Logo Przewdonik Katolicki

Patrzeć na świat z pokorą

ks. Mirosław Tykfer
Abp. Stanislav Zvolenský, przewodniczący Episkopatu Słowacji / fot. J. Tomaszewski / PK

Wywiad z abp. Stanislavem Zvolenským, przewodniczącym Episkopatu Słowacji, o katolikach przyjmujących uchodźców na Słowacji oraz problemach z zastosowaniem wskazań "Amoris laetitia".

Zastanawiam się, dlaczego na Słowacji wciąż tyle osób chodzi do kościoła, a w Czechach jest zupełnie inaczej?
Liczba katolików na Słowacji i w Czechach jest taka sama, tzn. około trzech milionów osób. Tyle że Słowacja jest mniejsza, a jej populacja sięga zaledwie pięciu milionów. W Czechach procent katolików jest więc stosunkowo mniejszy i są bardziej rozproszeni. Dlatego wydaje się, że mniej uczęszczają na nabożeństwa niż Słowacy. Ze względu na ich zaangażowanie, nawet w małych wspólnotach, patrzę na katolików w Czechach z dużym szacunkiem. Na Słowacji więcej katolików chodzi do kościoła niż w Austrii czy Niemczech, ale na te liczby również patrzę z pokorą, ponieważ na tę frekwencję wciąż ma wpływ historia. Nadal jesteśmy uwarunkowani komunistyczną przeszłością. Mimo że minęło już 25 lat, nasz naród żywo wspomina świadków wiary, którzy w czasach komunizmu gotowi byli iść do więzienia, aby nie zaprzeć się swojej wiary. Jesteśmy też bardziej emocjonalni i pewnie mamy większą wrażliwość duchową niż ludzie na Zachodzie.
 
Może jest to więc różnica kulturowa? Słowianie są bardziej melancholijni i z tego powodu także bardziej wrażliwi na sprawy religijne.
–  Jest to częściowo prawda. Po upadku komunizmu, kiedy miałem pierwsze bezpośrednie kontakty z Zachodem, byłem pod wrażeniem wielu rozwiązań organizacyjnych i struktur instytucjonalnych, które tam zobaczyłem. Zadziwiło mnie to, jak bardzo się wzbogacili. Zastanawiałem się jednak, dlaczego tak wykształceni ludzie wykazują tak małą zdolność do odkrywania Boga. Tu widzę znaczenie naszego małego kraju, który może wnieść do Europy bogactwo życia duchowego.
 
Kto dla kogo powinien więc być nauczycielem? Zachód dla Wschodu czy odwrotnie?
– Powinniśmy uczyć się od siebie wzajemnie. Kiedy odwiedzam środowiska kościelne Europy Zachodniej, widzę, że ci ludzie mają wobec siebie dużo szacunku. Bardzo dbają o wzajemne relacje. Są też bardzo staranni w wykonywaniu swoich obowiązków. Żywią przekonanie, że budowanie struktury społecznej wymaga tego, aby każdy czuł się odpowiedzialny za przestrzeganie prawa. Problem polega jednak na tym, że ich sprawność w budowaniu doczesnych struktur nie zawsze przekłada się na zdolność do budowania relacji z Bogiem. Ponadto same struktury i instytucje zyskały z czasem tak wielki autorytet, że przestały się liczyć z wolnością sumienia, co widać chociażby w kontekście braku akceptacji dla klauzuli sumienia lekarzy. Paradoks polega więc na tym, że społeczeństwa zachodnie z jednej strony nieustannie zabiegają o poszanowanie wolności jednostki, a z drugiej naciskają na instytucje państwowe, aby w niektórych obszarach wolność sumienia ograniczały.
 
Kiedy w Polsce proponowane jest prawo ograniczające dokonywanie aborcji, to właśnie środowiska popierające owo prawo powołują się na wolność sumienia.
– Ci, którzy są za prawem do aborcji, opowiadają się za prawem do odebrania wolności dziecku poczętemu tylko dlatego, że jeszcze się nie narodziło. Odebranie mu życia jest jednak de facto pozbawieniem go wszelkiej wolności. A obrona wolności sumienia jednej osoby nie może prowadzić do ograniczenia wolności innych. W sytuacjach jednak, które wymagają zmiany prawa dotyczącego obrony życia, trzeba postępować rozsądnie. Nie wolno pochopnie zaburzać pokoju społecznego. Życie zaczyna się od poczęcia, dlatego aborcja jest zabójstwem człowieka. Modliłbym się jednak bardzo za polityków, aby prawo ograniczające aborcję wprowadzali w sposób bardzo rozsądny. Muszą mieć świadomość, że będzie ono budzić kontrowersje, a nawet reakcje skrajne. Brak wrażliwości na nastroje społeczne w tej kwestii może doprowadzić do sytuacji, w której ewentualne zwycięstwo partii o poglądach etycznie liberalnych w następnych wyborach doprowadzi do radykalnej zmiany prawa w przeciwną stronę.
 
 
Podobną wrażliwość duszpasterską proponuje papież Franciszek, który nie chce zacierania zasad moralnych, ale kładzie duży nacisk na towarzyszenie osobom, które właśnie za pomocą tego duchowego wsparcia dojrzewają do podejmowania coraz bardziej wymagających decyzji. Czy episkopat słowacki przemyślał już zasady duszpasterskie, jakimi chce się kierować w zastosowaniu papieskich wskazań z Amoris laetitia?
– Amoris laetitia wymaga pewnego dopowiedzenia. Nie wszystko jest zrozumiałe, a wiele punktów wymaga uszczegółowienia ze strony lokalnego episkopatu. Niektóre naprawdę są dla mnie niejasne. Nasi księża nie wiedzą dokładnie, jak stosować wytyczne tego dokumentu. Będziemy o tym rozmawiać.
 
Który punkt wydaje się najtrudniejszy?
– Ten, który mówi o rozeznawaniu sytuacji rozwiedzionych, żyjących w nowych  związkach. Nie jest wystarczająco jasne, czy dokument mówi o możliwości przyjmowania przez nich Komunii św. i pod jakimi warunkami. Jestem przekonany, że właściwe odczytanie Amoris laetitia będzie możliwe jedynie w kontekście tradycji, szczególnie w odniesieniu do Familiaris consortio, dokumentu wieńczącego poprzedni synod o rodzinie.
 
Tyle że samą zasadę zróżnicowanej oceny sytuacji rozwiedzionych wprowadził właśnie Jan Paweł II. W Familiaris consortio mówi, aby duszpasterze potrafili oceniać sytuację w kontekście, a nie czysto abstrakcyjnie; nie tylko przez pryzmat normy moralnej, ale biorąc pod uwagę konkretne uwarunkowania, jakie doprowadziły do rozpadu małżeństwa. Papież Franciszek poszedł dalej tą drogą, ale niejako wycofywał się ze wskazywania konkretnych rozwiązań duszpasterskich.
– Każdy, kto przyjmuje Komunię św., wie, że nie jest ona nagrodą za zasługi. Wszyscy jesteśmy grzesznikami, ludźmi na drodze wiary. Dlatego musimy patrzeć na własne i innych życie z dużym wyczuciem i pokorą. Nasi bracia i siostry, którzy żyją w sytuacjach nieregularnych, nie mogą stracić nas jako swoich przyjaciół w Kościele, a jednocześnie my nie możemy zapomnieć, czym jest Eucharystia. To jest szczególny dar, który pozwala spotkać Boga nie tylko duchowo, ale wręcz fizycznie. Nie zapominajmy jednak, że pierwszym lekarstwem dla uzdrowienia duszy jest słowo Boże. Ono jest pierwotnym środkiem zaradczym dla człowieka, który żyje w grzechu. Przyjmowanie Komunii św. jest dalszym etapem, jest umocnieniem na drodze nawrócenia i zjednoczenia człowieka z Bogiem. Nie można przejść na etap drugi bez pierwszego. Dlatego pierwszym chlebem nie jest Eucharystia, ale słowo Boże. Jeśli ktoś nie chce iść za słowem, nie jest gotowy na przyjęcie Chrystusa w Komunii.
 
Co Wasza Ekscelencja radziłby osobom rozwiedzionym?
– Tylko Bóg jest sędzią człowieka. Ja nie mówię, że wiem, jaki jest stan duszy konkretnego człowieka, który wydaje się żyć w grzechu ciężkim. Patrząc jedynie z perspektywy zewnętrznej, na pewno jestem w mojej ocenie zbyt ograniczony. To nie zmienia faktu, że można sytuację człowieka oceniać obiektywnie. Uważam, że należy to robić. Nie chodzi jednak o negatywną ocenę konkretnej osoby, ale tylko o obiektywną ocenę jej czynów. Każdy z nas, właśnie dlatego, że jest grzesznikiem, potrzebuje od czasu do czasu zrobić sobie rachunek sumienia i skonfrontować się z obiektywnymi zasadami moralnymi, przede wszystkim z Dekalogiem i nauczaniem Kościoła. Tego obiektywnego wymiaru duszpasterstwa nie można zaniedbać.
 
Może Ksiądz Arcybiskup wyjaśnić na przykładzie?
– Przykładem skrajnym, ale sugestywnym jest przejazd na czerwonym świetle. Kierowca zatrzymany przez policjanta może powiedzieć mu z pełnym, subiektywnym przekonaniem, że widział światło zielone. Może on rzeczywiście mówić prawdę. Kiedy jednak dowiemy się, że przejeżdżając na czerwonym świetle, zabił przechodzącego przez ulicę człowieka, wówczas sytuacja jest zupełnie inna. Nie da się więc grzechu usprawiedliwić na zasadzie: „nie wiedziałem”. To prawda, że człowiek musi mieć wolny wybór i mieć świadomość zła swojego czynu, aby można było nazwać ten czyn grzechem. Ten jednak, kto przejechał na czerwonym świetle, mimo że nie chciał nikogo zabić, de facto to zrobił. Jego czyn może być obiektywnie oceniony jako radykalnie naganny, chociaż on sam może się czuć się niezupełnie winny. A może winą kierowcy było roztargnienie? Jeśli ktoś zupełnie obiektywnie powie mu, że zrobił źle, może następnym razem będzie dużo ostrożniejszy. A więc obiektywna ocena jest potrzebna. Podobnie jest w sytuacji osób rozwiedzionych żyjących w nowych związkach. Ja nie chcę ich oceniać, ale moim obowiązkiem jest powiedzieć im, że ich sytuacja nieregularna stwarza ryzyko oddalenia od Boga.
 
Zapytam jeszcze o stosunek do uchodźców…
– Przede wszystkim uważam, że należy im pomagać. Tutaj nie mam żadnych wątpliwości. Wiemy też, że integracja z chrześcijanami ma szansę przebiegać w sposób bardziej skuteczny. Nasze doświadczenie z uchodźcami chrześcijańskimi, których przyjęliśmy na Słowacji, podpowiada nam, że mimo tej samej wiary są to ludzie o odmiennej kulturze. Dlatego część z nich postanowiła wrócić do ojczystego Iraku. Nie potrafili się tutaj odnaleźć. Wyjechali zasadniczo starsi. Młodzi pozostali. Byłem pozytywnie zaskoczony, gdy spotykałem w ostatnim czasie młodych uchodźców na ulicach Bratysławy, którzy postanowili nauczyć się słowackiego i studiować na naszych uczelniach.
 
Nie jest im spieszno na uczelnie zachodnie?
– Ci, których spotkałem, chcą zostać z nami. Ale oni są naprawdę młodzi i potrafią się dostosować. Chcą też pozostać w kraju uboższym – jak nasz – w stosunku do krajów zachodnich. Pewnie zostali przyjęci serdecznie i mają nadzieję na przyszłość właśnie w naszym kraju. Migracja, której jesteśmy obecnie świadkami, jest sprawą bardzo skomplikowaną. Stąd nie ma łatwych odpowiedzi. Nie jestem też ekspertem od islamu. Niektóre grupy muzułmanów nie są jednak gotowe do integracji i wcale nie myślę w tym momencie o radykałach. Trzeba dobrze przemyśleć pomoc, jakiej moglibyśmy im udzielić. Z drugiej strony mam świadomość, że chrześcijanie mieli zawsze ogromną zdolność do adaptacji w nowych warunkach kulturowych. Nie rozszerzyłoby się chrześcijaństwo, szczególnie u początków Kościoła, gdyby uczniowie Chrystusa chcieli zamieszkiwać jedynie wśród swoich i nie potrafili zaryzykować wyjścia do ludzi o innej kulturze.


 
Abp Stanislav Zvolenský
Arcybiskup metropolita bratysławski. Święcenia kapłańskie uzyskał w 1982 r. w Bratysławie. Studiował w Innsbrucku i Rzymie. W 1998 r. obronił doktorat z prawa kanonicznego. 28 października 2009 r. objął stanowisko przewodniczącego Episkopatu Słowacji.  

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki