Coraz trudniej? Jest ciepła, wiosenna noc. Wchodzę do kościoła. Nie wiem, kiedy ostatnio było tu tak pełno, pewnie w Środę Popielcową, bo w powszednią niedzielę na pewno nie. Zaskakuje liczba mężczyzn: zwykłe kościelne proporcje „panie z przodu, panów garstka i pod chórem, nie licząc księdza” są wyraźnie zachwiane. Długa kolejka do kaplicy spowiedniczej. Któryś z przyjezdnych księży siada do konfesjonału w bocznej nawie, więc natychmiast ustawia się kolejna, równie długa. Do Mszy św. staje kilkunastu księży i kilku diakonów. Są też klerycy, dużo, połowa seminarium. Kiedy przychodzi czas Komunii św., w ławkach zostaje tylko kilka osób, można je policzyć na palcach jednej ręki. A potem jeszcze patrzę, kto miesza się z tłumem wychodzącym w ciszy z kościoła. Idzie diecezjalny duszpasterz młodzieży, z krzyżem z relikwiami bł. Karoliny Kózkówny – bo w intencji młodych. Idzie trzech z czterech miejscowych proboszczów, bo czwartemu już wiek i zdrowie na takie ekscesy nie pozwalają.
To żadna wielka uroczystość. Tak zaczynała się Ekstremalna Droga Krzyżowa w małej miejscowości na granicy Wielkopolski i Kujaw. Jedna z setek, które przeszły przez Polskę: przez jednych odkrywanych jako szansa, przez innych kwestionowanych jako wysiłek ciała, pozbawiony duchowej głębi. A jednak: męskie wyzwanie. A jednak: droga, z której nie można zwiać. A jednak: droga, na której człowiek doświadcza, że dopiero kiedy zaufa Bogu i kiedy z siebie da wszystko, może iść do przodu. Czy budziłaby takie same kontrowersje, gdyby nazwać ją „radykalną”?
Radykalny jest nawrócony więzień, którego spotkał Michał Bondyra. Radykalizmu nie można odmówić ks. Rafałowi Jarosiewiczowi, z którym rozmawiałam w Koszalinie. O radykalizmie rozmawia Joanna Mazur z s. Bernardą Kostką. Wobec ich postaw i słów stajemy z własnym pytaniem: czy nie przespaliśmy Wielkiego Postu?