Ilu ludzi odpowiedziało na wezwanie polityków Prawa i Sprawiedliwości i przybyło na protest do stolicy? Trudno powiedzieć. Pierwsze liczby podawane w mediach mówiły o około 20 tys. Organizatorzy nawet o 100 tys. protestujących. Wszystko wskazuje jednak na to, że było to największe tego typu zgromadzenie od organizowanego jesienią 2012 r. marszu „Obudź się Polsko”, kiedy na ulice Warszawy wyszło ponad 100 tys. ludzi. Większość protestujących 13 grudnia przyniosła ze sobą biało-czerwone flagi i róże. Było bardzo spokojnie. Nie doszło do żadnych poważniejszych incydentów.
Marsz w Obronie Demokracji i Wolności Mediów zorganizowany w 33. rocznicę wybuchu stanu wojennego trwał prawie trzy godziny. Jego uczestnicy przeszli z pl. Trzech Krzyży pod pomnik Józefa Piłsudskiego przy Belwederze. Pierwsza część była poświęcona pamięci ofiar stanu wojennego, druga – protestowi przeciwko działaniom obecnej władzy, m.in. w kontekście – zdaniem PiS sfałszowanych – wyborów samorządowych.
Kaczyński: chcemy zwycięstwa nad złem
Mówił o tym wprost podczas marszu lider PiS Jarosław Kaczyński. – Musimy zrzucić z pleców naszego narodu ten worek kamieni, którym jest obecna władza – mówił lider PiS w swoim przemówieniu pod pomnikiem marszałka Piłsudskiego. Zarzucił władzy, że „rozpoczyna kampanię medialną przeciwko tym wszystkim, którzy mówią, że doszło do fałszerstwa, kampanię w stylu Urbana i z udziałem Urbana”.
Kaczyński nazwał marsz „pochodem obywatelskim”. – Pochodem tych, którzy chcą w Polsce dobrej zmiany, którzy chcą zwycięstwa w walce z panoszącym się złem, ale przede wszystkim chcą obronić to najbardziej podstawowe prawo obywateli, prawo do wyłaniania władzy w drodze wyborów, oceniania władzy i do tego, by władzę odwołać – mówił. Do realizacji tego prawa, jak tłumaczył, służy „kartka wyborcza”. – Tę kartkę wyborczą chcą dzisiaj nam wyrwać – grzmiał.
Podczas marszu jego uczestnicy skandowali m.in.: „Nie fałszerzom”, „Precz z komuną”; „Raz sierpem, raz młotem – czerwoną hołotę”. Takie hasła przeplatały się z patriotycznymi okrzykami: „Chwała bohaterom”; „Bóg, Honor, Ojczyzna”. Maszerujący trzymali biało-czerwone flagi i takież róże. Powiewały też flagi z logo „Solidarności” i PiS.
Do zgromadzonych swoje przesłanie skierowali też legendarni opozycjoniści: były premier Jan Olszewski oraz Andrzej Gwiazda, którzy nie mogli wziąć w nim udziału. Pojawili się za to sympatyzujący z PiS ludzie świata kultury. Deklarację ideową marszu przeczytał aktor Jerzy Zelnik.
– Demokracja w Polsce jest poważnie zagrożona. Łamane są jej filary i podstawowe zasady: odrzucane są obywatelskie inicjatywy ustawodawcze, atakowane są ważne dla nas wartości, obrażane uczucia religijne, prowadzona codziennie propaganda, niedotrzymywanie obietnic, ograniczane są prawa opozycji – wyliczał Zelnik.
Kopacz wraca do „lojalki” Kaczyńskiego?
Ostre słowa padły podczas marszu, ale równie ostro było przed jego rozpoczęciem. Politycy Platformy i sympatyzujący z nią dziennikarze i byli opozycjoniści nie przebierali w słowach, twierdząc, że marsz PiS to: „zamach na demokrację” i próba „podpalenia Polski”.
Kaczyński pluje na każdą symboliczną datę – mówił w TVN24 Władysław Frasyniuk o Jarosławie Kaczyńskim i organizowanym przez niego 13 grudnia marszu. – Ten bałwan, ten dureń, ten szkodnik zabija wszystkie ważne historyczne daty w Polsce – stwierdził były opozycjonista.
Zaostrzyć ton postanowiła również Ewa Kopacz. – Kolejne klęski PiS nie biorą się z fałszerstw i spisków. Czas spojrzeć prawdzie w oczy, panie prezesie Kaczyński: biorą się z tego, że nie rozumie pan zwykłych Polaków. Polacy nie chcą kolejnych seansów nienawiści, chcą spokoju w kraju i u jego granic. Prezes Kaczyński nie gwarantuje ani jednego, ani drugiego – atakowała premier. – Nie można porównać dzisiejszej Polski do Polski stanu wojennego. Jutro pan Kaczyński nie będzie musiał niczego podpisywać; jutro pan Kaczyński po swojej demonstracji wróci do domu, by cieszyć się przywilejami posła na Sejm i lidera opozycji – mówiła Kopacz.
Wygląda to na sugestię, że Kaczyński podpisał lojalkę w stanie wojennym, co kłamliwie zarzuciło mu kiedyś pismo Jerzego Urbana. To o tyle zaskakujący atak, że sama Ewa Kopacz nie wykazała się żadną działalnością opozycyjną w okresie PRL. Należała za to do sprzymierzonego z partią komunistyczną ZSL-u.
Eksperci – PiS ma prawo maszerować
Eksperci w ocenie marszu są podzieleni. Łączy ich jedno przekonanie, że PiS ma prawo organizować tego typu demonstracje.
Jako udany określa marsz znana socjolog prof. Jadwiga Staniszkis. – Było bardzo dobre wystąpienie Jarosława Kaczyńskiego. Było widać głównie to pokolenie – kiedyś młodzieży solidarnościowej – 40-, 50-latków. Widać było tę powagę, to wzruszenie – gdy ludzie śpiewali, żeby „Polska była Polską”. Z przekazu telewizyjnego wynika, że nie było zbyt wielu agresywnych haseł. To był marsz udany, ale – tylko marsz – podkreśla socjolog.
Krytyczniej do sprawy podchodzi inny socjolog, prof. Andrzej Rychard. – PiS twierdzi, że demonstruje w obronie demokracji, otóż moim zdaniem, nie jest uprawnione łączenie rocznicy tragicznego wydarzenia, jakim był 13 grudnia, z niezadowoleniem z przebiegu wyborów, ponieważ nie znajduję żadnego uzasadnienia z podłączaniem się z tym niezadowoleniem do tej dramatycznej rocznicy – uważa. O ocenę marszu pokusił się też politolog prof. Wawrzyniec Konarski. – Nie widzę w nim zagrożenia tak jak inni. Marsz jest dopuszczalną formą realizowania się demokracji – podkreśla. Stawia za to PiS inny zarzut – zawłaszczenie patriotyzmu. – Patriotyzm jest zbyt akcentowany jako wartość prawicowa i to tylko właściwa PiS-owi – podkreśla. Zdaniem politologa z UJ, dialog na temat patriotyzmu to w rzeczywistości dyskusja między liberałami, którzy traktują go jako przywiązanie do wartości proeuropejskich i tych, którzy patriotyzm wywiedli z modelu endeckiego. – Skoro w Polsce istnieją tylko dwie liczące się siły polityczne i są od siebie kompletnie różne, to wiadomo, że nie osiągną żadnego kompromisu w tej sprawie – uważa prof. Konarski.