Z moimi rozmówcami z koreańskiej wspólnoty ewangelikalnej spotkałem się w Łodzi. Ze względów bezpieczeństwa nie podaję ich nazwisk. Korea Północna to według Światowego Indeksu Prześladowań państwo, w którym chrześcijanie doświadczają największych szykan. Są aresztowani, torturowani, więzieni, a nawet zabijani. W takich warunkach tylko nielicznym udało się stworzyć Kościół podziemny. O swojej wierze boją się jednak rozmawiać nawet z rodziną i przyjaciółmi.
Park urodziła się w rodzinie chrześcijańskiej, jej rodzice z powodu wiary zostali zamordowani. W 1998 r. przez Chiny uciekła do Korei Południowej.
N. w wieku 18 lat na dwa i pół roku trafiła do obozu pracy, a jej ojciec i syn zostali zamordowani przez komunistyczny reżim. W 2011 r. przez Chiny i Tajlandię uciekła do Korei Południowej. Pastor Eric Foley i Hyun Sook Foley pomagają chrześcijańskim uchodźcą przybywającym do Korei Południowej oraz wspierają działalność ewangelizacyjną Kościoła podziemnego w Korei Północnej.
Słyszałem kiedyś o starszej kobiecie z Korei Północnej, która przez całe swoje życie nigdy nie rozmawiała ze swoją córką o wierze. A była osobą bardzo wierzącą i zależało jej, aby jej córka również taka była. Czy taka sytuacja naprawdę mogła mieć miejsce?
Park: – Tak. Powiedziałabym nawet, że jest bardzo prawdopodobna. Ja też nigdy nie rozmawiałam ze swoimi dziećmi o Bogu. W Korei Północnej, gdzie chrześcijanie są brutalnie prześladowani, to zupełnie normalne. Rodzice nie chcą, aby ich dzieci też były prześladowane. Z powodu wiary tylko jednej osoby cała rodzina może zostać wysłana do obozu koncentracyjnego. I nie chodzi tylko o najbliższą rodzinę. Aresztowana może być np. babcia, bo ktoś zauważył jakiś gest u jej wnuczka, a wtedy zakłada się, że cała rodzina jest chrześcijańska.
W Pani rodzinie miały miejsce aresztowania?
Park: – Mój brat został zesłany do obozu koncentracyjnego.
To znaczy, że dzieci nie mają w ogóle okazji poznać Boga.
Park: – Rodzice nie przekazują wiary dzieciom, ponieważ one mogłyby przez przypadek opowiedzieć o niej gdzieś na zewnątrz, chociażby w szkole. Wystarczy, że nauczyciel zada bardzo ogólne pytanie, na przykład: „Czy masz w domu jakąś specjalną książkę?”. Dziecko nie musi powiedzieć, że to Biblia. Wystarczy, że zasugeruje, że rodzice często do tej jednej książki zaglądają. Taka odpowiedź może zrodzić podejrzenie. Albo pytanie: „Czy w domu śpiewa się jakieś niespotykane gdzie indziej pieśni?”. Do czasu aż dzieci dorosną, nie ma więc w domu żadnego przekazywania wiary. Ale kiedy któreś z dorosłych już dzieci zakocha się w kimś, kto należy do partii, rodzice również nie mówią mu o Bogu, bo mógłby przez przypadek ich wydać. Nie mówią też swoim dzieciom, które są na służbie wojskowej. Nawet wtedy, gdy biorą ślub, narzeczeni nie przyznają się sobie, że są ludźmi wierzącymi. Niektórzy Koreańczycy dowiadują się, że ich rodzice byli chrześcijanami, dopiero przed ich śmiercią. Przekazywanie wiary następuje więc tylko w najbardziej zaufanych relacjach.
W jaki sposób została Pani chrześcijanką?
Park: – Moje doświadczenie wiary zrodziło się z obserwacji babci i dziadka, którzy swoją wiarę praktykowali w niewielkim stopniu. Tak było do 1966 r., zanim władza rozpoczęła systematyczne prześladowanie chrześcijan. Zapamiętałam ich gesty, mimo że moja babcia nigdy ze mną o religii nie rozmawiała. Kiedy w 1998 r. uciekłam do Chin i uczestniczyłam w modlitwie w kościele, przypomniałam sobie to wszystko, co widziałam. Przypomniałam sobie też, że moja mama śpiewała w domu o Bogu.
Czy Pani krewni są chrześcijanami?
Park: – Moja babcia uciekła z Korei Północnej w latach 50., w czasie wojny koreańskiej. To od niej później dowiedziałam się, że cała moja rodzina to chrześcijanie. Moja starsza córka uciekła do Korei Południowej. Przed ucieczką nie była chrześcijanką, ponieważ na ten temat z nią nie rozmawiałam. Ale z listów dowiedziałam się, że stała się chrześcijanką. Nie domyśliłam się tego dlatego, że pisała wprost o Chrystusie, ale dlatego, że w specyficzny sposób wspominała o Bogu. W dialekcie północnokoreańskim nie używa się tego samego słowa, myśląc o Bogu chrześcijan i o Bogu w ogóle. Moja córka używała słowa „Bóg” w znaczeniu chrześcijańskim i stąd wiedziałam, co chce mi powiedzieć.
To było bardzo niebezpieczne.
Park: – Oczywiście. Zwykle ci, którzy uciekli, starają się przekazać swoim rodzinom pieniądze. Moja córka chciała mi opowiedzieć o swojej wierze. Nie mogła być pewna, czy ja jestem wierząca. Wiedziała jednak, że to będzie dla mnie lepsze nawet od pieniędzy, które oczywiście też przesyłała. Ryzykowała jednak, że z powodu wspominania o Bogu mogą one do mnie nie dotrzeć. Na szczęście docierały.
Co Pani czuła, gdy dowiedziała się Pani, że córka uciekła?
Park: – Nikt się nie cieszy, kiedy traci dziecko, to przeszywający ból. A ja mogłam już przecież jej nigdy nie zobaczyć. Nie chciałam jednak, aby moje dzieci żyły w nieustannym smutku. Moja matka po pewnym czasie od ucieczki wróciła do kraju, ale namawiała mnie, abym i ja uciekła. Dlatego było mi łatwiej zaakceptować fakt, że moja córka uciekła.
Dlaczego niektórzy wracają do kraju?
Park: – Bo wyjechali tylko dlatego, żeby zarobić pieniądze dla rodziny. W wielu przypadkach jednak niestety już nigdy nie wracają.
Pozostanie za granicą to zdrada?
Park: – To nie jest tak. Niektórzy wracają, bo mogą, mają lepsze warunki finansowe i sytuację rodzinną. Inni nie mogą, bo brakuje im pieniędzy albo wiedzą, że naraziliby swoich krewnych na zbyt duże niebezpieczeństwo.
Wśród Europejczyków widać czasem dość lekceważące podejście do emigrantów ekonomicznych. Uważa się, że powinni radzić sobie we własnym kraju.
Park: – Koreańczycy z północy wiedzą, że południe jest bogatsze. Nie dziwi ich to, że ludzie nie chcą wracać. Jest też grupa Koreańczyków, która zamieszkuje ziemie włączone do Chin. Chociaż formalnie są obywatelami Chin, mówią po koreańsku i zachowują koreańskie zwyczaje. Oni również uciekają do Korei Południowej, żeby zarobić większe pieniądze, bo w Chinach jest bardzo biednie. A w Korei Południowej nawet cztery lata pracy wystarczają, żeby potem w Chinach kupić mieszkanie. Podobnie robią ci, którzy zupełnie legalnie na zaproszenie swoich krewnych wyjeżdżają do Chin z Korei Północnej. Bywa jednak tak, że po dotarciu na miejsce zastają puste domy, bo cała ich rodzina uciekła. Zostają bez pieniędzy i mają dwa wyjścia: albo próbują coś zarobić w Chinach, albo uciekają do Korei Południowej.
A co z tymi, którzy nie otrzymali zaproszenia. Ryzykują ucieczkę?
Park: – Czasem tak, ale kiedy taką osobę złapie policja, wówczas każda kolejna próba ucieczki może ją kosztować życie. Cały czas żyje w lęku, bo nie może być pewna, co władza zechce z nią zrobić.
Są też pewnie tacy, którzy uważają, że reżim komunistyczny jest czymś dobrym.
Park: – Ci traktują swoich południowych rodaków jak wrogów. Nawet większych niż Stany Zjednoczone.
Nie jest Pani katoliczką, ale chciałbym zapytać o słowa papieży Benedykta XVI i Franciszka, którzy zachęcają do tego, aby – jeśli to oczywiście możliwe – chrześcijanie zostali tam, gdzie mieszkają, bo bez nich chrześcijaństwo w pewnych rejonach świata może zupełnie zaniknąć. Wątpię, żeby chcieli skazywać Was na męczeństwo, bo ci sami papieże mówią, żeby w sytuacjach skrajnych jednak ratować własne życie ucieczką. Namawiają też do tego, by pomagać takich uchodźcom jak Wy.
Park: – W tym kontekście warto podkreślić ważną rzecz. Otóż większość chrześcijan nie ucieka z Korei. Żyją tam w Kościele podziemnym. Dla nich pozostanie w kraju pod reżimem Kim Dzong Una jest misją. Nigdy nie mogą być pewni, co czeka ich w przyszłości. Każde nowe pokolenie chrześcijan wie, że w czasie ich życia wszyscy chrześcijanie mogą zginąć w obozach koncentracyjnych, dlatego są przygotowani na męczeństwo. To stanowi nieodłączny element ich życia.
Dawniej chrześcijaństwo w Korei rozwijało się głównie w wyższych klasach społecznych. W niższych rozwijał się buddyzm. Kiedy powstała Korea Północna, wielu z tych ludzi, którzy byli zamożniejsi i lepiej wykształceni, stało się solą w oku komunistycznego przywódcy Kim Ir Sena. Byli szczególnie prześladowani, a jedną z takich osób był mój ojciec, który miał własną ziemię. Dlatego można powiedzieć, że wielu chrześcijan żyje w Korei tylko ze względu na pragnienie rozwoju wiary chrześcijańskiej. Chcą ją tam ocalić.
Kim: – Podam przykład. Jeden z nas uciekł dwa lata temu do Korei Południowej. Potem jednak przeniósł się do Chin, tylko ze względu na chrześcijan, którzy mieszkają tam w górach. Dzisiaj opiekuje się wspólnotą ponad 500 osób należących do Kościoła podziemnego. Tak odczytał swoją misję. Uczy ich, jak rozmawiać o Bogu, nie używając słowa „Bóg”. Szuka sposobu, aby nie zostali zbyt łatwo rozpoznani.
Park: – Grupy chrześcijan Kościoła podziemnego tworzą swego rodzaju kanały łączące chrześcijan z Chin i Korei Południowej z chrześcijanami z Północy. 90 proc. tych, którzy uciekli, utrzymuje kontakt ze swoją rodziną właśnie dzięki tym kanałom.
Kim: – Jeśli ktoś z chrześcijan został aresztowany, to gdy już wyjdzie z obozu, stara się opuścić kraj, bo jego życie jest zagrożone. Starsi Koreańczycy, którzy nie zostali rozpoznani, pozostają jednak w kraju. Chcą wytrwać tak długo, jak będzie to możliwe. Wiem też, że ci, którzy uciekli, wcale nie chcą zostać za granicą. Marzą, aby kiedyś wrócić. Tych, którzy mają okazję, aby w poczuciu względnego bezpieczeństwa wrócić do Korei Północnej, wspólnoty żyjące za granicą namawiają, by to zrobili ze względu na ewangelizację.
Park: – Żyłam w Korei Północnej ponad pół wieku. Jestem dzisiaj najstarsza z moich krewnych. Życzę mojej rodzinie, aby służyła tylko Bogu i jemu powierzyła własne życie. Życzę mojemu krajowi, ale też całemu światu, aby rozpoznał Chrystusa. Modlę się, aby nastał wreszcie pokój. Natomiast to, co widzę, jest tego odwrotnością, ponieważ mój kraj nie dba o ludzi, ale zajmuje się konstruowaniem broni nuklearnej. To Korea Północna rozbiła nasz naród na dwie części. Kiedy nasz kraj tworzył się w oddzieleniu od południa, rodzice zabijali dzieci, a dzieci rodziców. Tego nie da się zapomnieć.
Na czym dzisiaj Pani najbardziej zależy?
Park: – Musimy modlić się za Koreę, aby nastał pokój. Chciałabym, aby Korea ponownie się zjednoczyła, aby nasze rodziny były razem.
A chciałaby Pani wrócić?
