Od wieków relacje pomiędzy wiarą i wiedzą budziły zainteresowanie zarówno najsubtelniejszych umysłów, jak i zwykłych zjadaczy chleba. Może także dlatego, że najważniejsze eschatologiczne przekonania idących po sobie pokoleń były w znacznej mierze właśnie przez wiarę i wiedzę kształtowane. W tych kwestiach niekoniecznie „byt określa świadomość”. Uwarunkowania materialne nigdy bowiem nie zdominowały intelektualnych trudów formułowania wykładni spraw ostatecznych: sensu ludzkiej egzystencji, niezawinionego cierpienia, grozy śmierci niechybnej.
W tym eseju mówię wyłącznie o relacjach wiary i wiedzy w aspekcie tworzenia dzisiaj, współcześnie, światopoglądowego paradygmatu, czyli klucza do całościowego rozumienia fizycznej i metafizycznej istoty rzeczywistości. Choć „wiara” oznacza ogólne przekonanie o istnieniu Boga i nie jest tożsama ani z katolickim Credo, ani z jakąkolwiek inną religią, wszystkie przywołane tutaj fakty historyczne dotyczą chrześcijaństwa. Jan Paweł II w encyklice Fides et ratio (Wiara i rozum) nawiązuje do wielu innych konfesji Wschodu i Zachodu, a także do religii starożytnych Żydów, Egipcjan i Persów.
Ignorancja gazetowych ateistów
Wiara z samej swej istoty nie wymaga eksperymentalnej weryfikacji lub falsyfikacji, twierdzenia wiedzy muszą natomiast być eksperymentalnie sprawdzalne. To główna między nimi różnica, a ich wzajemne relacje w tu rozpatrywanym kontekście zebrać można w cztery główne nurty:
• tylko wiara daje możliwość poznania świata, wiedza wynika z wiary;
• tylko wiedza daje taką możliwość, wiara jest w tym przeszkodą;
• wiara i wiedza zajmują się odrębnymi obszarami rzeczywistości, nie ma między nimi żadnego związku;
• obie, wiedza i wiara, są łącznie potrzebne do pełnego zrozumienia rzeczywistości świata, w którym istniejemy jako osoby ludzkie.
Dwie pierwsze propozycje budzą mój najżywszy prywatny sprzeciw. A jeśli już o prywatnych przekonaniach mowa: wszyscy znani mi fizycy – ateiści, agnostycy i wierzący – twierdzą, że zarówno subiektywna wiara w istnienie Boga, jak i subiektywna nie-wiara w Jego istnienie, jest sprawą osobistych przekonań, całkowicie odrębnych od posiadanej wiedzy. Fizyka nie może bowiem ani w żaden sposób dowieść nieistnienia Boga, ani nie potrafi dowieść Jego istnienia. Z tego jednak wcale nie wynika, iż wiara na fizykę nie wpływa. Nic bardziej fałszywego! Wiary od fizyki oddzielić się nie da zwłaszcza wtedy, gdy na temat fizyki filozofujemy. Takie filozofowanie, czyli metafizyka, jest ważną częścią naszej profesji. Wszyscy to robimy, choć nie wszyscy się do tego chętnie przyznajemy. W szczególności każdy fizyk, niezależnie od tego, czy jest wierzącym, ateistą, czy agnostykiem, potwierdza, że fizyka nigdy nie przedstawiła dowodów, lub choćby racjonalnych przesłanek, na nieistnienie Boga. Powszechny wśród płytkich gazetowych ateistów przesąd, iż współczesna wiedza, zwłaszcza fizyka, jakoby wykluczyła potrzebę postulowania istnienia Boga jako pierwszej przyczyny istnienia praw natury, wynika wyłącznie z ignorancji. Ta ignorancja zresztą nie dziwi – zaprawdę, łatwiej jest powtarzać w ideologicznym zaślepieniu aroganckie dyrdymały, niźli czytać poważne książki i przekonać się samemu, że fizyka niczego takiego o Bogu nie twierdzi. Napisałem gazetowych ateistów z mego ogromnego szacunku dla poważnego ateizmu, doniosłej koncepcji filozoficznej o starożytnej proweniencji. Poważny ateizm jest wyrafinowany i trudny. Wiem o tym, gdyż przyjaźnie i rzeczowo spieram się z poważnymi ateistami oraz wnikliwie studiuję ich pisma.
Fizyka także jest wyrafinowana i trudna: nie każdy potrafi przebrnąć ze zrozumieniem choćby przez popularną Drogę do rzeczywistości napisaną przez tegorocznego laureata Nagrody Nobla z fizyki, Rogera Penrose’a. To ważne dzieło, będące jak głosi podtytuł „wyczerpującym przewodnikiem po prawach rządzących Wszechświatem”, rozpoczyna Penrose od opisu swego platońskiego przekonania, iż rzeczywistość jest splotem trzech autonomicznych światów: materii, umysłu oraz niematerialnych idei platońskich (w tym także matematyki). Podobne przekonania podziela wielu innych wybitnych fizyków. Choć nie jest to tożsame z wiarą w istnienie Boga, współcześni platończycy widzą kompetentnie i jasno, że zdobycze nauki XX i XXI wieku, zwłaszcza dotyczące mechaniki kwantowej, kosmologii i genetyki, odrzucają XIX-wieczny materializm z jego przeświadczeniem o wieczności materii, o całkowitym determinizmie praw natury, czy o zupełnym braku wpływu świadomości na fizykalną rzeczywistość. Penrose i inni postrzegają metafizyczne splątania fizyki jako fundamentalne zagadki – głębsze i bardziej intrygujące niż wszystkie szczegółowe problemy fizyki. Jedną z nich, ale nie jedyną, jest zagadka antropicznego wyregulowania Wszechświata.
Inni wybitni fizycy, w ich liczbie Stephen Hawking i Richard Feynman (noblista z 1965 r.), lekceważą filozofowanie, wypowiadając opinię, iż nie ma potrzeby zastanawiania się nad metafizycznymi aspektami fizyki. Twierdzą, że jej sens i cel polega na układaniu i rozwiązywaniu równań oraz sprawdzaniu, czy wyniki obliczeń teorii zgadzają się z wynikami eksperymentu (shut up and calculate). Jeszcze inni, jak Steven Weinberg (noblista z 1979 r.), przyznają, że ich ateizm jest wyborem opartym wyłącznie na subiektywnej, intuicyjnej, niewierze w istnienie Boga, a nie na wiedzy czy znajomości fizyki.
Skąd się wzięliśmy
Każdy rozumie, że gdyby stałe fizyki (prędkość światła, stała grawitacji, stała Plancka itd.) były trochę inne niż te, które mierzymy, to Wszechświat też byłby trochę inny, a w nim inne byłyby galaktyki, gwiazdy i planety. Czy w takim innym Wszechświecie mógłby powstać gatunek homo sapiens? Współczesna nauka dostarcza na to pytanie odpowiedzi całkowicie pewnej i jednocześnie bardziej zdumiewającej niż wszystkie paradoksy teorii względności i mechaniki kwantowej. Okazuje się, że swoiste własności całego Wszechświata są bardzo dokładnie wyregulowane antropicznie, to znaczy „na nasz obraz i podobieństwo”. Wszechświat „wie” o nas od samego swego początku, od Wielkiego Wybuchu. Gatunek homo sapiens nie mógłby powstać w żadnym „innym” wszechświecie, w którym wartości stałych fizyki się by różniły o więcej niż około 1 procent od wartości aktualnie zmierzonych.
Gdy Wszechświat powstał w Wielkim Wybuchu 13,8 miliarda lat temu, jego swoiste własności, zakodowane jako wartości stałych fizyki, były antropicznie wyregulowane, co zapewniło, że wszystkie po kolei etapy wtedy rozpoczętej i trwającej miliardy lat ewolucji, najpierw kosmologicznej, potem astrofizycznej, a na koniec biologicznej, doprowadziły krok po kroku do powstania gatunku homo sapiens i w konsekwencji do naszego istnienia.
Antropiczne wyregulowanie Wszechświata nie jest hipotezą, ale przyrodniczym faktem. Wspiera się na wnikliwej analizie teoretycznej ogromnej liczby konkretnych, wielokrotnie sprawdzonych i przez nikogo nie kwestionowanych, wyników pomiarów i obserwacji, zaczerpniętych z fizyki nuklearnej, chemii organicznej, optyki kwantowej, kosmologii, dynamiki Galaktyki, budowy i ewolucji gwiazd, planetologii, klimatologii, biologii ewolucyjnej i genetyki. Wykorzystuje bezprecedensowo dokładne dane zebrane na przełomie XX i XXI w. przez słynne instrumenty współczesnej Wielkiej Nauki – w tym największe teleskopy optyczne, neutrinowe i radioteleskopy na powierzchni Ziemi, kosmiczne teleskopy Hubble’a, Comptona, Plancka i Keplera, a także Wielki Zderzacz Hadronów CERNu.
Nikt nie wie na pewno, jak racjonalnie wytłumaczyć „pierwszą przyczynę” antropicznego wyregulowania Wszechświata. Zaproponowane hipotetyczne wyjaśnienia tak można, w wielkim uproszczeniu, opisać:
1. Słaba zasada antropiczna. Gdyby wyregulowania nie było, to nie byłoby nas, więc nie moglibyśmy się zastanawiać nad wyjaśnianiem czegokolwiek.
2. Silna zasada antropiczna. Wyregulowanie jest koniecznie ponieważ albo–albo: (2a) Bóg istnieje. Wyregulowany Wszechświat został przez Niego celowo stworzony, (2b) Bóg nie istnieje. Rzeczywistość jest wieloświatem – zbiorem wszechświatów z różnymi (wszystkimi możliwymi?) kombinacjami stałych przyrody, a zatem i takimi, które odpowiadają antropicznemu wyregulowaniu.
3. Przypadek. Obserwowane wyregulowanie nie ma przyczyny.
Prawie wszyscy ateiści przyjmują wyjaśnienie (2b); nieliczni wyjaśnienie (3).
Boży plan – preferowane wyjaśnienie
Hipoteza wieloświata jest dziś niemożliwa do eksperymentalnego zweryfikowania lub sfalsyfikowania. Bezpodstawne twierdzenia, iż weryfikacja stanie się na pewno możliwa w przyszłości przypominają mi piosenkę Jacka Kaczmarskiego, w której poeta kpił z materializmu historycznego jako „naukowego dowodzenia, co by było gdyby”. Teoretycy tylko postulują wieloświat ad hoc jako zespół „wszechświatów równoległych” lub jako wytwór „kosmicznego darwinizmu”, jak w teorii niemowlęcych wszechświatów Lee Smolina.
Zauważmy, że ten postulat zawsze wprowadza nieskończenie wiele bytów w dodatku do bytu naszego Wszechświata, bowiem każdy wszechświat w wieloświecie jest odrębnym bytem. Natomiast przyjmowane przez wierzących fizyków wyjaśnienie (2a) potrzebuje tylko jednego bytu „dodatkowego” – bytu Boga. Dodajmy: nie jest to byt wprowadzony ad hoc, gdyż od zarania cywilizacji pojawia się w wielu innych aspektach objaśniania rzeczywistości – moralności, wolnej woli, niepojętej skuteczności matematyki.
W sensie wymogu Brzytwy Ockhama, wyjaśnienie fenomenu antropicznego wyregulowania jako Bożego planu jest zatem bardziej preferowane niż wyjaśnienie ateistyczne: w tej kwestii wiara nie mnoży bowiem bytów nad potrzebę. Gazetowi ateiści twierdzą natomiast wbrew faktom, że to ateizm nie mnoży bytów! Panowie, więcej powagi...
Nikt z wierzących fizyków nie twierdzi, że Bóg bezpośrednio projektuje historię każdej gwiazdy i galaktyki, a na Ziemi budowę każdego organizmu. Wręcz przeciwnie! Obserwowany ogólny porządek fizycznego Wszechświata wynika z racjonalnych praw przyrody i jest znakiem Bożej obecności, będącej gwarantem tego uporządkowania. Podstawą Bożego planu jest nie tylko celowy porządek, ale także przypadek widoczny w ewolucji wszystkich struktur Wszechświata: bez przypadkowych kwantowych fluktuacji po Wielkim Wybuchu nie byłoby we Wszechświecie galaktyk, bez przypadkowych mutacji genetycznych nie byłoby darwinowskiej ewolucji.
Wbrew temu co głosi Richard Dawkins, przekonanie o tworzącym naturę Wszechświata celowym porządku, misternie splątanym z przypadkiem, jest całkowicie zgodne z najzupełniej standardową fizyką – celowy porządek nie przeczy żadnemu z konkretnych eksperymentalnych i teoretycznych wyników fizyki. Natomiast do zrozumienia pełnej „natury człowieka” – naszej świadomości, inteligencji, sumienia, matematycznego wyrafinowania, wrażliwości na piękno sztuki – potrzeba na pewno jeszcze czegoś więcej, niż może zaofiarować arsenał możliwości współczesnej fizyki.
Wiara i wiedza – na zawsze złączone
Wiara i wiedza to nie to samo co religia i nauka. Pierwszą parę terminów rozumie się zwykle w kontekście czysto intelektualnym, podczas gdy drugą rozumie się często także w kontekście społecznym lub wręcz politycznym. Wedle poglądu o „nieobejmujących się magisteriach” (NOMA) sformułowanego przez Stephena Goulda, religia i nauka są odrębnymi „magisteriami”, zajmującymi się zupełnie różnymi, nie zachodzącymi na siebie, obszarami rzeczywistości. Zdaniem Goulda nauka i religia nie powinny sobie nawzajem wchodzić w paradę. Na przykład: religia nie może dyktować nauce zasad lub wniosków dotyczących fizykalnych własności świata i praw natury, a nauka nie może twierdzić, że na podstawie swej wiedzy o empirycznej rzeczywistości dysponuje lepszym niż religia wytłumaczeniem przyczyny moralności.
Rzecz jest moim zdaniem bardziej subtelna. Przecież czysto religijne inspiracje były wielokrotnie powodem ważnych naukowych odkryć! Zapewne najbardziej znanym na to przykładem jest historia odkrycia przez Johannesa Keplera trzech praw rządzących ruchem planet. Głęboko religijny Kepler szukał w harmonii ruchów planetarnych świadectwa Bożego planu. Odkrył prawa tak fundamentalne, że do dziś ich powszechnie używamy: to właśnie na ich podstawie Andrea Ghez i Reinhard Genzel zmierzyli masę czarnej dziury w centrum naszej Galaktyki, za co dostali w tym roku Nagrodę Nobla z fizyki. Prawa Keplera były główną przesłanką Izaaka Newtona do sformułowania jego teorii dynamiki i grawitacji – a to stworzyło współczesną naukę. Przykładem mniej znanym jest sformułowana przez Pierre Louis Moreau de Maupertuis zasada najmniejszego działania. Maupertuis wierzył, że natura zawsze dąży do ściśle określonego celu, wyznaczonego przez Boga, wybierając najlepsze z możliwych rozwiązań, charakteryzujące się najmniejszym działaniem. W mechanice Newtona zasadę najmniejszego działania opracowali matematycznie, już bez odniesień do Boga, Leonhard Euler i Joseph Louis Lagrange. Każdą wielką teorię fizyki daje się sformułować jako zasadę Maupertuis, trzeba tylko zdefiniować dla niej działanie. Na przykład, David Hilbert pokazał, że ogólną teorię względności Alberta Einsteina można wywieść z tej zasady, gdy działanie określone jest przez skalar krzywizny Ricciego czasoprzestrzeni. Wielu widzi analogię pomiędzy zasadą Maupertuis a teologiczną koncepcją teodycei Gottfrieda Wilhelma Leibniza, która próbuje odpowiedzieć na pytanie, dlaczego w świecie stworzonym przez wszechmocnego i miłosiernego Boga istnieje zło, śmierć i cierpienie.
(Bóg stworzył najlepszy z możliwych światów. Dowodem na to jest nasza wolność, wolność prawdziwa, tak całkowicie autonomiczna względem Boga, że niewykluczająca nawet możliwości czynienia przez nas zła. Istnienie zła w świecie jest więc ceną wolności. Bez wolności nie byłoby zła, ale świat bez wolności byłby gorszy. Świat nie jest najlepszy „lokalnie”, to znaczy w każdym osobno swoim szczególe, ale jest najlepszy w ich całkowitej „globalnej” sumie.)
Także niewiara inspirowała wielkie idee w fizyce. Na przykład, w roku 1948 Hermann Bondi, Thomas Gold i Fred Hoyle zaproponowali teorię stanu stacjonarnego, czyli model ekspandującego Wszechświata, który nie zaczynał się Wielkim Wybuchem – to usuwało niepokojące ateistów skojarzenie z jednorazowym, Boskim aktem kreacji. Teoria okazała się fałszywa, ale odegrała niezwykle ważną i pozytywną rolę w rozwoju współczesnej kosmologii.
W wymiarze intelektualnym NOMA jest więc z pewnością koncepcją nieudaną, bowiem w tym wymiarze wiara i wiedza, choć odrębne, zawsze były w znacznym stopniu złączone. Ich odrębność i wzajemna niepodległość, ale także ich łączne współdziałanie, napięcia i pozorne konflikty, stanowiły subtelną grę, która zawsze okazywała się pożyteczna i twórcza.
Prof. Marek Abramowicz
Astrofizyk, autor przeszło 200 prac naukowych z teorii względności, astrofizyki wysokich energii, teorii akrecji oraz klasycznych i kwantowych czarnych dziur. Przez lata pracował i wykładał w Stanfordzie, Teksasie (Austin), Oksfordzie, Kopenhadze i Trieście. W latach 1993–2012 kierował katedrą astrofizyki na Uniwersytecie w Göteborgu. Dużo publikował w paryskiej „Kulturze”