Jest Pani prekursorką rodzicielstwa bliskości w naszym kraju. Jak najprościej można wyjaśnić ten termin?
– Najprościej? To traktowanie dziecka jak drugiego człowieka. Rodzicielstwo bliskości nie jest metodą wychowawczą ani zbiorem metod. To bardziej pewna filozofia i styl życia.
Co jest w nim najistotniejsze?
– Rodzicielstwo bliskości za podstawowy czynnik umożliwiający skuteczną opiekę rodzica nad dzieckiem uważa ich wzajemną relację. Nie chodzi tylko o naturalny poród, karmienie piersią, noszenie w chuście czy spanie z dzieckiem. To także wszystko to, co dzieje się potem między rodzicem a dzieckiem. Lubię też podkreślać, że rodzicielstwo bliskości to sposób na pełniejsze przeżywanie każdego dnia. Bez zbytniego martwienia się o wczoraj i o jutro. Można przecież zmarnować wiele obecnych chwil, koncentrując się tylko na tym, co z dziecka wyrośnie czy jak się zachowało w jakiejś minionej sytuacji. W rodzicielstwie bliskości ważna jest bowiem jakość codziennego wspólnego życia. Rodzice starają się być uważni na uczucia oraz potrzeby dziecka i je szanować. Dbać o jego wewnętrzną siłę, a nie tylko o zewnętrzny ładny wygląd i szybki efekt. To jak z ekologicznym jabłkiem. Trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, czy chcemy mieć jabłko błyszczące i ładne, czy też bardziej zależy nam na tym, żeby było w nim życie.
A co rodzicielstwo bliskości daje dzieciom?
– Uczy je zaspokajania własnych potrzeb, troski o siebie oraz o innych. Ale uczy także empatii, ponieważ opiera się na wierze w to, że człowiek jest dobry. Potrzebuje tylko narzędzi, żeby to dobro realizować.
Co jest najważniejsze w budowaniu więzi z dzieckiem?
– Zdecydowanie dostępność emocjonalna. Czyli to, że widzę, co się z dzieckiem dzieje i oczywiście, że mnie to interesuje. Zresztą w wychowaniu najważniejsze jest zawsze to, co dzieje się między bliskimi tu i teraz.
Oprócz silnych więzi z rodzicami czego jeszcze potrzebują dzieci?
– Przede wszystkim wiary w siebie, umiejętności życia z ludźmi i odwagi samodzielnego myślenia. Duża część mojej pracy z rodzicami polega na pokazywaniu rodzicom, jakie ich dzieci są dobre i mądre. Warto sobie uświadomić, że dzieci starają się podpowiadać dorosłym, czego od nich oczekują. Czasem to, co przeżywa i robi dziecko, oceniane jest jako niedojrzałe i dziecinne. Jednak dla niego może to być najlepszy dostępny sposób na zaspokojenie swoich potrzeb, pewnego rodzaju wołanie o pomoc.
Co w takim razie wpływa na to, czy jesteśmy wystarczająco dobrymi rodzicami?
– To nie tylko kwestia wiedzy i znajomości metod wychowawczych. Liczy się również osobowość, postawa i przekonania. Można powiedzieć, że dzieci wychowują się same, biorąc od bliskich i ze świata to, co widzą i czego im potrzeba. I to przez cały czas, nie tylko wtedy, kiedy ktoś zwraca na nie uwagę. W rodzicielstwie bliskości ważne jest, co dziecko zrozumie z zachowania dorosłego i jakie wyciągnie wnioski ze swoich obserwacji. Co mu zostanie z każdego wspólnie przeżytego doświadczenia.
Zapewne spotyka się też Pani z zarzutami wobec rodzicielstwa bliskości...
– Wiele razy spotkałam się z zarzutem, że jest trudne, bo ten sposób bycia z dzieckiem wymaga wielu poświęceń, że nie każdy ma na to czas i siłę. Na szczęście rodzicielstwo bliskości niczego nie nakazuje, a jedynie proponuje. Można wypróbować i samemu zdecydować, co nam pasuje, co jesteśmy w stanie zrobić, a co się w naszym przypadku nie sprawdza.
Od czego zacząć swoją przygodę z rodzicielstwem bliskości?
– Od tego, by rodzice na pierwszym miejscu postawili budowanie dobrych relacji w rodzinie, zaczynając od dobrych relacji z samym sobą. Potem, by skupili się na radzeniu sobie z emocjami, zarówno swoimi, jak i dziecka, a dopiero na końcu pomyśleli o konkretnych zachowaniach i umiejętnościach swoich oraz tych, które chcą przekazać dzieciom.
Na każdym etapie wychowania zmagamy się z trudnościami. Zacznijmy od wyzwań stojących przed rodzicami malucha. Co może sprawiać im najwięcej problemów?
– Pierwszą trudnością jest to, że zazwyczaj ci, którzy zostają rodzicami, po raz pierwszy mają wtedy kontakt z małym dzieckiem. Wszystkiego muszą się więc uczyć, a przy tym mają w głowach wiele kulturowych zasad dotyczących opieki nad dzieckiem. One niekiedy utrudniają taki kontakt, który pozwala odkryć, co się naprawdę dzieje z dzieckiem. Mam wrażenie, że rodzice niemowlaków zamiast wsłuchiwać się w sygnały przez nie dawane, skupiają się na znalezieniu jakiejś instrukcji, która podpowie im co zrobić.
Mamy też czasami problem z tym, czy małe dziecko powinno zawładnąć całym naszym światem...
– To zupełnie naturalne, że kiedy dziecko jest małe, rodzice są zaabsorbowani relacją z nim. Z miłością do dziecka jest jak z zakochaniem w drugiej osobie. Skupiamy się na tej relacji i ona wypełnia nam praktycznie całe życie.
Zdarza się jednak, że młodzi rodzice czują się osamotnieni, zmagając się z trudami rodzicielstwa.
– Bo brakuje różnych form wsparcia dla rodziców, zwłaszcza początkujących. A mogą być nim chociażby inni rodzice, którzy myślą w podobny sposób. Bardzo rzadko są to natomiast własne matki i ojcowie. Oni wychowywali dzieci w zupełnie innej rzeczywistości, przez tych dwadzieścia, trzydzieści lat dokonały się ogromne zmiany. Zresztą kiedy córka podchodzi do wychowania inaczej niż mama, matka często odbiera to jako demonstrację, że w dzieciństwie nie było jej z czymś dobrze.
Idąc dalej, do wieku przedszkolnego...
– Dobrze, że mówimy o późniejszym okresie życia dziecka, bo w duchu rodzicielstwa bliskości warto żyć nie tylko przez pierwsze trzy lata od narodzin dziecka, ale tak naprawdę przez całe życie. Jeśli chodzi o przedszkole, dla dziecka bywa trudne to, że nie zawsze dorośli dają mu tyle czasu, ile potrzebuje na poznanie nowej osoby, która ma się nim opiekować, żeby jej zaufać.
Jak więc pomóc dziecku zaprzyjaźnić się z przedszkolem?
– Trzeba się nastawić, że to może potrwać i dać po prostu dziecku ten czas. Nie należy rozpoczynać pracy równo z debiutem przedszkolnym naszej pociechy, tylko stopniowo wchodzić w nowy rytm. Warto też iść z dzieckiem już wcześniej do przedszkola, żeby oswoić go z tym miejscem. Pokazać, że jest ono równie dobre i bezpieczne jak dom. Oczywiście rozstanie z rodzicami będzie trudniejsze, jeśli dziecko miało wcześniej jakieś doświadczenia ze stresującymi rozstaniami. Wówczas każde następne z góry będzie traktowało jako trudne.
Kiedy dziecko przez sporą część dnia jest w przedszkolu, siłą rzeczy spędzamy z nim już mniej czasu. Jak wtedy pielęgnować więzi?
– To nie tylko kwestia czasu spędzanego z dzieckiem. Można go przecież spędzać dużo, a nie być zainteresowanym jego przeżyciami. Niezmiennie najważniejsza jest umiejętność odbierania sygnałów od dziecka i odpowiedniego reagowania. Ale to prawda, że dostępność emocjonalna u rodziców przedszkolaka może być trudna. Odczuwają presję czasu, często się spieszą, te czynniki powodują wiele negatywnych emocji.
A co jest największą trudnością dla dziecka w wieku szkolnym?
– To, że rodzice stają po stronie szkoły i nauczycieli, kiedy dziecko przychodzi do nich z jakąś trudną sytuacją. Tymczasem trzeba umiejętnie słuchać tego, co do nas dziecko mówi i dostrzegać, co się z nim dzieje.
Sporo dzieci ma trudności w relacjach z rówieśnikami. Z czego to wynika?
– Relacje dziecka z rówieśnikami opierają się na wzorcach wyniesionych z relacji z dorosłymi, przede wszystkim z rodzicami. Często zdarza się, że dzieci nie znają relacji, w których ludzie są sobie równi, tylko takie, w których ktoś jest silniejszy. Trzeba mieć więc świadomość, że jeśli chcemy, aby dziecko w jakiś konkretny sposób zachowywało się w życiu, sami musimy się tak zachowywać.
Jeden z moich znajomych, ojciec dwójki dorosłych dzieci, zażartował kiedyś, gdy jego córki były nastolatkami, że marzy, aby zasnąć i obudzić się, kiedy będą już dorosłe.
– Mój syn ma 13 lat i to nie jest czas, który chciałabym „przespać”. W tym wieku tylko pewna grupa rodziców ma trudności. Pozostali radzą sobie dobrze, nie szukają pomocy i dlatego są niewidoczni. Bycie z nastolatkami w szczególny sposób skłania rodziców do rozwoju. Albo ktoś podejmuje to wyzwanie, albo jest mu trudno. Zresztą tak jest z całym rodzicielstwem.
Jak więc dobrze „podejść” do nastolatka?
– Nastolatka trzeba traktować jak człowieka: rozmawiać z nim, słuchać, co mówi, i brać to pod uwagę. A kiedy irytują nas jego zachowania, musimy pamiętać, że to są nasze emocje. Nie można oddawać kontroli nad swoimi emocjami nastolatkom. Mieliśmy już kilkanaście lat na to, żeby nauczyć się nie brać do siebie różnych rzeczy, które robi dziecko. Mając nastoletnie dziecko, trzeba też pamiętać, że właściwie kończymy już jego wychowanie. Później możemy jedynie próbować na nowo je zrozumieć, zbudować z nim relacje i zaprzyjaźnić się z nim.
Czy można jeszcze wtedy odkryć dla siebie rodzicielstwo bliskości?
– W każdym momencie można je odkryć i zainspirować się nim. Kiedy przychodzą do mnie rodzice 17-latka, również ich do tego zachęcam. Na początku może to wiązać się z pewnym chaosem i trudnościami. Dziecko będzie zaskoczone i zdezorientowane, że rodzice zaczynają zachowywać się inaczej. Przestawienie się na nowe tory może zająć trochę czasu, ale warto podjąć to wyzwanie, bo dobre relacje w rodzinie dają ogromną radość.
Agnieszka Stein
Psycholog, od blisko 20 lat pomaga dzieciom i ich rodzicom radzić sobie w różnych sytuacjach, udzielając indywidualnych konsultacji, prowadząc warsztaty i webinaria. Pracowała m.in. w domach dziecka i współpracowała z warszawskim Ośrodkiem dla Ofiar Przemocy w Rodzinie „Dom”. Obecnie współpracuje z przedszkolami oraz szkołami. Autorka książek, m.in. Dziecko z bliska i Dziecko z bliska idzie w świat.