Ponad połowa Niemców to chrześcijanie. Tak mówią statystyki. Jakie są realia?
– Niestety dwieście lat sekularyzacji zrobiło swoje. Obecnie światopoglądem dla Niemców jest humanizm i racjonalizm. Większość ochrzczonych nie chodzi do Kościoła, więc ta statystyczna połowa to nie są ludzie, którzy żyją wiarą. Jeszcze sto lat temu praktykowali ze względu na tradycję, dzisiaj odchodzą. Na dodatek przez skandale Kościół stracił wiele ze swojej wiarygodności. Teraz w kościołach są ci, którzy naprawdę chcą w nich być i są do tego przekonani.
Jak trafić do nich z Dobrą Nowiną?
– To bardzo proste. Głoszenie Ewangelii działa, jeżeli się ją głosi! Oczywiście należy je dostosować do ludzi, którzy myślą tak bardzo racjonalnie. Odpowiedzią są np. kursy Alpha, gdzie mówi się m.in. o naukowych dowodach na istnienie Jezusa. Niestety kościoły w Niemczech nie mają mentalności ewangelizacyjnej. Ich rozwój widać tylko w statystykach osób ochrzczonych, nikt nie pyta o tych nawróconych. Musimy nauczyć się zdobywać ludzi dla Jezusa, wychodzić po nich. Każda parafia w Niemczech powinna stawiać sobie cele. Na przykład: w tym roku przyprowadzimy dwadzieścia osób do Jezusa. Następne w kolejności jest pytanie: jak to zrobić? Może nagramy film z zaproszeniem na Mszę św. i wrzucimy go do internetu? A może zorganizujemy koncert dla młodych? Nie ma jednego uniwersalnego narzędzia ewangelizacji dla wszystkich.
Założyłeś i prowadzisz dom modlitwy (Gebetshaus), w którym trwa nieustanna modlitwa, odbywają się rekolekcje i spotykają się młodzi ludzie. Co ich przyciąga?
– Po pierwsze: Ewangelia. Jako wspólnota prowadząca ten dom staramy się głosić Ewangelię bez kompromisu, a to zawsze przyciąga. Po drugie: chcemy pokazywać chrześcijańską duchowość. Wiele osób, które jej poszukują, zamiast do Kościoła trafia do sekt czy wróżek. Inni w Kościele widzą tylko struktury i zasady. Jeśli zobaczą działanie Ducha Świętego, wtedy zostaną. Po trzecie: muzyka, która łączy się ściśle z modlitwą. Ona przyciąga i buduje klimat, sprzyjający spotkaniu z Bogiem. Wierzę, że modlitwa jest źródłem wszystkiego w Kościele. Modlitwa nie jest wszystkim, ale wszystko jest niczym bez modlitwy. Nie może zastąpić wielu działań, ale ma być pierwsza. Osobiście staram się modlić cztery godzin dziennie, a gdy podróżuję, przynajmniej godzinę.
Rok temu współorganizowałeś akcję modlitewną „Europa będzie zbawiona”. Już sam tytuł brzmi jak pobożne życzenie.
– To nie życzenie, ale wyraz nadziei. Jako chrześcijanie musimy mieć nadzieję! Jeszcze 40 lat temu nikt nie widział szansy na to, że runie mur berliński. A Bóg zmienił historię. Dziś wielu mówi: Europa jest bardzo zsekularyzowana. Jest, ale to się może zmienić! Wierzymy w to i dlatego zainicjowaliśmy 40 dni postu i modlitwy w intencji nawrócenia Europejczyków. Każdego dnia modliliśmy się i pościliśmy za konkretny kraj. Włączyły się w tę akcję tysiące ludzi. W Niemczech, gdzie chrześcijanie to zarówno katolicy, jak i protestanci, niezwykle ważna jest jedność. Chcemy wspólnie skupić się na jednym celu, na modlitwie. Nawrócenie Europejczyków może się dokonać tylko mocą Boga.
W Polsce panuje lęk przed napływem muzułmanów. Ty masz z nimi kontakt na co dzień.
