Na pewno był wybitnym fizykiem, który samodzielnie odkrył zdumiewające, choć hipotetyczne, możliwości dotyczące początku Wszechświata, kwantowej natury czarnych dziur i granic stosowalności fizyki. Na pewno także był bardzo odważnym mężczyzną, pełnym radości życia twardzielem, nieugięcie stawiającym czoła swojej chorobie. W chwili śmierci miał 76 lat. Był więc tylko trzy lata ode mnie starszy.
Znaliśmy się, ale była to luźna znajomość, bez zażyłości. Obaj należeliśmy, choć w różnych czasach, do intelektualnego kręgu Dennisa Sciamy, powszechnie uważanego za jednego z najbardziej charyzmatycznych liderów fizyki teoretycznej XX w. Hawkinga spotykałem w kręgu Sciamy w Anglii, w Kalifornii, gdzie obaj, choć odrębnie, współpracowaliśmy z amerykańskimi kolegami. W 1974 r. spędziliśmy nawet, w małej grupie fizyków, cały miesiąc we francuskich Alpach.
Poznaliśmy się rok wcześniej na przyjęciu w Warszawie. To nie było jedyne prywatne przyjęcie, na którym go spotkałem. Na wszystkich Hawking był gwiazdą. Nie dlatego, że był sławny, ale dlatego, że umiał się bawić. Brał udział w rozmowach i towarzyskich zabawnych sprzeczkach, opowiadał ciekawe anegdoty, promieniował radością życia. Zresztą jego poczucie humoru i jego celne bon moty znane były powszechnie; przypomnę tylko jeden: „Kiedy słyszę o kocie Schrödingera, odbezpieczam rewolwer”.
Niezwykły los
Stephen Hawking dokonał odkryć o fundamentalnym dla fizyki znaczeniu. W historycznej perspektywie to właśnie będzie trwale zapamiętane. Zwłaszcza jeśli hipoteza Hawkinga, że czarne dziury nie są całkiem czarne, ale promieniują, zostanie eksperymentalnie potwierdzona. Wtedy Hawking zyska sławę nieśmiertelną. Gdy tak się stanie, to nawet za sto i więcej lat wszyscy będą wiedzieć o „promieniowaniu Hawkinga”, tak jak dziś wszyscy wiedzą o promieniach Roentgena. Natomiast zapewne tylko nielicznych erudytów XXII w., szperających w superbazach danych dalekiej przyszłości, zainteresują archiwalne wiadomości o chorobie wielkiego fizyka, jego wózku inwalidzkim, szczegółach prywatnego życia – jego łagodności, bufonadzie, subtelności, a także jego draństwach.
Dzisiaj, kilka tygodni po śmierci Hawkinga, publiczność pragnie wiedzieć przede wszystkim o tych właśnie sprawach – bardzo prywatnych, osobistych, nawet intymnych. Choć sam nie chcę i nie będę tego zainteresowania podtrzymywać, nie widzę w nim niczego niestosownego. Jestem przekonany, że nie jest to tylko ciekawość w stylu tabloidów, ale przede wszystkim empatia, szczere wzruszenie tragizmem niezwykłego losu Hawkinga. Losu z jednej strony naznaczonego straszną chorobą, ale z drugiej opromienionego heroiczną odwagą i pogodnym spokojem w walce o godziwe życie oraz o spełnienie ambicji naukowych najwyższego lotu.
Na równi z Einsteinem?
Waga i piękno odkryć Hawkinga wprost zapierają dech tych, którzy rozumieją ich znaczenie. Jednak z powodu matematycznej głębi zrozumieć je w pełni mogą tylko nieliczni.
Czy da się, choćby w przybliżeniu, rzetelnie wyjaśnić komuś, kto nie zna matematyki, co właściwie Hawking zrobił i dlaczego jest to tak ważne dla nauki? Jestem przekonany, że tak, choć wiem, że na wyjaśniającego czyhają różne pułapki. Wiem, bo sam niedawno w taką wpadłem. W krótkim felietonie dla „Gazety Wyborczej” opisałem teorię promieniowania Hawkinga. Niestety, dokonałem pewnego nieuprawnionego uproszczenia, pisząc „masa” wirtualnej cząstki, choć powinienem napisać „energia” i poprawnie wyjaśnić różnicę między masą a energią, bowiem tutaj powołanie się na E=mc2 nie załatwia sprawy całkowicie. Ten błąd zirytował, całkiem słusznie, kilku fizyków.
Niektórzy zrównują wagę osiągnięć naukowych Hawkinga i Einsteina, ale to jest niestosowna przesada. Albert Einstein stworzył teorię uniwersalną, która dotyczy wszystkich obiektów i zjawisk w ogromnej rozpiętości rozmiarów – od ciał wielkości małych kamieni, przez planety po cały Wszechświat. Tylko trzy inne teorie, kiedykolwiek wymyślone przez ludzi, mogą się równać z teorią Einsteina takim uniwersalizmem: fizyka Arystotelesa, fizyka Izaaka Newtona i fizyka zjawisk kwantowych.
Dzisiejsza fizyka wspiera się na dwóch filarach – teorii grawitacji Einsteina, czyli ogólnej teorii względności, oraz teorii kwantów. Obie, łącznie, opisują cały świat. Łącznie, ale nie wspólnie – mają bowiem swoje różne zakresy stosowalności. Mówiąc obrazowo, teoria grawitacji Einsteina opisuje obiekty i zjawiska w „dużej”, a teoria kwantów w „małej” skali. Mimo trwających od wielu lat wysiłków nie udało się stworzyć jednolitej kwantowej teorii grawitacji, która opisywałaby cały świat we wszystkich skalach i z której teoria Einsteina i teoria kwantów wynikałyby jako przypadki szczególne.
Co odkrył Hawking
Stephen Hawking był ateistą. Wbrew obiegowej opinii, nie jest to wśród fizyków postawa powszechna. My, fizycy, wiemy dobrze nawzajem o swych osobistych metafizycznych poglądach, ponieważ dzisiejszej fizyki teoretycznej nie da się od metafizyki oddzielić. Wszyscy się z metafizyką zmagamy, także w naszej zawodowej działalności. Często ze sobą o tych zmaganiach rozmawiamy. Stąd właśnie wiem, że bardzo wielu z nas ma światopogląd religijny, tak jak ja. Zapewne najwięcej jest wśród nas agnostyków i tylko nieliczni są ateistami.
W kręgu Dennisa Sciamy bardzo często rozmawialiśmy o Bogu – zarówno w świecie, jak i w fizyce. Czy możliwa jest fizyka bez Boga? Czy nasz Wszechświat da się zrozumieć bez odwołania do Stwórcy? Moje poglądy na temat wzajemnych relacji fizyki i religii ukształtowały się dzięki tym rozmowom. Niestety, wypowiedzi Hawkinga na temat religii znacznie od tego poziomu odbiegały. Hawking reprezentował zawsze postawę skrajnie antyreligijną. To nie była wyrafinowana filozofia, ale tylko niemądre kpiny z religii, w stylu, który mi zawsze przypominał ateistyczne propagitki w porewolucyjnej Rosji. Nie będę tego tematu rozwijał, gdyż musiałbym pisać o zmarłym z przykrością i zażenowaniem.
Waga odkryć Hawkinga polega może nawet przede wszystkim na tym, że dotyczą one sytuacji, w których ważna jest zarówno silna grawitacja, jak i kwantowa natura rzeczywistości. Dotyczą pogranicza, terenów nieopisanych przez jeszcze nieistniejącą kwantową teorię grawitacji. Istnienia promieniowania Hawkinga nie da się wywieść, to znaczy matematycznie wyliczyć, wyłącznie z teorii względności Einsteina albo wyłącznie z teorii kwantów. Obie teorie są potrzebne.
Czy Hawking odgadł genialną intuicją, jak matematycznie połączyć pewne elementy obu teorii, aby uzyskać wynik poprawny w sensie przyszłej teorii kwantowej grawitacji? Czy formuły opisujące promieniowanie Hawkinga są poprawnymi formułami tej przyszłej teorii? Tego nikt z nas nie wie. Ale on wie.
----
Prof. Marek Abramowicz
Astrofizyk, autor przeszło 200 prac naukowych z teorii względności, astrofizyki wysokich energii, teorii akrecji oraz klasycznych i kwantowych czarnych dziur. Przez lata pracował i wykładał w Stanfordzie, Teksasie (Austin), Oksfordzie, Kopenhadze i Trieście. W latach 1993–2012 kierował katedrą astrofizyki na Uniwersytecie w Göteborgu. Dużo publikował w paryskiej „Kulturze”