Sprowokował mnie do tego taki niby teledysk, którym Biblioteka Raczyńskich w Poznaniu promuje czytelnictwo. Szczerze mówiąc, chodzę z tym już ponad miesiąc i co rusz gdzieś ten teledysk wypływa, na różnych internetowych grupach dyskusyjnych związanych z miłością do książek, i zawsze zdania są podzielone. Więc trudno mi wychodzi wymazanie go z pamięci, choć proszę mi wierzyć, bardzo bym chciała. Z gustami się nie dyskutuje, dlatego może powinnam zamilknąć i przyjąć do wiadomości, że mi się nie podoba, ale komuś może tak, i że ktoś z powodu dźwięków disco polo zajdzie do biblioteki. Bowiem Biblioteka Raczyńskich wypuściła klip, w którym piosenkarz przy dźwiękach przerobionej piosenki Miłość w Zakopanem wyznaje miłość książkom. Sparafrazowana piosenka ma tytuł Miłość za regałem, a ubrany w podkoszulek i białe spodnie piosenkarz śpiewa (chciałoby się rzec: bezwstydnie, bo wprost do kamery kręcąc biodrami w manierze bywalców dyskotek disco polo), że dla książek oszalał. We wnętrzu pustej biblioteki książki gładzi, wącha i w ogóle czuje się w bibliotecznej czytelni jak król. Jasne, można by parsknąć śmiechem, że to takie zabawne, z przymrużeniem oka, z dystansem, który tak nam bardzo jest w tych trudnych czasach potrzebny. Ha, przy tej okazji odkryłam, że w ogóle istnieje wykonawca Sławomir, a jego utwór Miłość w Zakopanem jest niebywałym hitem i na YouTubie ma 167 milionów wyświetleń!
Zaczęłam szperać i dowiedziałam się, że przeróbka tego hitu jest owocem spektaklu (Od)głosy Biblioteki przygotowanego na tegoroczną Noc Bibliotek i powstała tak jakby bezplanowo, a skoro powstała, to wypuszczono ją do sieci, myśląc, że może się świetnie sprawdzić jako zachęta do wizyty w bibliotece. Na razie ludzie dyskutują, bo ten rodzaj muzyki w środowiskach czytelniczych jest raczej bojkotowany. Co rusz czytam opinie, że „cel nie uświęca środków”, że nie można „kultury wysokiej promować kulturą niską”, że chodzi o to, by ludzi przekonać do sztuki prawdziwej i nie powinno stosować się do tego, czegoś tak niskich lotów. Że edukować, a nie się zniżać do poziomu, z którego należałoby się podnieść. Że bibliotece nie przystoi rechot. Inni z kolei uważają, że to ta sama konwencja, co T-raperzy Znad Wisły, którzy przebrani za hiphopowców rapowali o kolejnych królach Polski.
Nie wiem, czy ten klip rzeczywiście zachęci fanów disco polo, ja osobiście mam problem z tego rodzaju zachętami i żartami. A przecież lubię się pośmiać.