Logo Przewdonik Katolicki

Trzecia odsłona Trójmorza

Jacek Borkowicz
FOT. POLONA

Wizja związku państw leżących pomiędzy Niemcami a Rosją jest stałym elementem polskiej myśli politycznej już od dwustu lat. Zmieniały się szczegóły tej koncepcji, ale jej zasadniczy kierunek pozostał ten sam. Dziś zaczyna być realizowany.

Za ojca tej idei należy uznać Adama Jerzego Czartoryskiego. Ten przywódca konserwatywnego skrzydła emigracji po powstaniu listopadowym w swoim czasie nazywany był najwybitniejszym monarchą Europy. Był to duży komplement, zważywszy, że ówczesna Polska, w odróżnieniu od innych europejskich królestw, nie istniała przecież jako niepodległe państwo. Jednak Czartoryski istotnie przewyższał swoich koronowanych „kolegów po fachu” rozległością politycznych horyzontów.
Czartoryski zwrócił się ku budowaniu koncepcji Polski przewodzącej narodom uciskanym przez imperialną Rosję. Ludy te zasiedlały szeroki pas ciągnący się od Finlandii aż po Kaukaz i oddzielający obszary etnicznie rosyjskie od zachodniej części Europy. Była to strategia dość karkołomna, biorąc pod uwagę fakt, że sam jej twórca – konserwatysta i urodzony dyplomata – opierał ją w przeważającej mierze na zabiegach o przychylność rządów Francji i Anglii, potem także Austrii oraz innych państw współtworzących lub akceptujących Święte Przymierze. Mimo tej sprzeczności Hotel Lambert, paryska rezydencja księcia, pozostał przez kilka dziesięcioleci aktywnym ośrodkiem politycznym, który dysponując względnie ubogimi środkami oddziaływania, był w stanie rozszerzyć swoją działalność, zarówno oficjalnie, jak i niejawnie, na większość państw Europy.
Jedną z trwałych zasług myśli Czartoryskiego było dostrzeżenie sprawy ukraińskiej i białoruskiej. Dotąd Polacy myśleli o tych ludach jako o „stanie włościańskim”. Teraz ich istnienie zaczęto postrzegać jako problem samodzielny, choć polityczną przyszłość Ukraińców i Białorusinów widziano nadal w ramach wspólnego państwa. W ten sposób polska myśl wschodnia przybrała kształty koncepcji federacyjnej, nazwanej z końcem XIX w. ideą jagiellońską. Z saloników paryskiej rezydencji księcia Adama przeniosła się ona do kraju, gdzie z czasem zyskała na nośności i popularności.
 
Sojusz marszałka
Po latach podjął ją Józef Piłsudski, potomek szlacheckiego rodu Wielkiego Księstwa Litewskiego, który wychował się w atmosferze tradycji wielonarodowej Rzeczypospolitej. W II RP środowisko ludzi skupiających się wokół niego nazwano federalistami, gdyż dążyli oni do federacji Polski z jej wschodnimi sąsiadami. Sam Piłsudski zakładał, że tylko silne państwo będzie zdolne do trwałego istnienia pomiędzy Niemcami a Rosją. Federacja była dla niego celem drugorzędnym w porównaniu z ideą sojuszu środkowoeuropejskiego, rozciągającego się od leżącej nad Bałtykiem Finlandii po Morze Czarne. Ten strateg myśli wschodniej zakładał, że szanse na przetrwanie między imperializmami Niemiec i Rosji ma tylko siła zdolna do przeciwstawienia się jednoczesnemu atakowi ze wschodu i zachodu. Tak powstała idea Międzymorza, myśl, która była odpowiednią na swoje czasy modyfikacją idei jagiellońskiej oraz kolejnym wcieleniem środkowoeuropejskiej koncepcji Adama Czartoryskiego.
Osią planu Międzymorza była wizja sojuszu Polski z Ukrainą, dwóch największych państw narodowych tego regionu. Ten kierunek usiłował realizować Piłsudski w 1919 r., wiążąc Polskę militarnie z ukraińską republiką Semena Petlury. Rok później Polacy z pomocą Ukraińców odparli pod Warszawą najazd czerwonej Rosji. Jednak pokój w Rydze (1921 r.) usankcjonował podział Ukrainy i Białorusi na część polską i sowiecką. Polska na wschodzie dostała tyle, ile – jak sądzono – była w stanie strawić, asymilując mniejszości ukraińską i białoruską. Paradoksalnym skutkiem militarnego zwycięstwa Piłsudskiego stała się więc rezygnacja z programu federacji. Polacy zyskali w ten sposób dwadzieścia lat niepodległości, ale II Rzeczpospolita, która nie była w pełni ani państwem narodowym, ani wielonarodowym, nie sprostała w 1939 r. równoczesnemu atakowi z zachodu i ze wschodu. Spełnił się czarny scenariusz, rysowany przez Piłsudskiego.
W ciągu tych dwudziestu lat środowiska federalistów – byli wśród nich czołowi politycy obozu sanacji – wypracowały jednak oryginalną koncepcję prometeizmu, czyli ruchu na rzecz wyzwolenia narodów nierosyjskich w państwie sowieckim. Dzięki temu Warszawa stała się drugim po Paryżu europejskim ośrodkiem skupiającym niepodległościową emigrację Ukraińców, Tatarów, ludów Kaukazu i innych. Ludzie rządzący II Rzecząpospolitą wkraczali zatem na ścieżki, wydeptane swego czasu przez Czartoryskiego. Z tą różnicą, że nową Wielką Emigrację mieli teraz u siebie.
 