Park: – Jeśli Korea się zjednoczy, to wracam natychmiast. Wciąż się modlę, aby władze koreańskie się nawróciły i uznały swoje grzechy. Moja modlitwa ma pomóc w tym zjednoczeniu. Nawet jeśli wydaje się, że to tak niewiele.
Jest Pani gotowa przebaczyć?
Park: – Moje serce zostało głęboko zranione. W słowach nie potrafię powiedzieć „przebaczam”, ale w sercu mam wiarę, która skłania mnie do przebaczenia. Wiem, że dzięki Bogu jestem do tego zdolna. Ale tylko z Nim, bez Niego to niemożliwe. My wiemy, jaki jest cel życia tu, na ziemi, i że zmierzamy do nieba. Dlatego jesteśmy gotowi przebaczyć i chcemy także innych doprowadzić do wiary. Nienawiść nic nam nie da. Przebaczenie może natomiast być dla innych zachętą do wiary w Boga i drogą do pojednania.
Pastor: – Koreańczycy nie czekają z ewangelizacją, aż dokonają się zmiany polityczne. Ci, którzy są na to gotowi, już teraz podejmują bardzo niebezpieczną pracę ewangelizacyjną. Nadajemy z południa za pomocą radia audycje chrześcijańskie. Za pomocą balonów przesłaliśmy kiedyś egzemplarze Pisma Świętego. Robimy różne rzeczy, aby nie pozostawić chrześcijan samych sobie.
Chrześcijanie w Korei Północnej spotykają się, aby czytać Biblię?
Kim: – Robią to tylko czasami, w rodzinach, gdy mają do siebie pełne zaufanie.
Zastanawiam się, na czym tam polega bycie chrześcijaninem, jeśli nie ma katechezy. Czy to jest chrześcijaństwo świadome swojej wiary?
Pastor: – Są tacy, którzy znają tylko „Ojcze nasz” i modlą się cały czas jedynie tą modlitwą. Dla nich to właśnie znaczy być chrześcijaninem. Na południu ludzie zastanawiają się, ile trzeba wiedzieć, aby nazwać siebie chrześcijaninem. Na Północy takich dyskusji nie ma. Tam sama znajomość „Ojcze nasz” może przecież stać się drogą do oddania życia za Chrystusa. I często tak właśnie jest.
Rozmawiamy głównie o chrześcijanach, którzy mieli styczność ze wspólnotami protestanckimi. A jak się mają katolicy?
Pastor: – Wielu chrześcijan w jednej i drugiej Korei to protestanci, ponieważ większość misjonarzy to właśnie protestanci. Katolicy, chociaż jest ich mniej, wspierają pracę naszych braci i sióstr protestantów. Nie ma między nimi żadnych napięć. Ważną informacją dla katolików jest to, że nowym prezydentem Korei Południowej został w tym roku katolik Moon Jae-in. Niedługo po przejęciu władzy wystosował on apel do papieża Franciszka, aby ten podjął się mediacji z Koreą Północą. Myślę, że to wielka sprawa, która wymaga waszej modlitwy w zjednoczeniu z papieżem. Na południu wspólnota katolicka w sposób wręcz niewiarygodny się rozrasta. Wierzymy więc, że katolicy odegrają bardzo ważną rolę w zjednoczeniu Korei.
A na północy?
Pastor: – Tam władza nie rozróżnia katolika od protestanta. Prześladuje jednakowo wszystkich chrześcijan. Dlatego szukamy współpracy w ewangelizacji. Bardzo się cieszę, że papież Franciszek podkreśla jedność chrześcijan, którzy przelewają krew. Niestety tzw. oficjalni katolicy w Korei Północnej są często agentami władzy. W ten sposób władza próbuje dotrzeć do Kościoła podziemnego. Jeśli więc ktoś otwarcie twierdzi, że jest katolikiem, my mu nie wierzymy. Dopiero po długim czasie jesteśmy w stanie mu zaufać. Ale tylko z tego powodu. Jeśli ktoś twierdzi, że protestanci w Korei nie ufają katolikom, to nie ma racji. Ufają, ale też wiedzą, że muszą uważać na agentów. Wszyscy chrześcijanie, protestanci i katolicy, wołają razem o wolność. Oni razem tworzą Kościół Chrystusa i razem za Niego umierają.