Pierwszym znakiem otwarcia Kościoła na swoje wyjątkowe powołanie do budowania jedności w różnorodności było przyjęcie ostatniego pouczenia, które apostołowie otrzymali od zmartwychwstałego Chrystusa: „Idźcie i uczyńcie uczniami wszystkie narody!” (Mt 28, 19). To było nowe. Podczas ziemskiego życia Jezusa Chrystusa ani Pan, ani Jego uczniowie nie wychodzili poza naród wybrany w celu głoszenia nauki. „Zostałem posłany do owiec – to są Jego słowa! – które poginęły z domu Izraela” (Mt 15, 24). Zresztą w całym ówczesnym świecie panował zasadniczo konsensus: każdy naród ma swojego lub swoich bogów i jedynie drogą politycznej i militarnej dominacji jednego plemienia nad drugim obcy bóg może pojawić się na dotąd nie swoim terenie.
Wraz z pojawieniem się chrześcijaństwa sprawa ulega radykalnej zmianie. Skoro Jezus Chrystus objawił wreszcie prawdziwe oblicze Boga, które jest obliczem Ojca wszystkich ludzi, skończył się czas trwania narodów przy kulcie własnych, lokalnych bóstw i nadszedł moment na przyjęcie przez nie już nie potężniejszego boga innego narodu, ale Boga jedynego, który wszystkie plemiona uznaje za swoje własne. Paweł Apostoł w mowie wygłoszonej w ateńskim Areopagu dotychczasowy porządek religijny nazywa „czasami nieświadomości” i tłumaczy, że „teraz Bóg wzywa wszędzie i wszystkich ludzi do nawrócenia” (Dz 17, 30).
Zaszczepienie w każdym narodzie jednej religii jest do dzisiaj zadaniem niezwykle trudnym. Religia to przecież nie tylko zespół przekonań na temat Boga, ale także obrzędy, tradycje oraz inspirowane wiarą sposoby działania i myślenia, które nadają tożsamość poszczególnym ludziom i całym społecznościom. Jak zatem jest możliwe istnienie jednej religii w wielu narodach?
Pierwsze kroki
Wobec konieczności rozwiązywania trudności z wypełnieniem zadania misyjnego, pozostawionego przez Pana, postawieni zostali już apostołowie. Po krótkim czasie istnienia Kościoła rekrutującego się z samych Żydów, bardzo szybko do grona uczniów dołączyli ludzie z innych narodów i plemion. Posiadali oni odrębne zwyczaje, mówili innym językiem, a świat religii żydowskiej był im bardziej lub mniej obcy. A ponieważ ten Bóg, który w Jezusie Chrystusie odsłonił swoje oblicze Ojca wszystkich narodów, dotychczas ukazywał się jak Pan narodu żydowskiego i jego Prawodawca, wielu uczniów Chrystusa tworzących pierwotny Kościół było przekonanych, że pod Prawo trzeba poddać także tych, którzy dołączają do nowej religii spośród pogan. Uproszczając trochę sprawę można powiedzieć, że chcieli najpierw zrobić ich Żydami, przynajmniej w jakimś stopniu, a dopiero później chrześcijanami.
Sprawa rodziła duże emocje. Dzieje Apostolskie mówią, że poróżniła nawet apostołów, co jest zrozumiałe, jeśli weźmiemy pod uwagę, jak dalece Prawo Mojżesza traktowane przez Żydów jako Prawo Boga ingerowało w codzienny sposób życia. Jak Żyd może zasiąść do jednego stołu z Grekami, jeśli Bóg zabronił spożywania wieprzowiny, którą jedzą bez żadnego problemu inni? Jak Grecy mają dołączyć do wspólnoty z Żydami, skoro obrzezanie jedni uważają za konieczny warunek udziału w Przymierzu z Bogiem, a drudzy za pozbawione sensu okaleczenie ciała?
Pan potrafił nauczyć Kościół, jak ma wypełniać nakaz misyjny. Piotra widzeniem przekonał, żeby bez lęku poszedł do domu poganina Korneliusza, a potem wręcz wymusił na nim ochrzczenie Rzymianina, jego rodziny i przyjaciół, gdy powtórzył cuda z dnia Pięćdziesiątnicy, zsyłając na nich Ducha Świętego podczas głoszonej przez apostoła katechezy. Ukazał się Pawłowi, faryzeuszowi uczonemu w Prawie, który prześladował rodzący się Kościół z gorliwości zachowywania Prawa Mojżeszowego i uczynił go nauczycielem pogan. To właśnie posługując się Pawłem, Chrystus wprowadził do Kościoła pogan i pomógł Żydom zrozumieć, że „królestwo Boże to nie sprawa tego, co się je i pije, ale to sprawiedliwość, radość i pokój w Duchu Świętym” (Rz 14, 17).
