Kto i ile dostaje od Polaków. W ciągu dekady liczba Polaków wspierających organizacje dobroczynne 1 procentem od podatku zwiększyła się ponad sto razy: z 80 tys. w 2004 r. (kiedy po raz pierwszy mogliśmy go podarować) do 11 mln osób w 2012 r., które przekazały ponad 457 mln zł. Wciąż jednak są olbrzymie rezerwy. Swój 1 procent przekazuje obecnie zaledwie ok. 40 proc. uprawnionych.
Pomocowi giganci. Kontrowersje budzi to, że ponad 55 proc. całej kwoty przekazanej organizacjom pożytku publicznego w 2012 r. trafiło do zaledwie 50 organizacji. Oznacza to, że tak jak w poprzednich latach, niecały procent organizacji pożytku publicznego kumuluje ponad połowę środków przekazywanych w ramach 1 procenta. Co więcej, co roku to niemal dokładnie te same organizacje. Co gorsza, kiedy porównuje się dane z ostatnich lat można mieć wrażenie, że różnica między „pierwszą pięćdziesiątką” a resztą organizacji się zwiększa. Organizacją, która w ubiegłym roku (rozliczenia podatkowe za 2012 rok) otrzymała najwięcej z 1 procenta podatku była po raz kolejny Fundacja Dzieciom „Zdążyć z pomocą”, na której konto wpłynęło ponad 117 mln zł. Na drugim miejscu była Fundacja Pomocy Osobom Niepełnosprawnym „Słoneczko” z kwotą ponad 15 mln zł, a na trzecim Avalon – Bezpośrednia Pomoc Niepełnosprawnym – ponad 8 mln zł.
Skąd się bierze fenomen tych, którzy zbierają najwięcej? Organizacje wiedzą, że najwięcej można zebrać, tworząc podopiecznym subkonta. Wtedy rodzina, znajomi czy sąsiedzi, do których dotarła prośba o pomoc dla konkretnej osoby, przekazują pieniądze właśnie na jej rachunek. Według mniejszych organizacji dobroczynnych, subkonta nie do końca oddają ideę jednego procenta. Ciężar zbierania pieniędzy z organizacji przesuwa się na rodzinę potrzebującego. Najskuteczniejsi są ludzie, którzy w otoczeniu mają sporo zamożnych osób, pozostałym jest trudniej – argumentują ich przedstawiciele. Na ten problem zwracają też uwagę politycy, zarówno rządzącej koalicji, jak i opozycji. W ich opinii w zamierzaniu 1 procent miał wzmacniać przede wszystkim małe, lokalne organizacje. Tymczasem większość pieniędzy zdobywają organizacje duże, o wysokim budżecie, dysponujące wsparciem mediów i zaangażowaniem celebrytów. Tym samym to, co miało wyrównywać szanse, stało się mechanizmem budowania nierówności.
Najwięcej dostaje ten, kto się reklamuje. Polacy rzadko wpłacają na małe, lokalne fundacje, wybierają te pokazywane w telewizji, które obracają milionami. Telewizja zapewnia im „darmową” reklamę, dzięki której pozostają w pamięci telewidzów-podatników. Na przykład bombardująca swoich telewidzów reklamami Fundacja TVN „Nie jesteś sam” zebrała w ubiegłym roku niemal 5 mln zł. Obowiązujące przepisy nie zabraniają OPP finansowania z 1 procenta kampanii reklamowych, nie ma w tej sprawie żadnych limitów. Jak informuje „Gazeta Prawna”, organizacje te płacą krocie na kampanie reklamowe, aby podatnicy wsparli ich działalność. Niektóre wydają w tym celu połowę tego, co zebrali! Na przykład Fundacja „Rosa”, działająca na rzecz poprawy warunków edukacji dzieci, zebrała od podatników 6,6 mln zł. Aż 3,2 mln zł z tej sumy poszło na sfinansowanie kampanii informacyjnej zamiast na realizację celów statutowych. Czyli co druga złotówka trafiła do kieszeni rynku reklamy. Podobnie 50 proc. środków na reklamę wydała Fundacja Ewy Błaszczyk „A kogo?”. Nawet Stowarzyszenie Rodziców na rzecz Pomocy Szkołom „Przyjazna szkoła” na reklamę przeznaczyło ponad 755 tys. zł, czyli 16 proc. z zebranych ponad 4,7 mln zł.