Na konsystorzu 29 czerwca papież nałoży czternaście nowych kapeluszy kardynalskich. W ten sposób włączy kolejnych biskupów do grona swoich doradców – i tych, którzy w przyszłości wybierać będą nowego papieża.
Skarby Kościoła
Ma na imię Ramiro. Moi współbracia studenci, czerpiąc inspiracje z historii męczeństwa św. Wawrzyńca, nazywają go jednak „klejnotem Kościoła”. Przydomek ten na dobre przylgnął do ubogiego, który niemalże każdego dnia odwiedza naszą wspólnotę. Pojawia się najczęściej w czasie Mszy św. Staje obok pierwszych ławek, bierze do ręki ołówek i kawełek kartki i zaczyna szkicować obraz ołtarzy i figur, wykonując pomiary za pomocą uniesionego kciuka i ołówka. Znamy dobrze historię jego życia. Ukończył studia na Wydziale Architektury miejscowego uniwersytetu i otwierała się przed nim piękna kariera. Znalazł pracę z Stanach Zjednoczonych, gdzie pracował przez kilka lat i dorobił się sporej fortuny. Postanowił jednak wrócić do rodzinnej Cochabamby w Boliwii. Decyzja ta okazała się nieszczęśliwą. Już na miejscu został napadnięty, pobity i okradziony z całego majątku. Od tej pory – a minęło juz kilka lat – żyje niejako w świecie równoległym. Śpi na miejcowym bazarku, żyje dzięki jałmużnie, z nikim nie rozmawia; żywy, lecz nieobecny świecie w rzeczywistym. Zaniedbany, brudny i ze względu na zapach, jaki wydziela, jest tym, przed którym twarz i nozdrza się zakrywa. Oswojony z cierpieniem. Iluż takich ubogich żyje obok nas?
Z opisów męki św. Wawrzyńca, jednego z siedmiu diakonów Kościoła rzymskiego za czasów papieża Sykstusa II, wiemy, że mógł on być wyłączony z papieskiego orszaku prowadzonego na śmierć. Wawrzyniec był bowiem administratorem majątku Kościoła w Rzymie, miał równocześnie zleconą opiekę nad ubogimi. Namiestnik rzymski liczył, że namową i kuszącymi obietnicami wymusi na nim oddanie majątku kościelnego w jego ręce i w ten sposób pozwoli mu ocalić życie. Wawrzyniec w odpowiedzi miał zgromadzić całą biedotę Rzymu, którą wspierała gmina chrześcijańska i powiedzieć: „Oto są skarby Kościoła!”. Klejnoty oszlifowane cierpieniem, złoto wypalone żarem słońca i ciężką pracą, skarby wypróbowane głodem i przeciwnościami.
Zapach kardynałów
Arcybiskup Grzegorz Ryś powiedział o nowych nominacjach kardynalskich, że papieski wybór nawiązuje do tego pięknego nurtu początków Kościoła, kiedy to pierwszymi kardynałami byli rzymscy diakoni: najbliżsi współpracownicy papieża odpowiadający za posługę miłosierdzia w Wiecznym Mieście. W wiekach późniejszych kardynałów zaczęto nazywać książętami Kościoła. Rzeczywiście przypominali oni bardziej panów feudalnych niż tych, których zadaniem jest służenie potrzebujacym. Papież Franciszek wybierając do grona kardynałów swojego jałmużnika i przedstawicieli peryferyjnych i najuboższych części naszego globu, przypomina o prawdziwych skarbach Kościoła. Skoro kardynałowie są jego książętami, to powinni otaczać się tymi właśnie, najcenniejszymi klejnotami tej społeczności: ubogimi.
Do grona kardynałów zostali więc włączeni duchowni, którzy – jak chce tego Ojciec Święty – pachną zapachem owiec. Jak abp Konrad Krajewski, który przesiąkł zapachem śpiących w poczekalniach dworca Termini w Rzymie. Jak bp Toribio Ticona, który pachnie potem pracujących w kopalniach Potosì, jak patriarcha Babilonu obrządku chaldejskiego Louis Raphaël Sako z zapachem krwi i cierpień prześladowanych chrześcijan w Iraku, wreszcie jak abp Pedro Ricardo Barreto Jimeno z zapachem amazońskiej dżungli, wsłuchujący się w krzyk rdzennej ludności indiańskiej.
Sługa nie szlachcic
Papież Franciszek odcina się zdecydowanie od tradycyjnego wizerunku kardynałów dawnego Christianitas: osób wywodzących się z najznamienitszych rodów szlacheckich lub też biskupów najważniejszych stolic biskupich. Będziemy musieli przyzwyczaić się, że kardynalski kapelusz nie będzie wiązał się automatycznie z takim miastami, jak Kraków, Mediolan, Wenecja, czy Warszawa, a przynależeć będzie tym, którzy pracują w miastach o nazwach, które wielu nic nie mówią: Toamasina na Madagaskarze, Huancayo w peruwiańskiej Amazonii, w przyszłości na przykład górnicze Gliwice czy rolnicze Siedlce. Mianując kardynałów, papież maluje obraz kardynała jako biednego i prostego pasterza, będącego blisko tych, których bogaty świat wyklucza, służącego im do stołu i tak jak Chrystus, umywającego nogi odrzuconym.
Krytyka i wezwanie
Nominacje te nie są więc przypadkowymi. Są odpowiedzią Franciszka na powierzoną mu w czasie ostatniego konklawe misję zreformowania Kościoła i na jego własne pragnienie, wypowiedziane w czasie jednego z pierwszych publicznych wystąpień: „Pragnę Kościoła ubogiego dla ubogich”. Papież kreuje nowy model kardynalskiej posługi: chce w nim doradców, którzy z wyobraźnią miłosierdzia stają w pierwszej linii misji Kościoła, próbując zaradzać potrzebom ludzi bezdomnych i chorych, bezrobotnych i wykluczonych, samotnych i grzesznych.
Nominacje te są także wyraźną krytyką społeczeństwa, które buduje mury, aby bronić się przed ubogimi imigrantami, nazywając ich ciapatymi lub dzikusami. Jest to krytyka świata, w którym najwyższą wartością jest własny dobrobyt, konsumpcyjny styl życia lub władza, zamykająca wzrok i uciekająca przed niepełnosprawnymi, a starająca się uspokoić gniew tłumów, dając im okruchy chleba lub kolejne igrzyska.
Wobec istniejącej w świecie niesprawiedliwości czerwcowy konsystorz jest przypomnieniem o wyższych wartościach, jakimi są uczciwość, praca, prostota, sprawiedliwość i solidarność z ubogimi. Nowi kardynałowie są przypomnieniem o Ewangelii Jezusa, który nie przyszedł, aby Mu służono, lecz aby służyć, a błogosławiąc dzieciom wskazał, że Królestwo Boże należy do najmniejszych. Nominacje te są wezwaniem dla nas wszystkich do podjęcia na nowo i pełnienia Ewangelii Miłosierdzia.