Logo Przewdonik Katolicki

Pokój wbrew nadziei

Paweł Stachowiak
Szimon Peres był dwukrotnie premierem, wielokrotnym ministrem w 12 rządach, od 2007 do 2014 r. prezydentem. Sukces, życie spełnione? Bez wątpienia, nie! Fot. ABIR SULTAN/epa_pap

Niewiele jest miejsc, gdzie tyle mówi się o pokoju, a tak mało jest nadziei, aby mógł naprawdę zapanować, jak na Bliskim Wschodzie. Szimon Peres poświęcił się głównie budowaniu mostów między Żydami i Arabami w Palestynie.

Na jego pogrzeb przybyła cała elita państwa Izrael, wielu światowych przywódców, także prezydent Rzeczypospolitej i, co bardzo znamienne, Mahmud Abbas prezydent Państwa Palestyny. Kim był człowiek, który potrafił po swej śmierci zgromadzić w jednym miejscu tak wielu na co dzień skłóconych polityków, reprezentujących diametralnie różne poglądy na historię i przyszłość tego szczególnego miejsca, które zwykliśmy zwać Ziemią Świętą?

Ze sztetlu do parlamentu
U genezy Państwa Izrael leży zrodzona u schyłku XIX stulecia idea syjonizmu. To wówczas po raz pierwszy pojawił się pomysł budowy narodowego, świeckiego państwa żydowskiego w Palestynie. Według twórców syjonizmu Żydzi winni stać się nowoczesnym narodem, jak inne, a bez własnego, narodowego państwa nie było to możliwe. Gdy po przemianach, które spowodowała I wojna światowa, pojawiły się realne szanse budowy takiej państwowości, syjonizm zaczął się rozwijać wszędzie tam, gdzie istniały duże społeczności żydowskie. Takim miejscem była II Rzeczpospolita, którą zamieszkiwała 3-milionowa mniejszość żydowska. Nie może zatem dziwić fakt, że w pokoleniu twórców Państwa Izrael było bardzo wielu Żydów urodzonych i ukształtowanych na ziemiach polskich, znających język polski, polską historię i kulturę. W pierwszej kadencji Knesetu, izraelskiego parlamentu, 61 spośród 120 jego członków pochodziło z Polski. A w pierwszym rządzie państwa żydowskiego z Polski pochodziło sześciu spośród trzynastu ministrów. Taki był historyczny kontekst, w którym zaczęła się kariera Szimona Peresa. Urodził się w 1923 r. jako obywatel II Rzeczypospolitej w małym miasteczku Wiszniew znajdującym się dziś na terenie Białorusi. Był to typowy sztetl, niemalże czysto żydowska osada, której mieszkańcy od wielu pokoleń wiedli życie odrębne od swych polskich i białoruskich sąsiadów. Świat, którego ślady możemy dziś odnaleźć już tylko na kartach powieści wielkiego pisarza, laureata literackiej Nagrody Nobla, Izaaka Bashevisa Singera. Peres wspominał później, że właściwie wszyscy w jego otoczeniu byli syjonistami i już w połowie lat 30. XX w. duża część mieszkańców Wiszniewa wyjechała do Palestyny. Był wśród nich 11-letni Szimon i jego rodzice. Tych, którzy pozostali, m.in. ukochanego dziadka Peresa, czekał straszliwy los Zagłady podczas II wojny światowej. „Nie pozostał po nich nawet popiół, wiatr go rozwiał”, powiedział przemawiając w 2008 r. jako prezydent Izraela w polskim Sejmie. W tym samym przemówieniu zawarł też słowa, które zdają się być mottem całej jego późniejszej działalności: „Od tamtej pory nie przestaję zadawać sobie pytania: co to znaczy być Żydem? I co to znaczy być Żydem po Zagładzie? Zapomnieć? Wybaczyć? Zemścić się? Uwierzyć, że to się już nigdy nie może zdarzyć? A może należy zbudować żydowskie państwo, w którym nasz los będzie spoczywał w naszych rękach”.
 
Jastrzębie i gołębie
Takie było wyznanie wiary twórców Państwa Izrael, generacji, która odeszła ze świata wraz ze swym ostatnim żyjącym przedstawicielem Szimonem Peresem. Miało to wpływ na całe jego życie i legło u podstaw politycznej kariery. Zapewnić bezpieczeństwo Izraela, bowiem jedynie własne państwo może dać Żydom szansę na to, aby nie powtórzyła się tragedia Holokaustu. To właśnie ów imperatyw bezpieczeństwa decydował o paradoksach biografii takich ludzi jak Menahem Begin, Icchak Rabin i właśnie Peres. Wszyscy oni byli do czasu zwolennikami militaryzacji Izraela, stali na czele jego sił zbrojnych, toczyli zwycięskie wojny z krajami arabskimi zagrażającymi istnieniu państwa żydowskiego. Szimon Peres przez wiele lat zajmował się organizowaniem izraelskiego przemysłu obronnego i położył tym samym podwaliny pod potęgę wojskową państwa, która dała mu możliwość przetrwania w skrajnie wrogim otoczeniu arabskim. Jemu też najprawdopodobniej zawdzięczał Izrael uzyskanie technologii jądrowej. Później, gdy zmieniła się sytuacja międzynarodowa wielu z „jastrzębi” przedzierzgnęło się w „gołębie”. Begin jako premier podpisał pierwsze porozumienie pokojowe z Egiptem w 1978 r. Rabin i Peres zawarli w 1993 r. porozumienie w Oslo, umożliwiające powstanie Autonomii Palestyńskiej, porozumienie, które zdawało się dawać szansę pojednania Żydów i Arabów palestyńskich. Zostali za to, wraz z przywódcą Organizacji Wyzwolenia Palestyny Jaserem Arafatem, nagrodzeni Pokojową Nagrodą Nobla. Nadzieje początku lat 90. pękły niestety jak bańka mydlana. Ekstremizm tlący się po obu stronach konfliktu rozgorzał na nowo. Już w 1995 r. zginął w zamachu premier Izraela Icchak Rabin zamordowany przez fanatycznego przeciwnika oddawania choćby piędzi Ziemi Obiecanej. Religijny fanatyzm, ujawniony po porozumieniu z Oslo w wielu środowiskach ortodoksyjnego judaizmu, postrzegał to jako zdradę przymierza, które zawarł Bóg z narodem Izraela. Spirala wrogości zaczęła się ponownie nakręcać, także wśród Palestyńczyków rosły w siłę ugrupowania odrzucające idee porozumienia. Zakończyło się to w roku 2000 wybuchem powstania palestyńskiego, tzw. Drugiej Intifady, która ostatecznie pogrzebała szansę na trwałe porozumienie. Dziś jesteśmy od niego bardzo daleko.

Niewidzialna ręka rynku
Szimon Peres był pierwszoplanowym aktorem tego dziejowego dramatu. Piastował najwyższe urzędy państwowe. Był dwukrotnie premierem Izraela, wielokrotnym ministrem różnych resortów aż w 12 rządach, wreszcie od 2007 do 2014 r. prezydentem państwa. Sukces, życie spełnione? Bez wątpienia, nie! Jego największe dzieło, wspomniane powyżej porozumienie z Oslo, nie przyniosło oczekiwanych skutków. Także wiele innych pomysłów i działań, które wdrażał w życie przez ostatnich 20 lat, zdaje się nie przynosić pożądanych efektów. Stało się tak z ideą Nowego Bliskiego Wschodu, którą Peres promował, jako nadzieję na rozwiązanie problemów regionu. Uznał on, iż jedyna szansa na pokój leży w zawarciu unii bliskowschodniej, której uczestnikami byłby Izrael i państwa arabskie, unii, której zwornikiem winien być wspólny interes gospodarczy. Gospodarka miałaby uregulować spory, które żywią się różnicami kulturowymi, religijnymi i historycznymi. Założona przez Peresa Fundacja Pokoju rozpoczęła realizację wielu projektów, których celem miała być budowa „pokoju ekonomicznego” między Izraelem a Palestyńczykami. Organizowano wspólną uprawę pszenicy z udziałem Izraela, Jordanii, Autonomii Palestyńskiej oraz Egiptu, zakładano stawy rybne, plantacje truskawek, tworzono izraelsko-palestyński teatr i wspólną kinematografię. Te cenne inicjatywy utonęły jednak w morzu wzajemnych niechęci i obustronnych działań podsycających konflikt. Wielu uznało je za utopijne.

ONZ religii
Warto wspomnieć o jeszcze jednym wydarzeniu, które w ostatnim okresie życia Peresa spotkało się z dużym zainteresowaniem świata. Podczas swej wizyty w Izraelu, w 2014 r., papież Franciszek zaprosił prezydentów Izraela i Palestyny, Peresa i Abbasa na spotkanie w celu wspólnej modlitwy o pokój. Spotkanie odbyło się w czerwcu 2014 r. w Watykanie, wziął w nim udział także patriarcha Konstantynopola Bartłomiej. Odmówiono trzy modlitwy o pokój w Ziemi Świętej, chrześcijańską, muzułmańską i żydowską. Na zakończenie we czworo posadzili w Ogrodach Watykańskich drzewko oliwne. Już po zakończeniu swej prezydenckiej kadencji Peres ponownie odwiedził Franciszka, wspomniał mu wówczas o pomyśle, który postrzegał chyba jako swoiste zwieńczenie swej wieloletniej kariery: „ONZ się przeżyło. To, co jest potrzebne, to Organizacja Religii Zjednoczonych, ONZ religii z papieżem na czele”, powiedział. Wyraził też przekonanie, że na wzór Karty Narodów Zjednoczonych należy zredagować Kartę Religii. „Głosiłaby ona w imieniu ich wszystkich, że mordowanie ludzi czy zadawanie masowego cierpienia, nie mają nic wspólnego z religią”, stwierdził. Utopia, brak realizmu sędziwego polityka, tak oceniło te słowa wielu komentatorów. Być może słusznie, ale tylko wówczas, jeśli będziemy na nie patrzeć wyłącznie w doraźnej perspektywie. Droga życiowa Szimona Peresa to bez wątpienia droga polityka niespełnionego, ale nie wedle miary skuteczności oceniał go świat w dniu jego pogrzebu. Dostrzegł w nim raczej wizjonera pokoju, człowieka siejącego ziarno, które jeszcze nie wzeszło i nie wiemy, czy wzejdzie. Ocena jego dorobku należy zatem do przyszłości i to zapewne odległej.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki