Sięganie po sferę duchową w polskim filmie jest ryzykowne przynajmniej z trzech powodów: wśród rodzimych twórców przeważa realizm, po drugie − bywa, że efekt końcowy mocno rozczarowuje, i po trzecie − metafizyka dziś się nie sprzedaje. Debiutująca za kamerą Katarzyna Jungowska − jakby na przekór temu − podejmuje temat duchowości, zderzając ze sobą realizm z metafizyką. Niestety jej obraz Piąte: nie odchodź nie jest do końca udany, ale warto jednocześnie docenić młodą reżyserkę za odwagę i świeżość przekazu. W końcu mówić językiem filmu o aniołach − zważywszy na fakt, że w historii kina filmów o aniołach było wiele − nie jest wcale łatwo. Dość wspomnieć Miasto aniołów w reżyserii Brada Silberlinga, Anioła w Krakowie Artura Więcka czy Michael z Johnem Travoltą.
A te anioły to naprawdę widziałaś?
Jungowska kreśli historię o trudnych relacjach ojca (Łukasz Simlat) z 15-letnią córką Romą (Michalina Olszańska). Oboje próbują ułożyć sobie życie po stracie ukochanej żony i matki. Ojciec nastolatki − lekarz psychiatra − ucieka w pracę, dziewczyna − ból i tęsknotę stara się zagłuszyć pasją tańca. Na pierwszy rzut oka widać, że nie potrafią się ze sobą dogadać ani nawiązać głębszego kontaktu. Apodyktyczny ojciec traktuje córkę niemal jak jedną ze swoich pacjentek, co zresztą przy kolejnej awanturze Roma mu wyrzuca. Oboje potrzebują bliskości, ale zamiast się do siebie zbliżać − skutecznie się oddalają. Mediatorem między ojcem a córką próbuje być babcia, z którą Roma ma zdecydowanie cieplejsze relacje i może rozmawiać o tym, co nierzeczywiste, a czego doświadcza, odkąd na swojej drodze spotkała tajemniczego mężczyznę (Daniel Olbrychski). Bezdomny pomieszkuje w pustostanie obok domu, w którym Roma mieszka z ojcem i babcią. Nastolatka zaczyna podejrzewać, że kloszard może być… jej Aniołem Stróżem. „A te anioły, które widziałaś, to naprawdę widziałaś, czy trochę ściemniasz?” − dopytuje Romę babcia. „A jak powiem, że naprawdę, to nie uwierzysz” − ostrożnie odpowiada dziewczyna. Nastolatka zdaje sobie sprawę, że to, co mówi, może być uznane za fantasmagorię, a przez ojca − racjonalistę za halucynacje. Tymczasem, ku zdziwieniu Romy, babcia odpowiada, że wierzy w anioły i ofiarowuje wnuczce lubiany przez mamę dziewczyny obrazek Anioła Stróża…
Są ludzie źli i dobrzy
Sama reżyserka w jednym z wywiadów, tłumacząc tematykę swego debiutanckiego obrazu, podkreśliła, że wierzy, iż Anioł Stróż „pomaga przejść przez trudne doświadczenia w życiu i że wiara dodaje sił we wszystkich sytuacjach, które nas spotykają”. Podobnie rzecz się ma z miłością, bo − jak tłumaczyła reżyserka − kiedy od kogoś odchodzimy, zabieramy z sobą naszą miłość, pozostawiając pustą, niewypełnioną niczym przestrzeń.
Ale Jungowska w swoim filmie zwraca uwagę na jeszcze jeden, bardzo współczesny temat. Jest przekonana, że sukces i intratna posada mogą zamknąć człowieka na bliźniego i na świat duchowy.
Dobrze sytuowany lekarz zatracił gdzieś (być może z powodu śmierci żony?) niezbędne w tym zawodzie współczujące spojrzenie na drugiego człowieka. Pacjentów traktuje jak „przypadki medyczne”, a studentów jako niedostatecznie przygotowanych do zawodu. Od jednego z nich w szpitalnej stołówce usłyszy trywialną w swej wymowie prawdę: „Jestem tu, bo lekarz powinien być tu, gdzie jego miejsce, blisko pacjentów”. Zresztą takich trącących banałem dialogów jest niestety w tym filmie więcej, a szkoda, bo przez to wydaje się on nieco niedopracowany. „Są ludzie źli i dobrzy. Jedni mają w sobie anioła, inni diabła. A jeszcze inni i to, i to” − mówi z kolei jedna z pacjentek oddziału psychiatrycznego, grana przez Grażynę Szapołowską. Piąte: nie odchodź przesiąknięty jest też niepotrzebnie nadmiernym patosem, choć z drugiej strony warto docenić fakt, że młoda reżyserka zaskoczyła widzów, obsadzając znanych aktorów w rolach drugoplanowych. Przekreśla zresztą kinowe, schematyczne ujęcie anioła jako osoby pięknej i młodej. Aniołowie w tym filmie są kloszardami, a dobro, które ze sobą przynoszą, przed światem kryje się pod ich brudnymi łachmanami. Dostrzec je może tylko ktoś o wrażliwości i przenikliwości dziecka.
Czy Romie uda się przekonać ojca, że świat nie jest biało-czarny i że oprócz tego, co da się uchwycić za pomocą racjonalnych wytycznych, jest jeszcze nieuchwytna dla ludzkich oczu i uszu duchowość? Nie będę tego państwu zdradzać, bo mimo wad, warto ten film obejrzeć.