Logo Przewdonik Katolicki

Miłość według ojca Karola

ks. Mirosław Tykfer
FOT. ISHAN/UNSPLASH

Dlaczego Kościół przekonuje, że antykoncepcja, nawet w małżeństwie, jest zła? I czy seks zawsze musi kończyć się poczęciem dziecka? Zmarły niedawno o. Karol Meissner jak mało kto umiał mówić o intymności.

Gdy Paweł VI pracował nad encykliką Humanae vitae, poświęconą płciowości w małżeństwie, prowadził szeroki dialog wewnątrzkościelny i wsłuchiwał się w lokalne opinie teologów i biskupów. Gdy abp Karol Wojtyła poproszony został o przygotowanie materiałów do tej encykliki, utworzył w tym celu specjalną komisję, złożoną ze znawców tematu. Jako swojego bezpośredniego doradcę zaprosił do niej benedyktyna, o. Karola Meissnera.
 
Memoriał krakowski
Efektem pracy owej komisji stał się tzw. Memoriał krakowski, wyraźnie odmienny od innych głosów, napływających do Pawła VI z całego świata. Jego pozycja była bardzo konserwatywna. Grupa krakowska broniła tradycyjnego podejścia do współżycia małżeńskiego, stojąc na stanowisku, że nie należy oddzielać płciowości od płodności. Uważała, że każde seksualne zbliżenie małżonków powinno być powiązane z możliwością poczęcia dziecka – przy czym „możliwość” nie oznaczała „konieczności”. Grupa nie wysuwała również tez, że małżonkowie powinni współżyć wyłącznie w celu prokreacji.
Wielu ekspertów twierdzi, że to właśnie Memoriał krakowski znacząco wpłynął na ostateczny kształt encykliki Humanae vitae. Encyklika ta wywołała w Kościele burzliwą dyskusję, głównie dlatego, że jednoznacznie uznała antykoncepcję za moralnie złą. O. Meissner wspomniał, że to był naprawdę trudny czas. Podkreślał jednak, że takie właśnie zapisy wynikały z determinacji w obronie poprawnego rozumienia etyki seksualnej, zarówno po stronie Karola Wojtyły, jak i samego papieża.
 
Burza w Kościele
Z powodu niezgody na encyklikę niektórzy teologowie porzucili pracę naukową, a nawet kapłaństwo. By zrozumieć, jak wielka była skala negacji Humanae vitae, wystarczy prześledzić wypowiedzi niektórych teologów, biskupów, a nawet całych episkopatów. Na Uniwersytecie Katolickim w Waszyngtonie dwustu naukowców nie uznało encykliki za obowiązującą i oskarżyło papieża o to, że zignorował zdanie większości i nie zasięgnął opinii kolegium biskupów. W Holandii kard. Alfrink uznał, że encyklika nie jest dokumentem nieomylnym, dlatego w kwestii stosowania antykoncepcji to sumienie każdego człowieka pozostaje najważniejszą normą. Biskupi francuscy natomiast oświadczyli, że sumienie „może dociekać przed Bogiem, który obowiązek jest w danej sytuacji ważniejszy”. Podobnych opinii można by przytoczyć znacznie więcej.
Na sytuację, która zapanowała wówczas w Kościele, zareagował krakowski kardynał Wojtyła. Napisał wówczas tekst, opublikowany w biuletynie kurii krakowskiej, w którym uzasadniał, że kwestionowanie dokumentów papieskich jest niebezpieczne dla jedności Kościoła. Przekonywał też, że choć nie wszystkie dokumenty papieża mają walor nieomylności, należy się im posłuszeństwo wiary i rozumu. Wzywał wszystkich, a szczególnie duchownych i teologów diecezji krakowskiej, do postępowania zgodnego z zaleceniami encykliki.
 
Sedno dyskusji
Encyklika, podobnie jak wcześniej Memoriał krakowski, przypominała, że każde seksualne zbliżenie małżonków powinno na równi zakładać możliwość poczęcia dziecka. Antykoncepcja tę możliwość sztucznie ogranicza. Nie tyle chodziło jednak o to, żeby każdy stosunek seksualny był podejmowany tylko w celu prokreacji. Małżonkowie zbliżają się fizycznie także dla budowania więzi między sobą. I to jest obok poczęcia dziecka moralnie dobry cel współżycia seksualnego. Każde jednak współżycie, zgodnie z zaleceniami grupy krakowskiej i papieskiej encykliki, powinno zakładać oba te cele. Zawsze razem i nigdy oddzielnie. Można więc moralnie współżyć dla miłości i przyjemności, ale nie można w tym samym akcie blokować sztucznie możliwości poczęcia dziecka.
Dyskusję, która rozgorzała wówczas w Kościele, można streścić w pytaniu: dlaczego współżycie tylko dla wyrażenia miłości, bez nastawienia na prokreację, jest złe? Przecież jeśli ktoś ma już troje dzieci i nie chce mieć ich więcej, dał wystarczający dowód swojej otwartości na nowe życie. Czy to, że nie chce kolejnych dzieci oznacza, że powinien zdecydować się na całkowitą wstrzemięźliwość?
 
Naturalnie
Na wątpliwości wokół encykliki i stawiane jej pytania odpowiadał w swoim nauczaniu o. Meissner. Jego zdaniem w opisanej wyżej sytuacji rozwiązaniem jest nauka rozpoznawania okresów bezpłodności kobiety i dopasowanie do nich okresów współżycia i wstrzemięźliwości. Możliwość prokreacji w każdym akcie zbliżenia pozostaje wówczas zachowana. Nie wolno jednak stosować owych metod naturalnych z mentalnością antykoncepcyjną, czyli zakładającą, że poczęcie dziecka oznacza dla małżonków nieszczęście. Zdaniem o. Meissnera, mnicha i lekarza, badania naukowe potwierdzają ponadto stosunkowo wysoką nieskuteczność antykoncepcji w porównaniu z metodami naturalnymi.
Ktoś może zapytać: dobrze, antykoncepcja nie jest tak skuteczna. Ale czy nie mam prawa regulować tych spraw według własnej woli? Dlaczego zamiast metod naturalnych nie mogę stosować sztucznych? Odpowiedź jest złożona.
 
Pełna prawda
O. Meissner mówił, że każde współżycie w małżeństwie musi dokonać się w „pełni prawdy” o tym, czym jest ludzka seksualność. Ujmował tę prawdę krótko: „przez seksualność człowiek staje się odpowiedzialnym współpracownikiem Boga”. Tak jak Bóg stworzył człowieka na początku, że każde nowe dziecko stwarzane jest przy pomocy ludzkiej seksualności. Seksualność małżonków ukierunkowana na stwarzanie jest niezwykłym i doniosłym powołaniem, z którego na co dzień nie zdajemy sobie sprawy. Zdaniem o. Meissnera ci, którzy stosują antykoncepcję, nie współżyją w „pełnej prawdzie” o sobie, ponieważ nie realizują tego, do czego są powołani we współpracy z Bogiem. Dawanie życia – podkreśla mnich – nie może być jedynie ich decyzją, ale także decyzją Boga. Każdy akt małżeński powinien być otwarty na życie, czyli na możliwość poczęcia.
 
Egoizm wpisany w antykoncepcję
Człowiek uczestnicząc w stwarzaniu drugiego człowieka, włącza się w dzieło Boga. Dzieło to polega jednak nie tylko na samym powołaniu do istnienia, ale również na miłości. Bóg stwarza z miłości, dlatego każdy człowiek ma prawo być poczętym nie z samego tylko pożądania, ale z miłości: trwałej, a więc małżeńskiej. Oddając się żonie czy mężowi, każdy z małżonków nie może chcieć jedynie seksualnego zaspokojenia. Stosowanie antykoncepcji, która umożliwia zaspokojenie pożądliwości bez ponoszenia odpowiedzialności za drugiego człowieka i za ewentualne nowe życie, przeczy istocie miłości. Jest wyrazem poddania się sile ślepego popędu i zewnętrznego nacisku: „robię, co muszę, a nie co chcę”. Jest zaprzeczeniem zdolności człowieka do panowania nad sobą i wyrażania swojej miłości do drugiej osoby w postawie pełnej wolności: „daję to, co chcę dać, a nie to, co na mnie ktoś lub coś wymusza”. Pomijam tutaj sytuacje nietypowe, takie jak choćby choroba współmałżonka, które wymagają oddzielnego potraktowania.
 
Kontrkultura
Humanae vitae, a wcześniej Memoriał krakowski, zderzały się mocno z dominującą już wówczas kulturą oraz ekspertami i doradcami teologicznymi, którzy często ulegali naciskom owej kultury. Europa po roku 1968 szukała wyzwolenia z wszelkich form ograniczenia stosunków płciowych i chciała czerpać z nich przyjemność bez myślenia o małżeństwie czy odpowiedzialności za poczęcie dziecka. Antykoncepcja jawiła się tu jako nowoczesny środek ostatecznego wyzwolenia z więzów prokreacji, a Kościół stanowił przeszkodę, budząc niepotrzebne wyrzuty sumienia. Encyklika Pawła VI stanęła jednak wbrew zasadniczym nurtom epoki, a o. Meissner w ten sprzeciw odważnie się wpisał.
 
Kontrowersje nie ustały
Choć w przyszłym roku minie 50 lat od wydania encykliki Humanae vitae, problem się nie skończył. Przykładem tego jest choćby wydane w minionym roku przez brytyjski Instytut Wijngaards oświadczenie, pod którym podpisało się 150 sygnatariuszy. Stwierdzili oni, że „Kościół nie ma podstaw do głoszenia nauczania przeciw antykoncepcji”, stosowanie środków antykoncepcyjnych „jest czasem etycznym imperatywem”, a „metody antykoncepcyjne prowadzące do aborcji są czasami dopuszczalne”. Brytyjscy naukowcy na forum ONZ wezwali jednocześnie Kościół do unieważnienia encykliki Humanae vitae.
W odpowiedzi na to pięciuset naukowców z Katolickiego Uniwersytetu w Waszyngtonie – tego samego, którego przedstawiciele przed laty odrzucili encyklikę! – podpisało w 2016 r. deklarację „Potwierdzenie nauczania Kościoła katolickiego na temat daru seksualności”. Deklaracja ta podkreśla, że liczne badania na temat antykoncepcji, szczególnie te dotyczące ich negatywnego wpływu na jednostki, relacje międzyludzkie i na kulturę, nie tylko potwierdzają nauczanie Pawła VI, ale skłaniają wręcz do uznania jego słów za prorocze. Encyklika Humanae vitae przewidziała bowiem wiele negatywnych skutków stosowania antykoncepcji, które dziś jesteśmy w stanie ocenić ze znacznie większą pewnością.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

  • awatar
    Tomasz
    05.01.2020 r., godz. 18:20

    Metody naturalnego planowania rodziny jak nazwa wskazuje są od PLANOWANIA czy chcemy mieć dzieci czy nie chcemy.
    Jeśli zakładamy że NIE CHCEMY DZIECKA to znaczy że tak robimy i liczymy żeby go nie było. Nauka kościoła w tym zakresie jest zupełnie nie składna, i pozbawiona logiki . Jeśli Kościół zakłada że każdy stosunek jest otwarty jest na życie to po co stosować jakiekolwiek metody planowania rodziny. przecież to jest absurd z założenia.

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki