Ponieważ otrzymuję więcej korespondencji negatywnej czy zwyczajnie polemicznej, raczej z dystansem podchodzę do ewentualnych pochwał. Zwykle niedowierzam… Ten list jednak okazał się wyjątkowy. Napisany bardzo starannie, klasycznie. Nie ma w nim jednak przesytu słów uznania. Zawiera natomiast bardzo szczerze brzmiące podziękowania dla Redakcji za to, że „w tych trudnych czasach” stać ją na „prezentowanie poglądów Kościoła”.
Chociaż list naturalnie mnie ucieszył, jednocześnie trochę zdziwił. Dlaczego nasza redakcja nie miałaby stać po stronie Kościoła? A po czyjej miałaby stanąć? Gdy o tym myślałem, w końcu zrozumiałem, że to wcale nie jest sprawa oczywista. Łatwo jest bowiem powtarzać to, co jest nam na rękę. Dużo trudniej przekazywać naprawdę wszystko. Wybiórczo traktowana bywa przecież w mediach nauka Kościoła, a przykładem są chociażby wypowiedzi papieża. Rozumiem merytoryczną polemikę, ale przemilczanie to już manipulacja. Cytując książkę George’a Weigla, można by powiedzieć, że utożsamienie z Kościołem oznacza dzisiaj „odwagę bycia katolikiem”.
W „Przewodniku” piszemy na przykład bardzo jasno o obronie życia od poczęcia, ale także o obronie tego życia w przypadku uchodźców. Mimo że wciąż narasta liczba terrorystów. W obu przypadkach głos Kościoła jest bardzo wyraźny. W takim duchu odczytuję też sygnał, jaki dał kard. Nycz, który w minioną niedzielę na święto Dziękczynienia zaprosił biskupa, któremu administracyjnie podlega wyspa Lampedusa. Dziękuję więc Pani za ten list. Zachęca on nas do odwagi bycia katolikiem. Szczególnie wtedy, gdy jedni zarzucają nam brak wyraźnego wsparcia środowisk partyjnych, a inni zbytnie przywiązanie do Kościoła, jakobyśmy nie chcieli pozwolić na żaden głos krytyczny.
Tak czy siak, ktoś odczytał nasze intencje bardzo pozytywnie, a my tym bardziej chcemy Autorkę listu zapewnić, że z naszych priorytetów rezygnować nie będziemy. Ta droga jest trudna. Jest jak nieutarty szlak. Ale czy warto rzeczywiście iść inną?