Logo Przewdonik Katolicki

Niech nas poprowadzi Duch Święty

ks. Mirosław Tykfer, ks. Maciej Kubiak
Fot.

Rozmowa o wyzwaniach stojących przed Kościołem zabp. Stanisławem Gądeckim, przewodniczącym Konferencji Episkopatu Polski.

Rozmowa o wyzwaniach stojących przed Kościołem z abp. Stanisławem Gądeckim, przewodniczącym Konferencji Episkopatu Polski.

Niektóre media podtrzymują tezę, że Ksiądz Arcybiskup podczas obrad synodu o rodzinie zatrzymał tendencję do zbyt radykalnych zmian w praktyce duszpasterskiej Kościoła. Z drugiej jednak strony dało się słyszeć głosy, że Ksiądz Arcybiskup jest za mało otwarty na zrozumienie trudnych sytuacji rodzinnych, które wymagałyby większego miłosierdzia ze strony Kocioła.

– Na sympozjum kapłańskim, które w ostatnich dniach miało miejsce w archidiecezji poznańskiej, słuchaliśmy wykładu ojca Meissnera, który przypomniał nam, że tematyka rodziny została gruntownie podjęta przez Kościół na synodzie 34 lata temu. Wtedy powstał bardzo cenny dokument Familiaris consortio, zawierający bardzo rozważną naukę o rodzinie. Intencją moich krytycznych wypowiedzi w odniesieniu do drugiego schematu tekstu synodalnego nie było powstrzymywanie pogłębionej refleksji i dyskusji nad rodziną, po to przecież zgromadził się ten synod. Chciałem jedynie zwrócić uwagę na właściwe odróżnienie postępu teologicznego od zmiany istoty nauczania teologicznego. Nie idzie więc o brak miłosierdzia. Ono powinno objawiać się przez towarzyszenie małżeństwom, które znalazły się w trudnej sytuacji. Byłoby dobrze, gdyby to towarzyszenie zostało rozszerzone na czas przed zawarciem związku małżeńskiego i w sposób szczególny w pierwszych latach po ślubie. W jakiejkolwiek sytuacji człowiek się znajduje, nie powinien usłyszeć od kapłana słów potępienia, ale dobre słowo, które będzie dla niego drogą do nawrócenia. Kościół musi dźwigać tych, co osłabli w drodze. My nie jesteśmy od sądzenia. Sędzią jest Bóg. To, co należy do nas, to zorganizowanie pomocy w formie dobrego duszpasterstwa rodzin. Myślę, że tak można najlepiej opisać zamiar synodu: pomóc rodzinom znajdującym się w sytuacjach lepszych i gorszych, aby mogły coraz głębiej żyć Ewangelią Chrystusa. W tym kontekście moja wypowiedź dla Radia Watykańskiego została potraktowana jako wielki przełom, a przecież synod wciąż trwał i toczyły się dyskusje. On się jeszcze nie zakończył. Media podały okrojony obraz synodu, tak jakby zajmował się on jedynie sytuacjami nieregularnymi (związkami niesakramentalnymi i homoseksualizmem), a nie przede wszystkim pomocą rodzinie, tym, jak umacniać wzajemną wierność małżonków. Oczywiście chodzi o pomoc także tym rodzinom, które znalazły się w trudnej sytuacji. Uważam jednak, że dużym uproszczeniem jest medialne ujęcie prac synodu w kategoriach politycznych, dzieląc ojców synodalnych na konserwatystów i liberałów. Przypomniałem, że synod nie jest zgromadzeniem, które da się opisać w kategoriach politycznych. Synod służy przede wszystkim odkrywaniu prawdy Bożej, od której nie wolno nam odchodzić, również, a może nawet przede wszystkim w trosce o rodzinę.

 

Gdyby się okazało, że podczas drugiej części synodu, w przyszłym roku, ojcowie synodalni zadecydowaliby o możliwości udzielania Komunii św. osobom rozwiedzionym i żyjącym w nowych związkach cywilnych, oczywiście w sytuacjach wyjątkowych, czy byłoby to jednoznaczne ze zmianą nauczania Kościoła?

– Oczywiście że byłaby to zmiana nauki Kościoła, ponieważ nie tak naucza Chrystus w Ewangelii. Jezus mówi wprost o cudzołóstwie, czyli o grzechu. Dlatego podkreślam, że należy, owszem, postępować z miłosierdziem, ale miłosierny nie jest ten, kto pomija prawdę. Kto w imię miłosierdzia chce przemilczeć prawdę, ten pomaga tylko pozornie. Jego pomoc nie prowadzi do nawrócenia, a tylko do akceptacji tego, co już jest i co niektórzy nie chcą lub boją się zmieniać. Obawiam się, że okazanie miłosierdzia w sytuacjach wyjątkowych może szybko okazać się regułą, która nie będzie prowadzić nas do Chrystusa, tylko do odejścia od wymagań Jego Ewangelii. Zobaczmy na przykład sytuację w Niemczech, gdzie tak bardzo szuka się sposobu na okazanie miłosierdzia rozwiedzionym żyjącym w nowych związkach, których w większości nie ma w Kościele, a ci, którzy są, w tym stanie często przyjmują Komunię św. i przez to nie zachowują nauki Kościoła o pełnej komunii z Chrystusem.

 

Co ma zrobić na przykład mężczyzna ochrzczony, który był tzw. wierzącym niepraktykującym, ale zdecydował się na ślub kościelny? W pewnym momencie jego małżeństwo sakramentalne się rozpadło (załóżmy, że w dużej mierze także z jego winy), a on zawarł nowy związek cywilny. Po wielu latach od tej decyzji przeżywa głębokie nawrócenie. Z powierzchownego religijnie katolika staje się wierzącym z serca, „wierzącym i praktykującym”. Żałuje tego, co zrobił. W nowym związku są już dzieci. Jak powinien teraz postąpić?

– Takich sytuacji może być dużo. Nie ma tutaj rozwiązania generalnego. Trzeba przyjrzeć się każdej sytuacji z osobna. Dobrze, że człowiek się nawraca, a to, co może w tej sytuacji zrobić, to właśnie „białe małżeństwo”. Wówczas jego sytuacja się zmieni. Będzie mógł przyjmować Komunię św. Bez tej decyzji będzie nadal trwał w stanie grzechu.

 

Czyli chodzi o większy nacisk na ewangelizację, także na etapie przygotowania do małżeństwa? Nawiązuję tutaj do opinii wielu osób, które twierdzą, że kursy przedmałżeńskie są w znacznej mierze pouczeniem o naturalnym planowaniu rodziny.

– Jeden z ojców synodalnych powiedział, że nie udziela sakramentu małżeństwa bez sześciomiesięcznego okresu przygotowania. Najpierw zajmuje się formacją narzeczonych do wiary. Następnie, gdy uzna, że narzeczeni wierzą zgodnie z wiarą Kościoła, udziela im błogosławieństwa ślubnego. U nas to przygotowanie trochę się sformalizowało, ale w innych krajach nie ma go w ogóle. A przecież sakrament małżeństwa to nie tylko obowiązki, ale też przywilej łaski. Bóg umacnia małżonków w budowaniu trwałego związku i rodziny. W religijnym małżeństwie nie są tylko sami małżonkowie, tzn. nie jest ich dwoje, ale troje, bo towarzyszy im Bóg. Przygotowanie do małżeństwa musi więc ukierunkowywać narzeczonych na takie rozumienie sakramentu, które podkreśla żywą obecność Boga w ich życiu. Chodzi o to, żeby nie sprawować sakramentu dla samego rytuału, ale aby narzeczeni chcieli tego, czego pragnie Kościół, tzn. umocnienia ich związku przez łaskę.

 

Czy jest to możliwe do zastosowania w Polsce?

– Kiedy pewien biskup z Grecji zauważył, że przybywają na jedną z wysp jego diecezji narzeczeni, którzy proszą o błogosławieństwo ślubne bez przygotowania, jako turyści, zakazał księżom udzielać takich ślubów. Były takie przypadki, mówił, że osoby, które przyjeżdżały zaledwie trzy dni przed datą ślubu, oczekiwały błogosławieństwa bez żadnego przygotowania. W Polsce jest możliwe większe ukierunkowanie przygotowania do małżeństwa pod kątem wiary, tylko muszą znaleźć się liczni księża, którzy będą tę praktykę konsekwentnie stosować, a następnie pociągać do tego działania innych duszpasterzy. Każdemu księdzu trudno jest zaakceptować fakt, że sakrament małżeństwa zawierają osoby ochrzczone, ale niepraktykujące. Wiemy, że już w czasie kursu można czasem zauważyć, czy narzeczeni chcą oszukać Chrystusa i Kościół, a w końcu samych siebie, czy też nie.

 

Jak powinni postępować księża, którzy podczas wizyt kolędowych odwiedzają domy osób rozwiedzionych, żyjących w związkach cywilnych?

– Najpierw należałoby przyjrzeć się, czy sytuacja danej pary małżeńskiej jest odwracalna. Jeśli nic już nie można zrobić, aby odbudować małżeństwo sakramentalne, akcent powinien być położony na przebaczenie małżonkowi, z którym jest ktoś po rozwodzie. Następnie ksiądz powinien zachęcać do podtrzymania więzi z Kościołem, do trwania na modlitwie i, na tyle, na ile to możliwe, do uczestnictwa w liturgii i niezrywania ze spowiedzią, nawet jeśli nie otrzymają rozgrzeszenia. Mimo rozwodu rodzice winni dbać o chrześcijańskie wychowanie swoich dzieci, aby nie chciały w przyszłości zawierać różnego rodzaju związków z założeniem, że będą one „na próbę”. Jest wiele tematów duszpasterskich, które można poruszyć podczas wizyty kolędowej. Z pewnością jednak nie powinno wtedy być miejsca na potępianie osób. Zresztą taka postawa często skutkuje nienawiścią do księdza, a potem niechęcią do całego Kościoła.

 

Czy po zakończonej pierwszej części synodu mamy już pewne jasne wskazówki, w jaki sposób dostosować nasze duszpasterstwa do współczesnej sytuacji rodzin?

– Większość punktów Relacji, czyli dokumentu, który podsumował prace synodu, domaga się wprowadzenia w życie od razu. Wspominałem już wcześniej, że chodzi przede wszystkim o towarzyszenie narzeczonym i małżonkom. Mamy rozwinięte w Polsce kursy przedmałżeńskie. Nie chodzi tylko o księży i osoby zakonne, o stowarzyszenia pro life, ale także o rodziny, które wspierają się na drodze rozwoju wiary, pomagają sobie i umacniają wierność. Wśród nich powinny się znaleźć rodziny gotowe do pomocy innym rodzinom będącym w trudnych sytuacjach życiowych, tak w sensie materialnym, jak i duchowym.

 

Jakie zadania powinny być podjęte w Kościele, aby oczekiwanie na drugą część synodu nie było jedynie czekaniem, ale czasem twórczym?

– Konferencja Episkopatu winna najpierw zastanowić się nad wskazówkami, które zostały sformułowane w dokumencie zamykającym pierwszą część synodu. Potem potrzebne jest pogłębienie intelektualne. Następnie powinniśmy wyciągnąć odpowiednie wnioski duszpasterskie. Jestem przekonany, że teologowie pastoralni będą mogli szybko opracować program wprowadzania w Polsce zaleceń Relatio Synodi. Chodzi o przepracowanie teoretyczne i praktyczne tematu. A temu wszystkiemu musi towarzyszyć gorąca modlitwa.

 

Czy Ksiądz Arcybiskup uważa, że jest w tym kontekście miejsce na debatę teologiczną?

– Powinny odbywać się sympozja teologiczne. Nie zapominajmy też o przemyśleniu prawa kanonicznego dotyczącego stwierdzenia nieistnienia małżeństwa od samego początku.

 

Czy powinny uczestniczyć w nich również osoby świeckie?

– Kościół to nie tylko księża. W refleksji intelektualnej nad rodziną powinny brać udział osoby świeckie. Chodzi o to, aby wspólnie poszukiwać takiego rozwiązania współczesnych problemów rodziny, aby nie odchodzić od nauczania Ewangelii w imię dostosowania się do wymagań świata. Pamiętajmy, że rozluźnianie dyscypliny sakramentalnej nie napełni kościołów.

 

Ksiądz Arcybiskup kilkakrotnie powiedział, że teraz jest czas, aby poprowadził nas Duch Święty. Gdzie jest miejsce na działanie Ducha Świętego na synodzie, który tworzą ludzie?

– Jest podobnie jak z natchnieniem Pisma Świętego, które również zostało spisane przez ludzi. A jednak wierzymy, że Duch Święty przenikał ich umysły oraz wykorzystał ich wiedzę i talenty do spisania prawdy objawionej. Działanie Ducha Świętego na synodzie jest w pewien sposób analogiczne, ponieważ tutaj też chodzi o ludzi o różnych zapatrywaniach, którzy razem trwają na modlitwie i intelektualnych poszukiwaniach, w trosce, by jak najpełniej wyrazić prawdę objawioną. Ojcowie synodalni muszą mieć otwarte serca i umysły na działanie Ducha Świętego i nie stawiać oporu Jego łasce.        

 

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki