Oczywiście, niewielkie zainteresowanie jest w pewnym sensie zrozumiałe. Polska jest zasadniczo krajem, gdzie większość stanowią katolicy. Chrześcijanie odwołujący się do Marcina Lutra i tradycji reformacyjnej stanowią znakomitą mniejszość. I to oni przede wszystkim obchodzą tę rocznicę. Jakby nie było, to przełom w ich rozumieniu Ewangelii. Świadomie piszę „przełom”, a nie „początek”, bo – jak wierzymy – początek jest jednak w Jezusie Chrystusie.
Piszę o tym dlatego, że ostatnio nawiedziłem niemieckie miasto Budziszyn (niem. Bautzen), w którym można zobaczyć pewną kościelną osobliwość. Otóż tamtejsza katedra pw. św. Piotra podzielona jest na pół, a jej współgospodarzami są katolicy i luteranie. Gdy wejdzie się do niej po raz pierwszy, to widok podzielonej świątyni zaskakuje i budzi jednocześnie pytanie o to, jak ten fakt zinterpretować. Czy to świadectwo negatywne czy pozytywne? Czy to świadectwo podziału czy może jednak – choć niedoskonałej – to przecież jedności? Muszę przyznać, że kiedy pierwszy raz przeczytałem, że w Budziszynie jest kościół, który wspólnie użytkują katolicy i protestanci, to nie umiałem sobie wyobrazić kościoła podzielonego na pół i naiwnie myślałem, że liturgię sprawuje się tam naprzemiennie przy tym samym ołtarzu. Jednak nie. Świątynia rzeczywiście podzielona jest w poprzek na dwie części. Każda ma osobny ołtarz, w części katolickiej wyróżnia się stojące z boku złote tabernakulum, a w protestanckiej – zawieszona na filarze ambona. A więc razem, ale jednak osobno. Bardziej obok siebie niż wespół.
Natura ludzka jest taka, że skoncentrowani jesteśmy o wiele bardziej na różnicach niż na podobieństwie. To w pewnym sensie naturalne. Różnicowanie pozwala nam zapamiętywać. To, co podobne, zlewa się w jedno. To, co różne, utrwala się o wiele lepiej. Tak jest też w naszych relacjach z ludźmi. Szybko dostrzegamy różnicę: płci, koloru skóry, zachowania, zwyczajów, języka czy nawet sposobu modlitwy wynikającego z różnego wyznania. W tym pozytywnym procesie tkwi jednak pewna pułapka. Mamy w sobie bowiem tendencję do oceniania różności w kategoriach moralnych. Niestety, „inny” to bardzo często „gorszy”. Niejedna wojna z tego właśnie wynikła: z faktu, że ktoś inaczej wyglądał, inaczej się modlił, inaczej chciał żyć i organizować swój mały świat.
Kiedy patrzyłem na podzieloną katedrę, nie opuszczała mnie myśl, że jest to widok z jednej strony dramatyczny, a z drugiej – dający nadzieję. Dramatyczny, bo jest – jakby nie było – świadectwem bolesnego podziału chrześcijan. Dający nadzieję, bo – jakby nie było, a bywało bardzo źle – pokazuje, że chrześcijanie różnych tradycji mogą żyć ze sobą w pokoju, mogą nawet gromadzić się w jednej przestrzeni, choć wciąż każdy w swojej części. Właśnie dlatego napisałem, że katolicy i luteranie są tam „współgospodarzami”, a nie że „dzielą ze sobą” katedrę. Bo przecież to już jakaś wspólnota, choć wciąż jeszcze niedoskonała.