej większości.
 
Prawo złe na ten czas
„Kto broni państwu wystąpić z takimi projektami i je przepuścić przez komisję i Sejm?” – pytał poseł PiS Andrzej Melak, inicjator i sprawozdawca projektu, w odpowiedzi na wątpliwości członków Komisji Kultury, sugerujących, że katoliccy księża nie byli jedynymi męczennikami za Polskę, zaś inne grupy społeczne też mogą zechcieć podobnego upamiętnienia „swoich” bohaterów. Otóż to! Czy poseł Melak wyobraża sobie sytuację, w której do Sejmu RP co kilka miesięcy wpływają petycje a to górników, a to hutników, murarzy lub kolejarzy, wnoszące o uzasadnione, a jakże, uczczenie osobnym świętem poległych patriotów i reprezentantów tych właśnie grup zawodowych? Co więcej, dzień Duchownych Niezłomnych da mocny argument rodzimym ateistom i wolnomyślicielom, gdy ci zażądają dla siebie od państwa podobnego święta. Bo przecież w obronie Polski ginęli też niewierzący.
Piszę te słowa w momencie, gdy film Kler osiąga poziom oglądalności nieznany w historii polskiego kina chyba od czasów Krzyżaków, a przynajmniej od Faraona. Obrona dobrego imienia Kościoła staje się dziś dla polskich katolików nie lada wyzwaniem, zaś samo to pojęcie z pewnością domagać się będzie redefinicji. W takim to momencie funduje się nam – i to z zewnątrz, z całkowicie politycznej sfery – inicjatywę idącą nie naprzeciw, ale w poprzek temu wyzwaniu, inicjatywę która utrwala tylko irytujący antyklerykałów stereotyp polskiego katolika.
Narodowy Dzień Pamięci Duchownych Niezłomnych, niezależnie od intencji jego pomysłodawców, nie będzie łączyć Polaków, tylko ich jeszcze bardziej podzieli. Chyba że o to właśnie chodzi inicjatorom? Z pewnością jest to kolejna już próba wciągnięcia Kościoła w tryby doraźnej walki politycznej.
„Prawa jedne na czas są dobre, na czas złe” – napisał w Kazaniach sejmowych ks. Piotr Skarga, jeden z tych, których imiona z dumą wymienia sejmowa uchwała. Jej autorzy chyba nie zastanowili się nad tymi właśnie słowami swojego ulubionego bohatera.
 
 
 
 
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki