Pamięć wielu Polaków żyjących w pamiętnym wrześniu 1939 r. na ówczesnych kresach II Rzeczpospolitej przechowała obraz zdarzeń, które określali oni w sposób jednoznaczny – zdrada. 17 września wojska sowieckie, realizując porozumienie z III Rzeszą zawarte w ramach paktu Ribbentrop-Mołotow, przekroczyły granicę z Polską. Nasz kraj nie miał żadnych możliwości, aby się tej agresji przeciwstawić. Sowieci wbili nóż w plecy armii polskiej zmagającej się od ponad dwu tygodni z przeważającymi siłami hitlerowskich Niemiec.
Polacy zamieszkujący kresy obserwowali wtedy z narastającą frustracją zachowanie swoich sąsiadów narodowości żydowskiej, białoruskiej, rzadziej ukraińskiej. Ich domy były często dekorowane czerwonymi flagami, budowano bramy triumfalne ozdobione portretami Stalina, wznoszono entuzjastyczne okrzyki i obdarzano czerwonoarmistów bukietami jesiennych kwiatów. Przytoczmy jedną tylko, bardzo typową relację, pochodzącą z Białegostoku: „Tłum Żydów i Białorusinów zgromadzony przed magistratem wołał «precz z rządami polskimi». (…) Całe miasto wylało się z domów na ulice. Wyglądali na zachwyconych, obejmowali się i całowali z radością”. To, co było najwyższą wartością dla ludności polskiej, wręcz przedmiotem patriotycznego kultu – odzyskane niepodległe państwo, legło w gruzach i stało się przedmiotem szyderstw. W dziesiątkach można było liczyć akcje dywersyjne organizowane przez komunistów żydowskich i białoruskich, którzy zaczęli odgrywać rolę „piątej kolumny”. Najbardziej znane są walki, do których doszło 18 września w Grodnie. Ich celem miało być zdezorganizowanie polskiej obrony miasta.
Zdrada! – takie było powszechne odczucie Polaków na kresach. To przeświadczenie narastało w następnych miesiącach i latach, gdy wielu Żydów, Białorusinów i Ukraińców podjęło współpracę z władzami sowieckimi i zaangażowało się w działalność NKWD, denuncjując swoich polskich sąsiadów. Narastało poczucie krzywdy, upokorzenia, wzmagało się dążenie do wzięcia rewanżu, zemsty. W ten sposób często tłumaczymy sobie późniejsze wydarzenia takie jak mord w Jedwabnem. Gdy obróciła się karta historii i okupacja sowiecka została zastąpiona przez niemiecką, gdy pojawiła się możliwość i przyzwolenie, Polacy zrewanżowali się swym prześladowcom pięknym za nadobne.
Mniejszości w większości
Czy mamy prawo zatrzymać się na poziomie takiego opisu, czy pojęcia niezasłużonej zdrady i usprawiedliwionej zemsty dobrze tłumaczą tamtą rzeczywistość? W moim przekonaniu absolutnie nie. Dlaczego znacząca część obywateli polskich narodowości żydowskiej, białoruskiej i ukraińskiej zwróciła się w momencie próby przeciwko polskiemu państwu? Schlebiająca naszej narodowej megalomanii wizja, konfrontująca polską szlachetność z nieusprawiedliwioną zdradą Żydów, Białorusinów i Ukraińców, niczego nie rozjaśnia. Buduje tylko czarno-biały mit, pozwalający nam utwierdzić się w przekonaniu o absolutnej dziejowej racji stojącej po naszej stronie. Aby zrozumieć tragiczne wydarzenia, które rozegrały się na kresach po 17 września 1939 r., trzeba przekroczyć ograniczenia wąskiego, narodowego spojrzenia na przeszłość. Trzeba, choć to niezwykle trudne, zrozumieć sytuację i perspektywę innych: Żydów, Białorusinów i Ukraińców. Trzeba przyjąć ludzki, a nie wyłącznie polski punkt widzenia.
Pierwsza kwestia, którą musimy dostrzec, to wielonarodowy charakter ziem leżących na wschód od Bugu. U schyłku okresu międzywojennego Polacy stanowili tam poniżej 40 proc. ludności, reszta zaliczała się do tzw. mniejszości narodowych, będących na tych terenach w istocie większością. W świadomości Polaków był to obszar dawnej Rzeczypospolitej Obojga Narodów w naturalny sposób przynależny odrodzonej polskiej państwowości. Niewielu dostrzegało, że w XIX w. doszło tam do przebudzenia narodowej świadomości Ukraińców, Litwinów i Białorusinów, którzy ukształtowali swą – odrębną od polskiej – tożsamość i zaczęli dążyć do budowy własnych, narodowych państwowości.
Traktat w Rydze, zawarty w 1921 r. po wojnie polsko-bolszewickiej między Polską a Rosją sowiecką, akt dzielący ziemie zamieszkane w przewadze przez ludność ukraińską i białoruską, był postrzegany przez te narody jako akt niesprawiedliwego rozbioru. Szczególnie Ukraińcy, wykazujący się silniejszym niż Białorusini poczuciem narodowej tożsamości, nie potrafili się z tym pogodzić. Narastały wśród nich tendencje separatystyczne, pojawiał się terroryzm, zyskiwała na popularności ideologia skrajnego nacjonalizmu. Państwo polskie nie potrafiło wypracować spójnej polityki narodowościowej. Miotano się od skrajności do skrajności. Na Wołyniu wojewoda Henryk Józewski promował ideę zgodnego współżycia Polaków i Ukraińców, a w tym samym czasie gdzie indziej władze II RP pacyfikowały ukraińskie wsie i burzyły grekokatolickie cerkwie. „Nienawiść wrastała w serca i zatruwała krew pobratymczą”, jak pisał Henryk Sienkiewicz.
Życie obok siebie
Antagonizm polsko-żydowski wyrastał z innych korzeni. Po pierwsze, istotna część ludności żydowskiej na kresach nie miała żadnych związków z polską kulturą, językiem i państwowością. Byli to Żydzi, którzy zostali na te ziemie przesiedleni przez władze carskie z głębi Rosji dopiero w XIX w., tzw. Litwacy. Mówili po rosyjsku i jeśli mieli jakikolwiek sentyment, to wyłącznie do kultury i języka rosyjskiego. Znaczący odsetek żydowskiej populacji kresów posiadał obywatelstwo państwa polskiego, ale pozbawiony był jakiejkolwiek emocjonalnej więzi z tym państwem. Kresowi Żydzi żyli własnym życiem, zamknięci w opłotkach sztetlów, funkcjonujący w getcie odrębnych zwyczajów i wartości. Polacy i Żydzi byli, wedle słów wybitnego badacza kultury polskich Żydów Aleksandra Hertza, dwoma odrębnymi kastami, żyjącymi obok siebie, ale się nieprzenikającymi.
Po drugie, w latach 30. zaczął dawać o sobie znać inny jeszcze antagonizm. Wielki kryzys gospodarczy doprowadził do nasilenia polsko-żydowskiej rywalizacji gospodarczej i wzrostu niechęci związanej z bardzo liczną reprezentacją obywateli pochodzenia żydowskiego w sferze wolnych zawodów, zwłaszcza lekarzy i prawników. Zaowocowało to szeregiem przejawów agresji, często organizowanych przez rosnące w siłę środowiska nacjonalistyczne, głównie Stronnictwo Narodowe i Obóz Narodowo-Radykalny. Pogromy, próby odizolowania i wyeliminowania młodzieży żydowskiej z uczelni, działania na rzecz ograniczenia obecności Żydów w handlu i wytwórczości, praktyczna ich eliminacja ze sfery posad państwowych (urzędnicy, nauczyciele, wojskowi) sprawiły, że obywatel narodowości żydowskiej słusznie mógł się w państwie polskim schyłku lat 30. poczuć obywatelem drugiej kategorii.
Młodzież żydowska, pragnąca za sprawą wykształcenia wyrwać się z ortodoksyjnego getta, czuła coraz większą frustrację. Tym bardziej że ograniczone zostały możliwości wyjazdu do Palestyny, gdyż od 1937 r. władze brytyjskie zastopowały imigrację na te tereny. Wielu zwracało się zatem ku skrajnym ideologiom, głównie komunistycznej, odrzucając cały bagaż żydowskiej religii, obyczaju i tradycji. Stawali się fanatycznymi, bo całkowicie wykorzenionymi, apostołami nowej, czerwonej wiary. Oficjalna propaganda państwowa w II RP również mogła się przyczynić do prosowieckiej postawy kresowych Żydów. Głoszona przez nią wizja ZSRR, jako państwa rządzonego przez Żydów, gdzie są oni wyraźnie uprzywilejowani, oddziaływała na wyobraźnię, szczególnie tych, którzy czuli się w Polsce dyskryminowani. Wreszcie lęk przed Niemcami i nazistowskim antysemityzmem kazały z nadzieją, a nawet wdzięcznością witać żołnierzy Armii Czerwonej.
Wypada uznać, że wrogie wobec państwa polskiego reakcje ludności kresów nie wynikały przede wszystkim z wpływów komunistycznej ideologii. Istotniejsze były urażone uczucia narodowe i poczucie bycia obywatelami drugiej kategorii. Czy urazy te zostały uleczone w warunkach okupacji sowieckiej, to zupełnie inna sprawa. Wielu Żydów, Ukraińców i Białorusinów szybko miało się przekonać, że realia totalitarnego reżimu sowieckiego są znacznie gorsze aniżeli rzeczywistość II RP.
Brak realizmu
Możemy mówić również o zjawisku zbiorowej odpowiedzialności. Polacy dotknięci traumą klęski mieli skłonność do obwiniania wszystkich przedstawicieli mniejszości za czyny popełniane przez niektórych. Być może dlatego polska pamięć nie przechowała wspomnienia o dziesiątkach tysięcy Żydów, Ukraińców i Białorusinów na równi z Polakami wysiedlonych przez NKWD w głąb ZSRR i o około 500 żydowskich oficerach wymordowanych w ramach zbrodni katyńskiej.
Pojęcie „zdrady” niepolskich obywateli kresów trzeba ujrzeć w innej jeszcze perspektywie. Może być ona trudna do przyjęcia dla Polaka ukształtowanego w tradycyjnej wizji narodu i państwa, wyrażającej się w znanych słowach wiersza Władysława Broniewskiego: „Są w Ojczyźnie rachunki krzywd, […] ale krwi nie odmówi nikt”. Uznanie wartości własnego państwa i imperatyw jego obrony są tutaj całkowicie oddzielone od korzyści, które od owego państwa otrzymuje jego obywatel. Polak winien być solidarny ze swym państwem bez względu na to jak się ono wobec niego zachowuje. Taki model patriotyzmu był oczywisty dla polskiej ludności kresów, wykazywała się ona zresztą szczególnym sentymentem do państwa polskiego, sentymentem który znalazł wyraz w znanej maksymie dotyczącej Lwowa – Leopolis semper fidelis (Lwów zawsze wierny).
Czy jednak mogliśmy oczekiwać podobnej formy przywiązania do państwa polskiego ze strony jego obywateli innej narodowości? Pamiętajmy, że epoka, o której mówimy była czasem narastania nastrojów nacjonalistycznych. Widzimy to na przykładzie Ukraińców i w mniejszym stopniu Białorusinów i Żydów. Każdy naród powinien posiadać własne państwo, a lojalność wobec własnej wspólnoty narodowej powinna być ważniejsza aniżeli inne więzi: rodzinne, religijne, zawodowe itp. Taka była istota świadomości nacjonalistycznej. Oczekiwanie, że mniejszości narodowe na kresach masowo zachowają lojalność wobec upadającego państwa polskiego była więc przejawem braku realizmu.
Jeśli istniało wśród Żydów, Ukraińców i Białorusinów, usprawiedliwione czy nie, przekonanie o tym, że Polska jest dla nich nie matką a macochą, to naturalną była satysfakcja ze względu na jej upadek, a w najlepszym wypadku obojętność. Ich patriotyzm nie był bowiem bezwarunkowy, zależał od statusu, możliwości i równouprawnienia, które im to państwo oferowało. Nie powinniśmy postaw Polaków, Ukraińców, Białorusinów i Żydów na kresach mierzyć tą samą miarą. Jeśli potępiamy Ukraińców za „zdradę” Polski w 1939 r., powinniśmy też zapewne potępić powstańców wielkopolskich za „zdradę” Niemiec w 1918 r. Ukraińcy cieszyli się z upadku państwa, którego byli obywatelami, a które uważali za ciemiężyciela. Polacy, dwadzieścia lat wcześniej odczuwali takie same emocje wobec zaborcy niemieckiego. Nie zawsze przeszłość da się zamknąć w łatwych i jednoznacznych kategoriach „racji” i „zdrady”. To co dla jednego narodu jest „zdradą” bywa bowiem „racją” dla innego.