Wiktor Węgrzyn – polski emigrant, pomysłodawca i organizator Rajdu Katyńskiego – razem z ponad setką motocyklistów wrócił w połowie września z wyprawy na Białoruś, do Rosji i na Ukrainę. Byli tam po raz czternasty. – Tak jak co roku, na Ukrainie – podobnie jak na całej trasie – witano nas serdecznie – mówi. – To, że trwa konflikt, widoczne było na granicy rosyjsko-ukraińskiej w Troyebortnoye. To maleńka miejscowość pod Kijowem. Wybudowano tam zapory i ustawiono stanowisko karabinu maszynowego – dodaje Edward Olszowy, kierownik Zakładu Energetyki Cieplnej w Wołominie, uczestnik rajdu od trzech lat. – Wojna była także odczuwalna przez trudno uchwytną atmosferę napięcia, zwłaszcza w miejscowościach, z których ktoś z bliskich zginął w walkach. Nie przeszkadzało to jednak w zachowaniu tradycyjnej, serdecznej atmosfery pomiędzy rajdowcami a miejscową ludnością.
Spotkania w sierocińcach
– Rajd zrodził się z mojej tęsknoty do prawdy – wyjaśnia Wiktor Węgrzyn. – Gdy w latach 90. przyjechałem ze Stanów Zjednoczonych do Polski, zobaczyłem, w jakim kłamstwie żyją Polacy. Czytałem w jakichś badaniach opinii publicznej o tym, że 70 proc. Polaków uważa Jaruzelskiego za patriotę, a gen. Kuklińskiego za zdrajcę. Usłyszałem gdzieś, że kilkanaście procent uczniów liceum zapytanych o Katyń, mówi, że tam Polacy zabijali Żydów. To efekt ponad siedemdziesięciu lat kłamstwa, kiedy to ciągłość historyczna została przerwana. – Wróciłem do Chicago i zastanawiałem się, co mogę zrobić dla odkłamania historii. Wymyśliłem: podróż przez historię na motorach. Kolumna stu ludzi przemierzających Kresy. Pięć kilometrów dudniącej drogi. „Tego nie można nie zauważyć” – pomyślałem. Podczas pierwszego rajdu w 2001 r. (brały w nim wtedy udział 52 osoby) zobaczyliśmy w lesie katyńskim budynek, opisywany w literaturze jako dawna dacza NKWD. Przypuszczalnie zabito tam część polskich oficerów. Okazało się, że w daczy znajduje się sierociniec, który dyrektorka, Rosjanka, pozwoliła zwiedzić. Mieliśmy ze sobą trochę mrugających motocykli zabawek. „Zostawimy to u pani, przekaże pani dzieciom” – mówię do dyrektorki. Odpowiada, że dzieci wrócą za 15 minut, żebyśmy zaczekali i dali sami. „To będzie pierwsza rzecz, którą ktoś dał tym dzieciom i jej nie odbierze, pierwsza ich własność. Niech wiedzą, że otrzymali to od Polaków” – wyjaśniła. Ucałowałem Rosjankę, a za chwilę, gdy dzieci wróciły, miałem okazję zobaczyć, co się dzieje. Wtedy postanowiliśmy, że podczas każdego rajdu chcemy spotykać się z dziećmi w sierocińcach – opowiada Węgrzyn. Przez trzynaście lat każdego roku odwiedzali kilka domów dziecka na trasie, w których przebywają dzieci białoruskie, litewskie, ukraińskie, rosyjskie i polskie. – To są mocne przeżycia dla mnie i dla nich – mówi pan Wiktor.
Śladami zapomnianej historii
Rajd Katyński to podróż przez polską historię, minione stulecia – tak mówią o nim uczestnicy. Dotykają miejsc niezwykłych. Orsza, gdzie równo pięćset lat temu miał miejsce wielki triumf wojsk polsko-litewskich nad Moskalami, Dytjatyn – czyli polskie Termopile, gdzie sześciuset polskich żołnierzy podczas I wojny światowej stawiło czoła trzytysięcznej armii Budionnego, opóźniając jego marsz na Warszawę, a tym samym umożliwiając marszałkowi Piłsudskiemu ratujący ją manewr znad Wieprza. W tym roku byli w Hruszówce, gdzie narodził się niezłomny Rejtan, w Szostakowie – miejscu narodzin Romualda Traugutta i w Kosowie Poleskim – gdzie na świat przyszedł Tadeusz Kościuszko. Od kilku lat odwiedzają Cmentarz Doński w Moskwie, gdzie znajdują się symboliczne mogiły gen. „Niedźwiadka” Okulickiego, ostatniego komendanta głównego Armii Krajowej i Jasiukowicza, ministra w rządzie emigracyjnym. Obaj zmarli w sowieckich więzieniach rok po wojnie. Odwiedzają miejsca spoczynku przyjaciół Polaków: Bułata Okudżawy i Włodzimierza Wysockiego. – Jeździmy do memoriału Butowo pod Moskwą, gdzie znajdował się poligon tajnej policji komunistycznej Czeka, działającej w latach 1917–1922. Leżą tu prawdopodobnie setki tysięcy inteligencji rosyjskiej – wyjaśnia Wiktor Węgrzyn, swobodnie korzystając z wiedzy zdobywanej na emigracji podczas spotkań z dowódcami II wojny światowej i z nieocenzurowanych publikacji. Ostatnio, na prośbę Episkopatu, odwiedzili też pola bitewne, na których polskie rycerstwo broniło chrześcijańskiej Europy. W zeszłym roku byli m.in. w Chocimiu (Ukraina) i w Wiedniu (Austria), w tym roku m.in. w Warnie (Bułgaria) – w 570. rocznicę bitwy, pod Cecorą (Rumunia) i pod Parkanami (Słowacja) – gdzie miesiąc po Wiedniu Sobieski rozniósł otomańską armię. – Myślę, że na tym zakończymy wyjazdy na południe – mówi Węgrzyn i dodaje: – Naszym celem są Kresy.
Wspólny hołd zmarłym
– O zbrodni katyńskiej wiedziałem sporo – mówi Piotr Wiszniewski, uczeń II klasy liceum w Warszawie i najmłodszy tegoroczny uczestnik rajdu. – Jednak to, że zobaczyłem na własne oczy tak dużą liczbę nazwisk na pomniku i na żeliwnych płytkach dookoła cmentarza w Katyniu, zrobiło na mnie o wiele większe wrażenie, niż gdybym czytał tylko o tym w książkach czy czasopismach – dodaje Piotr. W miejscach masowej zagłady rajdowcy modlą się, zapalają znicze i kładą kwiaty także na sąsiadujących z polskimi kwaterami cmentarzach prawosławnych. Często w towarzystwie prawosławnego księdza, niekiedy – jak w Charkowie – z udziałem miejscowych władz. – W Katyniu, Miednoje, Charkowie i Bykowni, gdzie obok polskich oficerów leżą zamordowani wyznania prawosławnego, składamy wieńce z napisem „Szlachetnym – ofiarom ludobójstwa komunistycznego – polscy motocykliści” – wyjaśnia Węgrzyn.
Z wizytą u Polaków
Elementarze Kocham Polskę, zbiory polskich wierszy dla dzieci, artykuły sportowe, kalendarze, słodycze i zabawki. W sumie około 4–5 ton darów, które rozdają na Wileńszczyźnie, Białorusi, w Rosji i na Ukrainie. – Otrzymujemy je z całej Polski, od zakładów pracy, instytucji, parafii, osób prywatnych – mówi Edward Olszowy, kierownik Zakładu Energetyki Cieplnej w Wołominie, który wraz z Dominiką i Hubertem Gardzińskimi, małżeństwem trzydziestolatków, zajmuje się organizacją darów na Rajd Katyński. Zbieranie darów dla Wschodu to spory wysiłek, który w ciągu roku podejmują organizatorzy rajdu. – Kilkanaście osób utrzymuje kontakt ze sponsorami i zajmuje się składowaniem i segregacją przedmiotów dla konkretnego ośrodka. Ważne jest, by do każdego trafiło to, co potrzebne. – Chcemy w ten sposób sprawiać radość – dodają organizatorzy.
Na wysokim i niskim szczeblu
– Spotykaliśmy się z prezydentami miast, ich zarządami. Witały nas orkiestry i parady – mówi Wiktor Węgrzyn. – Przykładowo w Chmielniku prezydent miasta, jak co roku, zorganizował nam wspaniałe przyjęcie, witając nas wraz z miejscowymi motocyklistami już kilkanaście kilometrów przed miejscowością. W Kamieńcu Podolskim spotkaliśmy się z prezydentem i zarządem miasta. W Winnicy zaproszono nas na odsłonięcie tablic upamiętniających zabicie przez NKWD 9 tys. ofiar różnych narodowości, w tym polskiej i ukraińskiej. W uroczystości uczestniczyli miejscowy biskup, gubernator i polski konsul. Na trasie, zarówno w Rosji, jak i na Ukrainie, dziennikarze telewizyjni i prasowi przeprowadzają wywiady.
– Na Ukrainie od Żytomierza na zachód zaczyna się festiwal polskości – wspomina Edward Olszowy. – W Chmielnickiem i w Gródku Podolskim było w tym roku odsłonięcie ufundowanych przez nas pomników papieża Jana Pawła II (dwóch z 11 odsłoniętych od początku rajdu). Tłumy, dzieciaki w regionalnych strojach, Kozacy w tradycyjnych kozackich strojach, gubernator, nasz konsul. Przywitali nas brawami – mówi Edward Olszowy. – Ja na to reaguje zażenowaniem, to jest nienależne – dodaje. – Przecież my czerpiemy od siebie wzajemnie. My dodajemy im sił i czerpiemy z ich patriotyzmu. – Wśród zwykłych ludzi spotykamy się z niezwykłą życzliwością. Podobnie ze strony władz – mówi Węgrzyn. – Polityka dzieje się niejako nad ich głowami.