– Muzułmanie to również kochane dzieci Boga. Zdecydowana większość z tych, których znam, zarówno z Niemiec, jak i Bliskiego Wschodu, nie utożsamia się z radykalnym islamem. Musimy uważać, aby nimi nie pogardzać. Oni mają w sobie wielką bojaźń Bożą. W Niemczach niestety nie widzą wielu chrześcijan żyjących wiarą – a sami są nią bardzo zainteresowani. Wielu z nich naprawdę szuka. Wielu przyjmuje chrzest. Te przypadki liczy się już w tysiącach. Ale żeby zdobyć człowieka dla Jezusa, musisz go pokochać: wtedy jego serce otwiera się na prawdę. Nie możemy nienawidzić muzułmanów, nie wolno nam! Mamy modlić się za nich i kochać ich. Oczywiście musimy być trzeźwi: zagrożenie ze strony radykalnego islamu jest realne. Ale ja postrzegam napływ muzułmańskich uchodźców jako szansę na to, aby ich ewangelizować. W swoich krajach często nie mieli okazji usłyszeć o Jezusie, chociaż dziś na Bliskim Wschodzie dzieją się niesamowite rzeczy.
Jakie?
– Podróżuję i spotykam się tam z muzułmanami, którzy uwierzyli w Jezusa. W Iranie w ciągu ostatnich pięciu lat nawróciło się na chrześcijaństwo więcej muzułmanów niż w ciągu tysiąca lat! Może to zabrzmi mało poważnie, ale spotkałem dziesiątki muzułmanów, którym śnił się Jezus. Poznałem uchodźcę z Iranu. We śnie Jezus kazał mu uciekać z miejsca, w którym przebywał. Kiedy się obudził, okazało się, że ściga go policja. Poznałem też dziewczynę, która w naszym domu modlitwy na projekcji filmu o Jezusie krzyknęła: „Ja znam tego człowieka! On uratował mi życie!”. Potem opowiadała, że płynąc łodzią przez Morze Śródziemne wpadła do wody i On ją wyciągnął. To pokazuje, że Bóg się interesuje muzułmanami. Bardzo ich kocha.
Jak mówić muzułmanom o Jezusie?
– Muzułmanie są bardzo relacyjni. Nie można dać im ulotki: trzeba się z nimi zaprzyjaźnić. Zapraszamy ich do domu na obiady. Jesteśmy razem. Dla nich pytanie o wiarę jest normalne. W Tunezji rozmawiałem o wierze z każdym taksówkarzem. Za każdym razem słyszałem pytanie: „Czy jesteś muzułmaninem?”. Odpowiadałem, że nie i że podążam za Jezusem. W odpowiedzi słyszałem: „Naprawdę? Opowiedz mi o tym!”. Oni są bardzo ciekawi, trzeba tylko stworzyć bezpieczną przestrzeń, aby mogli o Jezusie posłuchać. W domu modlitwy w Augsburgu organizujemy dla nich specjalne wieczory, podczas których wyświetlamy film o Jezusie w języku arabskim. Przychodzą ci, którzy chcą. Przygotowujemy dla nich dania, które mogą jeść. Jest jeden klucz, który otwiera każde serce: to kultura szacunku. Gdy nasi goście wchodzą do domu, witamy ich w drzwiach. Każdemu ściskamy dłoń i mówimy: „Witamy cię! Dobrze, że jesteś! Nie jesteśmy tu, by cię nawracać, ale chcemy ci pokazać, w co wierzymy. Ale to ty sam zdecyduj”. Po filmie są rozmowy, a kto chce, może wziąć do domu jakieś materiały do poczytania. Po dwóch tygodniach zapraszamy ich na dyskusję o wierze. Nie chodzi o to, by ich nawracać: oni sami są zdolni do odkrycia prawdy. Pamiętam jak pewnego wieczoru na takie spotkanie przyszły muzułmanki z hidżabach. To był dla nas szok.
Jak według ciebie powinniśmy walczyć z naszymi uprzedzeniami?
– Trzeba zdać sobie sprawę, że to jest bardzo poważny problem. Jezus sprzeciwiał się sposobowi, w jaki faryzeusze, a więc ludzie religijni, traktowali grzeszników czy Samarytan. Trzeba nauczyć się nowego zachowania, kultury spotkania, bo aby coś oswoić, trzeba to poznać. My możemy to robić, bo muzułmanie żyją wśród nas. Możemy zapraszać muzułmanów na obiad, na herbatę. Możemy ich słuchać, a nie tylko mówić. Nie musimy ich zmieniać, wystarczy, że ich pokochamy. Myślę, że wielu z nich jest bliżej królestwa Bożego, niż wielu zsekularyzowanych Europejczyków. Oni naprawdę ciągle myślą o Bogu.
Johannes Hartl
Doktor teologii, ewangelizator, mówca, autor kilkunastu książek, od 2011 r. razem z żoną prowadzi dom nieustannej modlitwy w Augsburgu. Jest ojcem czwórki dzieci