Pierwsze kroki stawiane przez Kościół na drodze zrozumienia zamysłu Bożego polegającego na zbudowaniu jednego Ludu Bożego z wielu narodów, uwiecznione zostały w trwającej do dzisiaj pobożności chrześcijańskiej, która Piotra i Pawła czci jedną uroczystością i traktuje jako dwa równorzędne filary wspólnoty. Dzięki nim Kościół zrozumiał, że ratunek dla człowieka i rodzaju ludzkiego jest w wierze w Chrystusa, w Jego zbawczą śmierć i zmartwychwstanie, a nie w sposobie modlitwy, przykazaniach regulujących sposób odżywiania się czy ubierania.
Żydzi i Grecy razem
Pierwsze wieki Kościoła to czas trwania w jednej wspólnocie dwóch grup, które z czasem zaczną być nazywane „tradycjami”: judeochrześcijaństwa i etnochrześcijaństwa (od greckiego słowa „ethnos”, czyli plemię). Różniły się one od siebie wrażliwością teologiczną, duchowością, językiem, zwyczajami. Używały nawet odmiennej rachuby czasu, gdyż chrześcijanie pochodzenia żydowskiego stosowali kalendarz opracowany przez swój naród, zaś ci, którzy przychodzili z innych narodów korzystali z rzymskiej rachuby czasu. Odmienny był sposób nauczania, gdyż wśród Żydów dużo ważniejsze miejsce zajmowały teksty Starego Testamentu będące równocześnie świadectwami ich tożsamości narodowej, zaś wśród „Greków” imiona proroków i królów żydowskich oraz ich historie były dużo słabiej znane, natomiast znacznie więcej miejsca zajmowała refleksja filozoficzna, wielka cywilizacyjna zdobycz ich kultury. Czytając starożytne teksty chrześcijańskie, bez większych trudności można stwierdzić, czy powstały w Kościele żydowskim, czy pogańskim.
Mimo tych różnic zarówno Grecy, jak i Żydzi złączeni przez wiarę w jeden Lud Boży, mieli głębokie poczucie jedności i rozumieli, że „w Chrystusie nie ma już Żyda ani Greka, ani obrzezania, ani nieobrzezania, barbarzyńcy, Scyty, niewolnika, wolnego, lecz wszystkim we wszystkich jest Chrystus ” (Kol 3, 11). Jedność w Chrystusie sprawiała, że odmienni kulturowo Grecy traktowali Żyda Pawła jak brata i gdy znalazł się w więzieniu, wspierali go jak swojego, przesyłając pieniądze na jego utrzymanie. I nie chodziło tylko o więzy osobistej przyjaźni i zażyłości, ale o poczucie jedności w wierze, w nowej religii, która ma swoje korzenie w dokonanym dzięki Jezusowi Chrystusowi objawieniu Boga i która zaprasza do powszechnego braterstwa ludzi różnych języków i narodów, skoro udało się w pierwotnym Kościele zorganizować wśród Greków materialne wsparcie dla żydowskich chrześcijan z Jerozolimy znajdujących się w potrzebie.
Zarówno Grecy, jak i Żydzi, którzy stali się chrześcijanami, zachowali swoją tradycję i swoje zwyczaje, ale różnice przestały dzielić, gdyż nie istniały już oddzielne bóstwa opiekujące się poszczególnymi narodami. Do jednego Boga różni ludzie wołali „Ojcze nasz”, jak nauczał modlić się Jezus, i czuli się braćmi.
Pięć starożytnych patriarchatów
Dwa oblicza Kościoła – żydowskie i greckie – trwały do końca II w. Bieg dziejów sprawił, że judeochrześcijaństwo zaczęło zanikać, natomiast Kościół stawał się coraz bardziej grecki. Ewangelia jednak miała być od początku głoszona wszystkim narodom, więc Kościół reagował na zmiany kulturowe i cywilizacyjne w świecie, który przenikał.
Gdy drogi Wschodu i Zachodu Imperium Rzymskiego zaczęły się rozchodzić, powodując wycofywanie się hellenizmu z Italii oraz terenów zachodniej Europy, ustępując miejsca kulturze łacińskiej, również Kościół na Zachodzie był coraz mniej grecki. Chrześcijanie Rzymu, Mediolanu czy Lyonu zaczęli modlić się po łacinie, inaczej śpiewać podczas liturgii i na inne problemy zwracać uwagę niż ich wschodni, cały czas greccy bracia. Zmiany kulturowe i polityczne zachodzące na Wschodzie różnicowały jednak stopniowo także chrześcijan tamtych terenów. W najsilniejszych wspólnotach chrześcijańskich, rozwijających się w głównych miastach starożytnego świata, hellenizm coraz bardziej wypierany był przez lokalne języki i mentalność. W Aleksandrii do głosu doszła tradycja egipska, w Antiochii natomiast syryjska. Ostatecznie, starożytny Kościół różnicować się będzie pod względem obrzędów, zwyczajów, duchowości i teologii, opierając się na pięciu ośrodkach: Rzymie, Konstantynopolu, Antiochii Syryjskiej, Aleksandrii w Egipcie i Jerozolimie. W ten sposób realizować się będzie misyjny nakaz Chrystusa, by wszystkie narody uczyły się Ewangelii na swój, sobie właściwy sposób.
Rzym szerzyć będzie Ewangelię Chrystusa w świecie zdominowanym przez kulturę łacińską. Przyjmie pod swoje skrzydła nowe plemiona barbarzyńskie osiedlające się na zachodzie Europy i zaszczepi w nich Kościół łaciński, a po odkryciu przez Kolumba Nowego Świata zaszczepi łacińskie chrześcijaństwo w Ameryce. Konstantynopol zachowa tradycję grecką i zaniesie ją na północny wschód Europy aż do Kijowa i Moskwy, pozwalając ukształtować się w swoim łonie tradycji słowiańskiej. Antiochia stanie się ośrodkiem chrześcijaństwa syryjskiego, oddziałującego aż po Indie, Aleksandria natomiast ukształtuje tradycję egipską, którą dziś nazywamy koptyjską, i przekaże w niej Ewangelię plemionom zamieszkującym dzisiejszy Sudan i Etiopię. Z tych największych tradycji ukształtują się na przestrzeni wieków mniejsze: armeńska (zwana także ormiańską) czy dominująca na terenach dzisiejszego Libanu maronicka, nazwana tak od imienia mnicha Maruna. Jeden Kościół – wiele tradycji. Czy nie o to chodziło Panu, gdy mówił apostołom, by uczniami uczynili wszystkie narody?
Trudności w byciu jedno
Historia Kościoła niezbicie dowodzi, że zachowanie równocześnie różnorodności i jedności jest trudne. Niezrozumienie drugiego, który myśli i działa odmiennie, w połączeniu z nakładającymi się na codzienność chrześcijan konfliktami politycznymi i ekonomicznymi państw i narodów sprawiły, że jedność Kościoła pękła.
Pierwszy zerwał jedność z resztą świata chrześcijańskiego Kościół koptyjski. Podczas dyskutowania kwestii teologicznych związanych z podwójną, bosko-ludzką naturą Chrystusa, uznał siebie za „ortodoksyjny”, czyli „prawosławny” i odrzucił jako heretyckie postanowienia dogmatyczne wypracowane przez pozostałe Kościoły na soborze w Chalcedonie, który miał miejsce w 451 r. po Chrystusie. W odpowiedzi na to usłyszał od innych wspólnot – nie wprost, ale jednak – że jest sekciarski, podczas gdy inne Kościoły pozostają „katolickie”, czyli „powszechne”, trwające w jedności ze sobą. Kolejne wieki przyniosły następne podziały. Ich śladem jest obecna praktyka określania się każdej wspólnoty kościelnej podwójnym mianem: najpierw podaje się tradycję, z której wywodzi się dany Kościół (rzymski, grecki, koptyjski, syryjski), a potem doprecyzowanie, czy jest katolicki, prawosławny, protestancki czy może reformowany. W ten sposób każdy chrześcijanin nosi obecnie w swoim imieniu podwójny znak: wierności nakazowi Pana, by każdy naród uczynić uczniem Ewangelii, i ludzkiego grzechu, który prowadzi do podziału. Jeden chrześcijanin jest rzymskim, greckim czy syryjskim katolikiem, inny łacińskim, ale protestantem, a jeszcze inny koptyjskim, ale prawosławnym.
Pragnienie jedności, które cały Kościół dzieli ze swoją Głową, Jezusem Chrystusem, pozostaje jednak żywe mimo podziałów. Wszyscy chrześcijanie znają przecież doskonale zarówno nakaz misyjny, będący nieustannym przypomnieniem, że w chrześcijaństwie nie chodzi o narzucenie jednej formy przeżywania Ewangelii wszystkim narodom, jak i słowa Jego modlitwy, którą skierował do Boga tuż przed śmiercią: „Aby wszyscy stanowili jedno, jak Ty, Ojcze, we Mnie, a Ja w Tobie, aby i oni stanowili w Nas jedno, aby świat uwierzył, żeś Ty Mnie posłał” (J 17, 21). Jeśli zachowujemy nadzieję, że w Chrystusie Bóg objawił samego siebie i wezwał ludzi do braterskiej miłości, z pewnością będziemy dzielić pragnienie św. Jana Pawła II, które wyraził w adhortacji apostolskiej Orientale lumen, by przywrócić Kościołowi i „światu pełny obrazu powszechności Kościoła”, wyrażanej nie przez jedną tylko tradycję, ani tym bardziej przez jedną wspólnotę w przeciwstawieniu do drugiej, ale by dane nam było cieszyć się w pełni z tego objawionego przez Boga i niepodzielnego dziedzictwa Kościoła powszechnego, które przechowywane jest i wzrasta tak w życiu Kościołów Wschodu, jak i Zachodu (por. Orientale lumen, 1). Ostatecznie o to chodziło Jezusowi Chrystusowi, gdy polecił apostołom uczynić wszystkie narody uczniami nauki o jednym Bogu i Ojcu wszystkich.