List sygnowało dwóch hierarchów niemieckich: Walter Brandmüller i Joachim Meisner, a także Carlo Caffarra z Włoch oraz Raymond Burke z USA. Wszyscy znani są z bardzo konserwatywnych poglądów i nie raz dali już publicznie do zrozumienia, że z dystansem spoglądają na zmiany proponowane przez Franciszka. W liście, który z racji swojej zawartości zaadresowali także do kard. Gerharda Müllera, prefekta Kongregacji ds. Doktryny Wiary, postawili pięć bardzo krótkich pytań dotyczących interpretacji posynodalnej adhortacji Amoris laetitia. Zaznaczyli jednocześnie, że oczekują również bardzo krótkich odpowiedzi: „tak” lub „nie”. Zaproponowana forma dialogu z Rzymem nie jest zresztą niczym nowym. Ma też swoje uzasadnienie. Już nie raz w historii Kościoła formułowano takie zapytania, które miały bardzo precyzyjnie i krótko zaznaczyć istotę zauważonego przez kogoś problemu z rozumieniem katolickiej doktryny. List został wysłany do Watykanu 19 września br. Do tej pory autorzy nie uzyskali odpowiedzi ani od papieża Franciszka, ani ze strony kongregacji, co skłoniło ich do podjęcia decyzji o upublicznieniu jego treści. Stąd doniesienia w mediach, które mają miejsce dopiero teraz, a nie w momencie przekazania listu do Rzymu.
Wątpliwości kardynałów (dubia) budzą te fragmenty papieskiego dokumentu, które dotyczą dopuszczenia „w pewnych przypadkach” do przyjmowania Komunii św. Osób rozwiedzionych po zawartym wcześniej ślubie kościelnym, które wstąpiły w nowy, cywilny związek małżeński. Pierwsze pytanie dotyka wprost istoty problemu. „Czy sformułowanie «w pewnych przypadkach» znajdujące się w przypisie 351 (p. 305) adhortacji Amoris aetitia – pytają hierarchowie – może odnosić się do osób rozwiedzionych, będących w nowych w związkach, które żyją more uxorio” (na sposób małżeński)?
Wielu teologów i katolickich publicystów, także z Polski, zwraca uwagę, że papież mógłby natychmiast rozwiać wszelkie wątpliwości, gdyby odpowiedział na list. Warto też wspomnieć, że cała sprawa stała się kontrowersyjna, gdy niezależne środowiska kościelne podały interpretacje ze sobą sprzeczne. „Podobnie jak wielu biskupów i księży – podkreślają autorzy – otrzymaliśmy liczne zapytania od wiernych z różnych warstw społecznych co do poprawnej interpretacji Rozdziału VII”. I dodają: „Powodowani głosem sumienia, w poczuciu naszej pasterskiej odpowiedzialności (…) kierujemy prośbę do Waszej Świątobliwości, jako najwyższego nauczyciela w sprawach wiary (…) o rozstrzygnięcie wątpliwości”.
Już po publikacji listu papież Franciszek spotkał się w Watykanie z uczestnikami szkolenia dla biskupów, które dotyczyło kościelnych procesów w sprawie uznania nieważności małżeństwa. Przy tej okazji poruszył interesujący nas problem. „Jesteśmy wezwani do tego, by nie wykluczać ich z naszego duszpasterskiego zatroskania – powiedział papież o rozwiedzionych żyjących w nowych związkach – i poświęcić się im i ich nieregularnej, pełnej cierpień sytuacji z zaangażowaniem i miłością”. Trudno oczywiście tę wypowiedź uznać za oficjalną odpowiedź na list, ale przyznać trzeba, że zawiera ona sugestię o konieczności rozeznawania spraw małżeńskich nie w sposób ogólny, ale raczej indywidualnie. Nie można jednak na tej podstawie formułować jednoznacznej opinii na temat „przypadków”, w których Komunii wspomnianym osobom można byłoby udzielić.
Traktuję poważnie zapytanie kardynałów. Rozumiem też ich szczerą troskę o Kościół. Przynajmniej w formie, w jakiej się w liście wyrazili. Jestem jednak zasmucony tym, jak kardynałowie chcą ten poważny problem rozwiązać. W czasie, gdy prefektem Kongregacji ds. Doktryny Wiary był kard. J. Ratzinger, Watykan opublikował notę o powołaniu teologa w Kościele. Jest w niej napisane, aby swoich wątpliwości dotyczących nauczania Kościoła, a papieskie na pewno takim jest, nie upubliczniać. Należy je przedstawiać odpowiednim władzom kościelnym. Najpierw swojemu biskupowi. Dlatego nie dziwi mnie fakt, że list został do wspomnianej kongregacji wysłany. Nie umiem jednak zrozumieć, że brak odpowiedzi musiał pociągnąć za sobą użycie siły mediów. Nie rozumiem też intencji powiadomienia wiernych, ponieważ, zgodnie z powyższą notą, nie powinno się swoich wątpliwości doktrynalnych przedstawiać do publicznej lektury. Trudno nawet pomyśleć, jak mogłaby wyglądać jedność między katolikami, gdyby w ten sposób załatwiano sprawy ze swoim proboszczem czy biskupem. A oskarżonym może być każdy.