Logo Przewdonik Katolicki

Zrozumieć Franciszka

ks. Mirosław Tykfer
Fot. MASIMILIANO MIGLIORATO/CPP POLARIS/EAST NEWS.

Mój pontyfikat będzie krótki – zaskakująco stwierdził papież Franciszek. Dziś wiemy, że będzie to pontyfikat nie tyle krótki, co rewolucyjny.

Jeden z moich znajomych, gdy zobaczył go wychodzącego na balkon watykańskiej bazyliki, lekko zdegustowany skomentował: „Kogo oni wybrali, ten starszy pan niczego nie będzie w stanie zrobić”. Po krótkiej chwili usłyszał jednak coś, co wskazywało raczej na duże zmiany w Kościele niż pontyfikat spokojnego emeryta. „Dobry wieczór” – powitał zebranych nowy papież, zwracając się do ludzi zebranych na placu św. Piotra językiem świeckim. Ilu z nas pomyślało wtedy o reprymendzie, jaką dostało w dzieciństwie za to, że nie pozdrowiło księdza na ulicy słowami pochwalającymi Chrystusa. Tym razem to sam papież Chrystusa nie pochwalił. Na tym jednak nie koniec niespodzianek. Następnie Franciszek pochylił głowę i poprosił o modlitwę. W tłumie zapanowała cisza. Najpierw wynikająca z niezrozumienia tego, co się rzeczywiście dzieje. W końcu jednak wypełniła ją rzeczywista modlitwa i otwarcie na obecność Boga. Nagle w centrum stanął już nie Pontifex Maximus, ale sam Bóg, który go namaścił.
 
Marzenie papieża
Rezygnacja z języka ubranego w kościelny gorset mogła zostać odczytana jako znak zeświecczenia. W rzeczywistości jednak dzięki świadomemu zastosowaniu bardzo zwykłego sposobu komunikacji papież wykreował niezwykłą przestrzeń spotkania z Bogiem. Pozorny brak wymiaru religijnego tego spotkania stał się okazją do głęboko duchowego wydarzenia. Franciszek wskazał na Boga, a nie na siebie, i zaprosił ludzi do koncentracji na Jego żywej obecności w Kościele. Taki był początek rewolucyjnego pontyfikatu. Chyba nikt nie jest dzisiaj w stanie powiedzieć, w jaki sposób cztery lata, które upłynęły od tamtego czasu, zmieniły Kościół i jakie będą tego konsekwencje w przyszłości. Symboliczny początek wiele jednak powiedział o stylu nowego papieża, który marzy o gruntownej odnowie Kościoła. Zdaniem Franciszka, jeśli ma się ona realnie dokonać, nie może być jedynie wynikiem udoskonalonych struktur kościelnych czy wzmocnionej pozycji Kościoła w świecie władzy. Nowy papież zaproponował raczej zwrócenie uwagi na duszpasterstwo zakorzenione w życiu codziennym, zwykłym, dotykającym codziennych relacji między ludźmi. Zaprosił cały Kościół do pokory, ubóstwa i współczującej miłości.
 
Gasnąca nadzieja
Poznałem kiedyś w Wiedniu starszą kobietę z Pragi, która co dwa tygodnie dojeżdżała do Austrii do pracy. Dwa tygodnie w Wiedniu, jeden w Pradze. I tak na zmianę. Na początku znajomości jej historia wzbudziła we mnie duże współczucie. Trudno tak żyć. Po dłuższej z nią rozmowie przekonałem się jednak, że wcale nie jest jej z tym źle. Byłem zdziwiony. Dlaczego uważała swoją sytuację za dobrą? Padła prosta odpowiedź. Nie musiała nieustannie być ze swoim mężem. Była katoliczką i wierzyła, że nie wolno jej rozbijać małżeństwa. Spełniała w ten sposób wymaganie, które stawia przed nią nauka Kościoła. W praktyce żyła jednak zupełnie obok swojego męża. Chwilami go nienawidziła. Może to były tylko uczucia, a nie rzeczywisty brak miłości – tłumaczyła mi kiedyś usprawiedliwiająco. Nie potrafiła sobie jednak z tym wszystkim poradzić i wybrała ucieczkę. Kiedyś zastanowiła się nawet, czy nie jest ze swoim mężem tylko z powodu z lęku przed utratą bezpieczeństwa finansowego. Trudno było to wszystko porozbierać na części pierwsze i jakoś logicznie poskładać. Lepiej było po prostu udawać. Razem starali się więc chodzić do kościoła, a w oczach proboszcza uchodzili za przykładne małżeństwo. Tym bardziej że w Czechach nastały nowe czasy. Podczas gdy wokoło panoszył się liberalizm etyczny propagujący rozwody jako sposób na rozwiązanie bolesnych historii, kobieta i jej mąż byli w swoim otoczeniu postrzegani jak światło nadziei. Tyle że ono w rzeczywistości coraz bardziej gasło w sercu zmęczonej życiem kobiety.
 
Ślepa uliczka
Co Kościół mógłby jej zaproponować? Nieustanne powracanie do języka obrony wartości w skażonym świecie i wskazywanie palcem, że wszystkiemu winni są tamci, ci inni, media, współczesna kultura, terroryści, uchodźcy przebierańcy, twój niewierny mąż… naprawdę niewiele jeszcze zmienia. Czasem prowadzi do jeszcze większej rozpaczy. Taki język w niewielkim stopniu pobudza motywację do trwania w wierności. Dlatego z jednej strony papież Franciszek dobrze rozumie potrzebę przypominania nauki Chrystusa, jego przykazań i ewangelicznych wymagań prawego życia. Rozumie konieczność wykazywania błędów ideologicznych i oszustwa dominującej narracji medialnej, która zachęca do życia płytkiego i pozbawionego głębszych wartości. Z drugiej jednak strony wie, że zaatakowanie wroga nie leczy jeszcze ran przez niego zadanych. To, że Kościół wypracował krytyczną argumentację przeciw współczesnej kulturze, która bardzo często zamyka na Boga i nie uczy życia według wartości, nie znaczy jeszcze, że znalazł sposób, aby ludziom w tej a nie innej kulturze pomóc się na Boga otworzyć.
 
Potrzeba towarzyszenia
Kobieta z Pragi nie znalazła towarzysza duchowego, który pomógłby jej przemyśleć to, w czym żyje. Ona z kolei bała się rozmawiać ze mną otwarcie, bo miałem koloratkę. Miała duże obawy, żeby powiedzieć o swoich wątpliwościach. Uważała, że przyznanie się do tego, co rzeczywiście przeżywa i jakie przychodzą jej myśli do głowy, będzie źle widziane przez księdza. Po dłuższej rozmowie okazało się jednak, że można porozmawiać szczerze. Kiedy wylała z siebie już wszystko, zobaczyłem jak wiele ciemności i poczucia pustki kryło się w tym pozornie przykładnym małżeństwie, o którym proboszcz z parafii mówił zawsze z dumą. Odkryłem też, jak wiele ta kobieta nosiła w sobie buntu i bólu, które dawały o sobie znać w różnych okolicznościach małżeńskiego życia.
Jej problemem nie była jednak nieznajomość prawd wiary czy zasad moralnych. Zachowała jedne i drugie. Nie złamała sakramentalnego małżeństwa. Zdecydowała się jednak na ukrytą separację, byle tylko nie dać okazji do zgorszenia. Zewnętrznie wszystko było ok. Tyle że już sama nie wiedziała, czy to oznacza, że w tej sytuacji ma tylko przetrwać i czego naprawdę oczekuje od niej Bóg. Dlaczego „skazuje” ją na nieszczęście.
 
Cnota chodzenia w nieswoich butach
Kiedy piszę ten tekst i wspominam tę rozmowę sprzed lat, myślę z wdzięcznością, że mamy papieża Franciszka, który zachęca do towarzyszenia ludziom i rozeznawania ich konkretnych sytuacji życiowych. Cieszę się, że z taką wyrazistością pokazuje, że w centrum nauki Chrystusa jest rzeczywiście człowiek, który czasem desperacko, a więc także w sposób grzeszny, szuka dla siebie nadziei. Papież Franciszek pokazał też, jak tę prawdę zastosować w praktyce życia duszpasterskiego. Evangelii gaudium i Amoris laetitia to dwa wielkie dokumenty tego pontyfikatu. Stanowią one dwa podstawowe filary duszpasterstwa
niezadowalającego się jedynie umacnianiem pozycji Kościoła w życiu społecznym i klarownym wykładem błędów, którymi karmi się współczesny świat. Duszpasterstwo Franciszka to towarzyszenie ludziom zwykłym, „chodzenie w ich butach”, zasłuchanie się w ich codzienne pytania, zauważenie bolesnych czasem zmagań o wierność Ewangelii. Franciszek rozumie ludzkie lęki. Jest jak dobry film, który po obejrzeniu pozostaje głęboko w pamięci i prowokuje do stawiania sobie głębokich pytań. Jest opowieścią, która zachęca do cierpliwego poszukiwania odpowiedzi. Jest jak dobry wykład, który wszystkiego nie wyjaśnił, ale zachęcił do dalszego poszukiwania pełnej prawdy. Franciszek nie odkłada wyznania wiary i norm moralnych na wieszak, jak sądzą jego krytycy. Chce raczej, abyśmy przestali udawać i przyznali się szczerze do tego, że wszyscy, dokładnie wszyscy, potrzebujemy towarzyszenia i rozeznawania. Chce, aby Kościół umiał dołączyć do człowieka na drodze życia tam, gdzie on w tym momencie rzeczywiście jest, a nie tylko tam, gdzie powinien w naszej ocenie już być. Jego marzeniem jest takie jego odnowienie, aby tworzący go chrześcijanie umieli odejść od poczucia wyższości moralnej nad innymi oraz faryzejskiej skłonności do uważania siebie za kogoś lepszego. Tylko bowiem w ten sposób, przekonuje Franciszek, ludzie ich spotykający będą z nadzieją myśleć o swojej przyszłości i okażą się gotowi, aby realnie zmieniać własne życie.

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki