W kontekście obrony życia przyzwyczailiśmy się do informacji złych. Docierają do nas nieustannie wiadomości, gdzie jeszcze prawo w Europie uległo liberalizacji. Bo nowocześnie i europejsko musi oznaczać przecież obyczajowo liberalnie. A tu niespodzianka, i to miła. Parlament portugalski powiedział „nie” dla eutanazji. Pokazał, że świat zachodni wcale nie musi być odczytywany w kluczu moralnego zepsucia. A tymi, którzy odwracają falę egoistycznego indywidualizmu – stawiającego prawa jednych ponad prawa innych, najczęściej silnych i zdrowych ponad najsłabszych – są reprezentanci przeróżnych światopoglądów. W tym także przedstawiciele partii komunistycznej, co zaskoczyło także samych Portugalczyków.
Nie doszło jednak do tego niezwykłego na skalę europejską wydarzenia tak po prostu. To jest sukces społecznego procesu konsolidacji sił w imię wspólnego dobra, w którym to procesie decydującą rolę odegrali portugalscy katolicy. I właśnie dlatego ta sprawa jest tak interesująca i godna naśladowania.
Razem
We wtorek 29 maja parlament portugalski, stosunkowo niewielką przewagą głosów, odrzucił cztery projekty partii lewicowych, które przewidywały legalizację eutanazji. Sprzeciwu wobec projektów nie wyrazili jednak tylko politycy reprezentujący prawicę, ale także bardziej konserwatywni politycy środka. Największym zaskoczeniem było jednak odrzucenie projektów przez członków partii komunistycznej. Portugalia udowodniła, że w obronie życia jest możliwa solidarność ponad politycznymi podziałami. Protesty poprzedzające głosowanie zgromadziły setki osób różnych przekonań ideowych i religii. Choć należy zaznaczyć, że znaczną ich część stanowili katolicy.
Do tej konsolidacji sił nie doszło więc niejako obok i tym bardziej nie wbrew środowiskom katolików, ale razem z nimi i w znacznej części z ich inspiracji. Kościołowi w Portugalii udało się stworzyć rzeczywistą przestrzeń dialogu, w której ze względu na wspólne dobro, jakim jest godność człowieka, mogły się odnaleźć przeróżne środowiska, nawet takie, które w innych niż eutanazja sprawach mają całkowicie odmienne stanowiska.
Biskupi i dialog
Liderzy Bloku Lewicy w listopadzie 2016 r. ujawnili, że mają już gotowy projekt legalizacji eutanazji. W odpowiedzi na tę wiadomość episkopat portugalski oświadczył, że projekt jest skierowany przeciwko godności człowieka, a więc walka z eutanazją nie może być potraktowana jako temat wyłącznie religijny, ale ma zasadniczo wymiar humanitarny. Przewodniczący Konferencji Episkopatu Portugalii kard. Manuel Clemente zaapelował, aby nie ograniczać tego zagadnienia jedynie do obszaru przekonań religijnych. Rzecznik prasowy episkopatu ks. Manuela Barbosa wyjaśnił publicznie, że hierarchowie katoliccy chcą, aby temat eutanazji wyszedł poza koła polityczne i objął wszystkie grupy społeczne. Biskupi wezwali też wprost wszystkie ugrupowania reprezentowane w parlamencie do poddania sprawy eutanazji pod dyskusję społeczną. Potwierdzeniem tej otwartości na dialog i wypracowanie wspólnego stanowiska z różnymi środowiskami społecznymi był dokument wysłany do parlamentu, pod którym – jak podaje Katolicka Agencja Informacyjna – podpisali się obok Kościoła katolickiego reprezentanci wspólnot: żydowskiej, muzułmańskiej, buddyjskiej i hinduistycznej, a także Unii Ewangelickiej, Unii Kościoła Adwentystów Dnia Siódmego oraz przedstawiciel Patriarchatu Konstantynopola. Słowa o otwartości zamieniły się w faktyczne działanie na rzecz wspólnego dobra.
Prawdziwe zwycięstwo
Na tym więc polega prawdziwe zwycięstwo katolicyzmu portugalskiego, które dzisiaj oglądamy w postaci wyników wtorkowego głosowania za życiem. Katolicy z południa potrafili być otwartymi na autentyczny dialog społeczny. I to pomimo utraty przez Kościół swojego autorytetu w czasach zbytniego związania politycznego z dyktatorskimi rządami Salazara.
Po jego upadku w 1974 r. wiele spraw wydawało się z punktu widzenia etyki katolickiej straconych, a Kościół sprawiał wrażenie bezsilnego wobec postępującej sekularyzacji. Parlament przyjął ustawy liberalizujące aborcję i legalizujące związki homoseksualne. Biskupi portugalscy nie zrezygnowali jednak z drogi szukania sprzymierzeńców w pluralistycznym społeczeństwie i nie zamknęli katolików w „mentalnej twierdzy” jedynych sprawiedliwych, którzy stoją po stronie człowieka. Propozycja dialogu polegała więc nie tylko na spotykaniu się katolików z inaczej myślącymi i wykładaniu im podstaw katolickiego punktu widzenia, ale na odnajdywaniu punktów wspólnych. To było autentyczne poszukiwanie wspólnego dobra w taki sposób, aby inni nie musieli podzielać wszystkich przekonań katolików, ale razem z nimi mogli stanąć w obronie przynajmniej niektórych praw człowieka. To było poszukiwanie możliwie największego dobra, i to wspólnego dobra. No i się udało.
Kultura spotkania
Portugalskie zwycięstwo w głosowaniu przeciwko eutanazji jest więc wyrazem katolicyzmu otwartego w dobrym sensie tego słowa. Rozumiem to tak, że katolicy portugalscy, także biskupi, potrafili w swoim kraju wytworzyć społeczne zaufanie do wspólnego dobra, jakim jest obrona życia. Nie podkreślali nieustannie, że tylko katolicy w pełni rozumieją znaczenie ludzkiego życia i tylko oni potrafią formułować poprawne prawo w jego obronie. Nie gromadzili jedynie własnych sił i nie stwarzali atmosfery katolickiej twierdzy, która jako jedyna jest w stanie obronić świat przed złem płynącym z zachodnich demokracji liberalnych. Poszli zupełnie nie tą drogą.
Wybrali kulturę spotkania. Skoncentrowali się na tym, co razem z innymi, niezależnie od ich poglądów, są w stanie podzielać w kontekście wartości życia. I udało im się stworzyć wiarygodną atmosferę wspólnego zmagania o godność człowieka na tyle skutecznie, że parlamentarne głosowanie poprzedziła demonstracja kilkuset osób, na którym obok polityków przemówił pacjent chory na raka, pielęgniarka specjalizująca się w opiece paliatywnej i pastor. Natomiast komunistyczny parlamentarzysta Antonio Filipe w rozmowie z brytyjską gazetą „Morning Star” powiedział, że eutanazja „nie jest przejawem postępu, ale krokiem w kierunku cywilizacyjnej retrogresji z głębokimi konsekwencjami społecznymi, behawioralnymi i etycznymi”. I dodał, że „wartość życia ludzkiego jest często uzależniona od kryteriów użyteczności społecznej, interesu ekonomicznego, obowiązków rodzinnych i obciążeń lub wydatków publicznych”. Polityka skrajnej lewicy nie przestraszyło skojarzenie jego stanowiska z poglądami katolików. Wręcz przeciwnie. W kontekście legalizacji eutanazji powtarzał on dokładnie to samo, co głoszą katolicy, bo także jego zdaniem „rozwiązaniem nie jest pozbawianie społeczeństwa odpowiedzialności poprzez promowanie przedwczesnej śmierci, ale zapewnienie warunków dla godnego życia”. Do tego głosu dołączył później wspomniany kard. Clemente z Lizbony, który powiedział, że po zwycięstwie w paramencie należy zadbać – i to od razu – o poprawę opieki paliatywnej w kraju, która jest w bardzo złym stanie.
Zamiast twierdzy
Na społecznym konsensusie ponad politycznymi i religijnymi podziałami Kościół w Portugalii w istotny sposób wpłynął na obronę prawa chroniącego godność ludzkiego życia aż do naturalnej śmierci. A można było przecież wybrać inną drogę. Dążyć jedynie do uzyskania swojej większościowej przewagi i w życiu społecznym, i w parlamencie, i tylko w ten sposób bronić się przed nieludzkim prawem eutanazji. To, że portugalscy katolicy nie ograniczyli się do zwierania swoich szeregów, ale otworzyli się na sprzymierzeńców innych opcji politycznych i światopoglądów, jest moim zdaniem ich największym sukcesem. Bo nie wystarczy zebrać grupkę polityków, którzy będą chcieli zmienić prawo zgodnie z intencjami katolików, jeśli nie będzie tej zmianie towarzyszyć szerszy niż wewnątrzkościelny konsensus społeczny. Mówiąc inaczej: jeśli sam katolicyzm nie będzie potrafił pokazać swojego ludzkiego oblicza, swojego nastawienia na służbę człowiekowi i swojej otwartości na współpracę na rzecz wspólnego dobra z osobami innych światopoglądów. A wydaje się, że w Portugalii będzie to sukces względnie trwały, właśnie dlatego, że osiągnięty na bazie społecznej zgody.
A my na to…
Trudno tak na szybko uzasadnić, co miałoby to znaczyć w naszym polskim kontekście. W Polsce definiowanie środowisk katolickich jako otwartych kojarzy się jednoznacznie z „Kościołem otwartym”. A to pojęcie niestety uległo daleko posuniętej ideologizacji. Krótko po soborze niosło ono ze sobą bardzo dobre skojarzenia. Było emblematem dla tych, którzy wsłuchiwali się w propozycje odnowy Kościoła przyjęte na Soborze Watykańskim II. Było wyznacznikiem dla katolików, których chcieli odbudować zerwane relacje ze światem laickim i poszukiwać z nim wspólnego dobra.
Dla wielu osób określenie Kościoła jako „otwartego” nadal nosi w sobie tę pierwotną inspirację. Dla wielu innych stało się jednak pojęciem określającym pewną modę na stawanie w kontrze wobec Kościoła instytucjonalnego i biskupów. Stopniowo „Kościół otwarty” zamiast po prostu odwoływać się do reformy soborowej, stawał się logo jednej z frakcji kościelnych, która sympatyzuje z tzw. katolicką lewicą.
Dzisiaj już nie wiadomo, co rzeczywiście oznacza to pojęcie i kto się pod tym nowym, zideologizowanym jego znaczeniem rzeczywiście podpisuje. Ale też dlatego warto nie tyle sprzeczać się o pojęcia, ile spróbować na nowo powiedzieć sobie, czym powinien być dialog Kościoła ze światem i jakimi powinien rządzić się regułami. To jedyny sposób, aby powrócić do Soboru Watykańskiego II, który jak się okazuje na przykładzie portugalskiego zwycięstwa, jest nadal kluczem do powrotu Europy do swoich chrześcijańskich korzeni.
Odzyskać katolicyzm otwarty
W książce Każda osoba jest historią świętą Jean Vanier napisał, że „ci, którzy mają jasną świadomość siebie, ale są skupieni na sobie samych i na swojej grupie, ukryci za solidnymi murami, za przekonaniem o swojej prawości, osądzają i potępiają tych, którzy nie postrzegają świata tak samo jak oni. Grozi im niebezpieczeństwo uduszenia się lub dążenie do wywoływania konfliktów”.
Rozumiem tę obawę Jeana Vaniera i przeciwstawiam ją dobremu przykładowi z Portugalii. Bo właśnie dialog, i to dobrze rozumiany dialog w społeczeństwie demokratycznym – czyli nie taki, który prowadziłby do moralnego kompromisu – jest skutecznym sposobem na pełniejsze odkrywanie przez wszystkich członków tego społeczeństwa prawdy o ludzkim życiu. Także tej prawdy, którą dzięki objawieniu Jezusa Chrystusa chrześcijanie odkrywają w Ewangelii.
W istocie jest to jednak próba uchwycenia tego, co stało u podstaw dobrze rozumianego „Kościoła otwartego”, który miał być kontynuacją soborowego otwarcia na świat. Nie otwarcia naiwnego, dążącego do niedopuszczalnych kompromisów, ale odczytywanego w kluczu tzw. hermeneutyki ciągłości, czyli w zgodzie z całą tradycją Kościoła katolickiego, broniącej pełnej prawdy objawionej przez Chrystusa, o czym wielokrotnie przypominał papież Benedykt XVI. Warto o powrocie do dobrze rozumianego katolicyzmu otwartego pomyśleć szczególnie teraz, gdy narastają konflikty społeczne, także z powodu konfrontacyjnego nastawienia niektórych środowisk katolików świeckich, które odrzucają wartość reformy Soboru Watykańskiego II.
W komunikacie ogłoszonym przez polskich biskupów niedługo po ostatnich wyborach parlamentarnych w kontekście obrony życia również wybrzmiało pragnienie takiego szerokiego konsensusu społecznego. To była rzeczywista próba otwartości w poszukiwaniu wspólnego dobra. Pytanie tylko, czy potrafiliśmy to dobrze wykorzystać. Oczywiście wszelkie zmiany prawa to bardzo złożony proces. Także społeczny. Nikt nie może wprost wskazać jednej przyczyny dotychczasowych niepowodzeń w kontekście nieudanych zmian legislacyjnych w obronie dzieci nienarodzonych. Dobry przykład poprawnie rozumianej otwartości katolicyzmu portugalskiego powinien nam dać jednak sporo do myślenia.