Zaczynali w kontenerach
Historia Dzieła Pomocy św. Ojca Pio rozpoczyna się w 1999 r. Na furcie braci kapucynów przy Loretańskiej w Krakowie ubodzy i potrzebujący zawsze otrzymywali pomoc. Funkcjonowała tu Kuchnia św. Łazarza i łaźnia. Bazą pomocy były kontenery, które stanęły w klasztornych ogrodach. Pięć lat później, aby pomagać bardziej kompleksowo, Dzieło Pomocy św. Ojca Pio uzyskało status organizacji pożytku publicznego. W jego tworzenie zaangażowały się osoby świeckie, wspomagając braci zarówno w bezpośredniej posłudze ubogim, jak i w pracach biurowych i księgowych, niezbędnych w sprawnym funkcjonowaniu organizacji w przestrzeni publicznej.
Kroki milowe
Milowym krokiem w działalności Dzieła była budowa i uruchomienie Centrum Pomocy, a właściwie jego pierwszej części. To był 2010 r., gdy osoby bezdomne mogły już w godnych warunkach korzystać z punktu konsultacyjnego i poradni psychiatryczno-psychologicznej. Niezliczone są inicjatywy, które podjęło centrum. Wymieńmy tutaj choćby takie, jak: Rodzinne Spotkania, Dyskusyjny Klub Filmowy „Loretanin”, Klub Sportowy PIOrun, warsztaty edukacyjne, Spotkania przy dzbanie. Osoby bezdomne i najuboższe mogą tutaj także korzystać z poradni, która ma chrześcijański charakter – posługują w niej psychologowie, psychoterapeuci, lekarz psychiatra, ale również duchowni. – Nasza poradnia to skromna próba wyjścia naprzeciw bolączkom tych, którzy w szalonym tańcu codzienności zorientowali się, że nie ogarniają własnego życia – mówi o. Robert Cielicki, kapucyn posługujący w poradni.
Zaspokoić doraźne potrzeby
Druga część Centrum Pomocy została uruchomiona przy ul. Smoleńsk 4 przed rokiem. Ulokowano tutaj łaźnię, pralnię, magazyn odzieży, ambulatorium, w którym posługują lekarze ze Stowarzyszenia Lekarze Nadziei, oraz jadłodajnię prowadzoną przez siostry felicjanki. Tu zaspokajane są podstawowe potrzeby bezdomnych i ubogich. By móc działać dalej (pomagać w sferze socjalnej, zawodowej, prawnej, psychologicznej i duchowej), najpierw trzeba zaspokoić doraźne potrzeby. Sposób, w jaki działa Dzieło przy ul. Smoleńsk, dobrze relacjonuje jeden z podopiecznych, Marcin: – W Dziele pomoc jest konkretna. Mieć gdzie się umyć i móc wyprać rzeczy to konkret. A potem będzie już łatwiej… bo chciałbym zdobyć pracę, wynająć pokój i przejechać się po mieście własnym samochodem, tak dla przyjemności – opowiada.
Dokonaliśmy wielkich rzeczy
Z dyrektorem Dzieła Pomocy św. Ojca Pio o. Henrykiem Cisowskim
ROZMAWIA PAWEŁ PIWOWARCZYK
Już dekadę Dzieło Pomocy niesie pomoc potrzebującym. Jak można podsumować ten czas?
– To czas przejścia od planów, od pomysłów do konkretnych działań – czas weryfikacji tego, co czuliśmy, że jest prawdziwym pomaganiem potrzebującemu człowiekowi. W krótkim czasie dokonaliśmy naprawdę rzeczy niesamowitych – nie bójmy się tego powiedzieć. Wierzę głęboko, że jest to działanie Bożej Opatrzności, Boga, któremu drogi jest człowiek bezbronny i słaby – ta biblijna kategoria wdów i sierot. Wszystko działo się i ciągle dzieje się tak szybko.
Czy przez ten czas wypracowaliście w Dziele najlepsze metody i formy pomocy, jakimi można obdarować bezdomnych?
– Myślę, że był i jest to czas dojrzewania: ciągle się uczymy, ciągle weryfikujemy nasze sposoby działania – jesteśmy mądrzejsi niż parę lat temu, dużo pewniejsi obranej drogi – widząc jej dobre owoce. Czy wypracowaliśmy najlepsze metody? Nie ma czegoś takiego… nie ma gotowego pakietu pomocowego dla człowieka przygotowanego przez Dzieło Pomocy – bo każde spotkanie z człowiekiem jest bardzo indywidualne, jego historia, problemy, uwarunkowania nie są do siebie podobne i stąd propozycje czy rozwiązania są dla każdego bardzo indywidualne i niepodobne do siebie.
Jakie wyzwanie stają przed Dziełem na kolejne lata?
– Przed nami kolejne marzenie, które się powoli urzeczywistnia: gospodarstwo rolne, miejsce gdzie – wierzymy – będą pracować i żyć osoby, które nie zmieściły się w naszym nastawionym na wydajność i tempo świecie. Podobnie formuła mieszkań wspieranych, gdzie osoby uczą się samodzielnego życia – mamy dwa takie mieszkania, przybywają nam kolejne, podobnie jak przybywa osób, które usamodzielniły się, przechodząc tą drogą. To jest kierunek, w którym chcemy podążać.
Bezdomni chcą pracować
Kamila Dyszyńska, doradca zawodowy
– Sukcesy w pracy z bezdomnymi? Są wtedy, gdy osoba bezdomna korzysta z kompleksowego wsparcia całego zespołu, a więc doradcy zawodowego, pracownika socjalnego, psychoterapeuty i braci zakonnych. Poszukiwanie, zdobywanie i utrzymanie zatrudnienia pracy przez osoby wychodzące z bezdomności to długa i ciężka praca. Podjęcie zatrudnienia jest niezbędnym elementem do usamodzielnienia się osób bezdomnych, dlatego dajemy z siebie wszystko. W Dziele mówimy podopiecznym, że szukanie zatrudnienia to praca na cały etat, a jeśli ktoś szuka aktywnie, to musi się udać. W punkcie poszukiwania pracy pomagamy osobom, które się do tego kwalifikują. Ważne jest, żeby osoba bezdomna miała bezpieczne schronienie – by przebywała w miejscu, które pozwoli jej wychodzić do pracy, a zarazem w którym może po pracy odpocząć. Niezbędne jest też posiadanie dokumentu tożsamości. Osoby, którym pomagamy w aktywizacji zawodowej, muszą zachowywać abstynencję i być w takim stanie zdrowia, który pozwoli im podjąć pracę. Zdajemy sobie sprawę, że nie są to proste wymagania.
Dla naszych podopiecznych mamy kilka form wsparcia. Pomagamy poszukiwać pracy w specjalnym punkcie, gdzie można korzystać z komputera, telefonu i prasy. Wspierają w tym wolontariusze. Uczymy obsługi komputera. Dodatkowo, każdy może liczyć na pomoc doradcy, który pomoże w wyborze pracy, doradzi w podjęciu decyzji o przekwalifikowaniu itp. Rozwijajmy współpracę z pracodawcami, których wciąż poszukujemy. Rozmowy nie należą do najłatwiejszych, ale bywa, że niektóre firmy zaskakują nas swoją pomysłowością czy też cierpliwością. Nasi podopieczni trafiają do zaprzyjaźnionych pracodawców głównie z branży ogrodniczej, sprzątającej czy ochroniarskiej.
Osoby, którym udało się podjąć pracę, mogą uczestniczyć w grupie wsparcia „Przystanek Praca”, pomagającej przetrwać momenty kryzysu w pracy, podjąć kluczowe decyzje. Warto podkreślić, że osoby bezdomne chcą pracować i stereotypowe jest myślenie, że wszystkie osoby bez domu są uzależnione od pomocy społecznej. Zdarza się jednak, że osoby bezdomne podejmujące zatrudnienie są wykorzystywane – bywa, że nie otrzymują zapłaty albo za wykonaną pracę jest im wypłacane nieadekwatne wynagrodzenie.
Ważny pierwszy kontakt
Anna Drewniak koordynująca pracę pralni, łaźni i garderoby
– Pomoc, którą świadczymy, umożliwiając korzystanie z łaźni, garderoby i pralni, skierowana jest do osób bezdomnych i zagrożonych bezdomnością, ale robimy wyjątki, np. dla osób, które nie mają łazienki w domu. Łaźnia działa przez cztery dni w tygodniu (czwartek jest dniem przeznaczonym na prace techniczne, we wskazanym czasie korzystają z łaźni mężczyźni, których jest zdecydowana większość, a o innej porze kobiety). Osoby chcące skorzystać z łaźni i pralni rejestrują się wcześniej. Wszystko po to, by każdemu zapewnić komfort korzystania, by unikać kolejek, które wprowadzałyby niepokój. Mamy też zasady – do budynku nie mogą przychodzić osoby nietrzeźwe czy pod wpływem środków psychoaktywnych. Druga zasada to być kulturalnym i budować przyjazną atmosferę.
Codziennie z łaźni korzysta ok. 60 osób (jedna osoba może korzystać raz w tygodniu). W każdy dzień spotykamy się tu z innymi osobami. Wspiera nas wielu wolontariuszy (w całym Dziele jest ich ponad stu). Tutaj bezdomni mają zazwyczaj pierwszy kontakt z Centrum Pomocy. Działamy dyskretnie, bo wiemy że w większości przypadków osoby bezdomne są zniechęcone do pomocy zinstytucjonalizowanej. Tworzymy dla nich przyjazne środowisko i odpowiadamy na potrzeby, które są dla nich ważne, a w odpowiednim momencie sugerujemy im, jak jeszcze mogą skorzystać z tego miejsca, i kierujemy do odpowiednich osób. Mamy możliwość nawiązania relacji z osobami, które regularnie korzystają z łaźni. To pomaga przy rozwiązaniu konfliktów.
W łaźni pracuję od roku i muszę przyznać, że to jest moje miejsce… nie było dnia, żeby nie chciało mi się tu przyjść. Więcej tutaj dostaję, niż daję, mimo że praca jest wymagająca. Ludzie się nam odwdzięczają. Nie zawsze możemy pochwalić się spektakularnymi sukcesami i cudownymi historiami. Jednak bezcenne jest, gdy jedna z podopiecznych, która przychodziła tutaj w stanie błogosławionym, przyszła po jakimś czasie do nas tylko po to, żeby przedstawić swojego syna – Jasia. Piękne jest uczucie, gdy nasz podopieczny chorujący na nowotwór za każdym razem, gdy idzie do szpitala, informuje nas gdzie i na jak długo. On wie, że może na nas liczyć, że go odwiedzimy. Nie możemy go zawieść.