Paryska inspiracja
W ostatnich latach istnienia II RP, gdy schorowany Piłsudski odsuwał się już od kierowania sprawami państwa, inicjatywę odnowy idei prometejskiej przejęły środowiska młodych konserwatystów. Najważniejszym z nich była grupa skupiona wokół dwutygodnika „Bunt Młodych”, które niebawem zmieniło nazwę na „Polityka”. Redaktorem odpowiedzialnym pisma był Jerzy Giedroyć. Po wojnie jako emigrant osiadł w Maisons-Laffitte pod Paryżem, gdzie od 1947 r. redagował miesięcznik „Kultura”. Pismo to, ukazujące się przez cały okres sowieckiej dominacji nad Polską, z czasem poczęło wywierać szeroki wpływ na kształtowanie świadomości powojennych polskich elit – na emigracji, ale przede wszystkim w kraju, dokąd docierały nielegalne egzemplarze „Kultury”.
Giedroyć, uważający się za kontynuatora drogi, jaką wytyczył Adam Czartoryski, skierował uwagę pisma na wschodnich sąsiadów Polski. W szczególny sposób dotyczyło to Ukrainy. „Kultura” – jako jedna z pierwszych po polskiej stronie – współpracowała z ukraińskimi środowiskami emigracyjnymi i drukowała teksty ukraińskich pisarzy objętych w kraju nakazem milczenia. Środowisko „Kultury” dostrzegło w Ukraińcach wielki, porównywalny potencjałem z Polakami naród, podobnie jak Polacy zniewolony przez sowietyzm. Z czasem dostrzeżono też fakt, że dla Polaków „problem ukraiński” przestał mieć wymiar zewnętrzny i wewnętrzny oraz że cała Ukraina doświadcza w jednaki sposób sowieckiego ucisku. Stąd był już tylko krok do zakwestionowania dogmatu o nienaruszalności polskiej granicy wschodniej. Pogodzenie się z utratą Lwowa oraz Wilna – przekonywali Giedroyć oraz jego najbliższy współpracownik Juliusz Mieroszewski – usunie przeszkodę, o którą potykały się dotąd wszelkie próby porozumienia ze wschodnimi sąsiadami. Krok ten był również niezbędny jako swego rodzaju gwarancja ze strony polskiej, że poważnie i szczerze nastawiona jest ona na przyszły trwały sojusz z niepodległymi Ukraińcami, Litwinami i Białorusinami.
Jednocześnie twórcy reprezentowanej przez „Kulturę” myśli wschodniej nie tracili z oczu sprawy rosyjskiej. Mieroszewski, autor koncepcji politycznej znanej pod nazwą ULB, pod którym to kryptonimem kryły się Ukraina, Litwa i Białoruś, kwestię niepodległości tych krajów uznawał nie tylko za warunek niepodległości Polski, ale też za klucz do stosunków z Rosją, argumentując: „Dopóki Polacy, jako naród, będą antyrosyjscy jak w przeszłości, pozycja Rosji w Europie będzie zawsze niepewna, prowizoryczna, kryzysowa”. A taki układ nie może służyć polskiej racji stanu.
Tezy głoszone przez krąg paryskiego miesięcznika, upowszechniane w kraju, stopniowo podbijały umysły Polaków. Ujawniona w połowie lat 70. demokratyczna, antykomunistyczna i niepodległościowa opozycja polityczna oraz ukazujące się w jej kręgu nielegalne wydawnictwa inspirowały się właśnie „Kulturą”. Jednym z tych wydawnictw było podziemne pismo „ABC”, skrót nazw trzech mórz: Adriatyku, Bałtyku i Morza Czarnego. Obecna koncepcja Trójmorza jest świadomym nawiązaniem do tamtego pomysłu.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki