Wspomnienia Jadwigi Janickiej z Kowala
Święto Bożego Miłosierdzia obchodzone 27 kwietnia 2014 r. przejdzie do historii jako bardzo ważne wydarzenie w dziejach Kościoła i całego świata. W tym dniu nasz rodak – papież słowiański bł. Jan Paweł II wraz z bł. Janem XXIII zostaną wpisani w poczet świętych. Oni mocą Ducha Świętego przyczynili się do zmiany oblicza ziemi.
Ilekroć wypadają ważne chwile związane z postacią bł. Jana Pawła II, natychmiast sięgam po wiersz Juliusza Słowackiego Pośród niesnasków – Pan Bóg uderza… Treść tę poznałam dopiero wtedy, gdy na stolicę Piotrową powołano z „dalekiego kraju” kard. Karola Wojtyłę z Krakowa. Ktoś bliski składając mi życzenia imieninowe przez telefon, odczytał „przepowiednię” wieszcza narodowego napisaną 130 lat przed 16 października 1978 r. Tu nadmienię, że były to moje pierwsze imieniny po śmierci męża. Odtąd uroczystość św. Jadwigi Śląskiej przeżywam głęboko wzruszona, gdyż wtedy wypada rocznica wyboru Jana Pawła II. Fakt ten przyjmuję jako wielki, przechodzący wszelkie oczekiwania dar Opatrzności. Dzięki niemu wdowi smutek zmalał.
Od razu zaczęłam „kolportować” utwór wśród rodziny, bliższych i dalszych znajomych. Przed pierwszą pielgrzymką papieża Polaka do ojczyzny, czytając go po wielokroć, snułam różne refleksje. Zadawałam sobie pytanie, w jaki sposób okaże się moc „byliśmy ten Pański dźwignęli świat”. Pojęłam to wkrótce 2 czerwca 1979 r. Wtedy na placu Zwycięstwa w Warszawie stanął – wśród oczekującej, rozmodlonej rzeszy rodaków – Ojciec Święty, papież „Słowiański/ ludowy brat” i głosem płynącym z głębi serca modlił się do Boga: „Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi. Tej ziemi!”.
Wcześniej, bo w marcu 1979 r. ujrzałam „na żywo” Jana Pawła II na placu św. Piotra odmawiającego „Anioł Pański”. Wówczas usłyszałam zapowiedź ukazania się encykliki Redemptor hominis. Poruszyło mnie to wielce. Wszak w niej Autor podkreślił, że „człowiek jest drogą Kościoła”. Autorem zaś był papież, dla którego Pan Bóg pośród „niesnasek” uderzył „w ogromny dzwon” i „dla Słowiańskiego oto papieża otworzył tron”.
Niemal podczas każdej pielgrzymki do Polski Jan Paweł II powoływał się na swoje słowiańskie pochodzenie. Myślę, że najmocniej podkreślił to w Kielcach w czasie czwartej wizyty apostolskiej w Polsce. Tam głosząc katechezę na temat czwartego przykazania, w bardzo emocjonalny sposób przypomniał to, że aby dzieci mogły czcić swoich rodziców, same muszą być najpierw przyjęte jako Boży dar. W tej wypowiedzi czuło się mocne podkreślenie praw Kościoła do wypowiadania się w kwestiach moralnych. W moim odczuciu poeta natomiast w swym wierszu obronę ładu moralnego wyraził, pisząc, że papież słowiański „wszelką z ran świata wyrzuci zgniłość/ Robactwo, gad”. Jan Paweł II w homilii, jak gdyby tłumacząc swe uniesienie, zaznaczył: „Dlatego mówię tak, jak mówię, ponieważ to jest moja matka, ta ziemia! To jest moja matka, ta Ojczyzna! Nie trzeba mocniejszej deklaracji o swym pochodzeniu”.
Po śmierci papieża ponownie odczytałam wiersz Słowackiego. Znalazłam w nim odwołanie do słów: „Moc mu pomoże sakramentalna/ Narodów stu/ Moc ta przez duchy będzie widzialna/ Przed trumną tu”. Pokazały to przewracające się karty Ewangeliarza złożonego na trumiennym wieku. Podmuch wiatru zamknął księgę, ale nie zamknął tej Ewangelii, którą Ojciec Święty pisał swoim życiem w ludzkich sercach. Czynił od pierwszych chwil swego pontyfikatu. Słowa „Nie lękajcie się, otwórzcie drzwi Chrystusowi!” wypowiedziane 22 października 1978 r. na placu św. Piotra wznieciły ogromną nadzieję wśród narodów wszystkich kontynentów.
Również odbywająca się w niedzielę 1 maja 2011 r. beatyfikacja sługi Bożego Jana Pawła II jawiła się dla mnie jako wielkie nadzwyczajne wydarzenie zapowiedziane w proroczej wizji: „Wnętrze kościołów on powymiata/ oczyści sień”.
Wiersz Juliusza Słowackiego zawsze mam „pod ręką”. Przy różnych okazjach odczytuję go, przekazuję kopię tym, którzy chcą ją mieć. Utwór wieszcza przepisany na specjalnej karcie stanowi jedną z domowych pamiątek. Oprócz tego w mojej rodzinie z pietyzmem przechowywane są różne cenne przedmioty związane z „naszym” Ojcem Świętym. Wśród nich są obrazki z Janem Pawłem II i medale okolicznościowe przywiezione przeze mnie z Rzymu w marcu 1979 r. Z należną czcią brane do rąk papieskie różańce. Otrzymali je moi synowie, którzy podczas trzeciej pielgrzymki papieża do Ojczyzny organizowali służbę porządkową w katedrze łódzkiej. Tam też papież pocałował moją wnuczkę. Ona 18 lat później 2 kwietnia 2005 r. modliła się w łódzkiej bazylice w intencji zmarłego Papieża.
W mojej rodzinie panuje przekonanie, że Jan Paweł II dał światu wielką nadzieję. On pokładał głęboką ufność w tajemnicę Bożego Miłosierdzia. Mówią o tym doniosłe wydarzenia w dziejach Kościoła i ludzkości. 30 kwietnia 2000 r., w II niedzielę wielkanocną kanonizował w Rzymie sekretarkę Jezusa Miłosiernego – św. Faustynę. A w roku 2002 konsekrował sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Krakowie-Łagiewnikach. Tam Miłosierdziu Bożemu zawierzył świat. Powiedział przez to wszystkim, że ufność Bogu daje całej ziemi siłę, otuchę, pokrzepienie, nadzieję.
Przeto proroczo Juliusz Słowacki wieścił, że słowiański papież „Boga pokaże w twórczości świata/ Jasno jak dzień.”
Wspomina Teresa Kozlowska-Maciejewska z Gniezna
10.10.1982 r. Rzym. Ojciec Święty Jan Paweł II dokonuje uroczystego aktu kanonizacji bł. Maksymiliana Marii Kolbego. Wspaniała uroczystość. A nazajutrz spotkanie papieża z Polakami. Było nas kilka tysięcy.
Aula Pawła VI. Papież idzie środkiem sali, wchodzi na scenę, a my stoimy… Nagle zaczynamy śpiewać, jak to my – Polacy: „Sto lat, sto lat!”, a Ojciec Święty jednym ruchem podniesionej ręki przerywa nam, mówiąc: „My, Polacy, lepiej zaśpiewajmy «Ojcze Nasz»”. Cała sala śpiewa.
Znowu cisza. Nasz papież zwraca się do przedstawicieli rządu polskiego, mówiąc, a właściwie krzycząc: „Idąc wśród rodaków, widziałem w ich oczach łzy, ale nie były to łzy radości… Mój naród nie zasłużył sobie, by płakać!”. Wielki człowiek. Dobry człowiek. Wielki patriota.
Audiencja dalej przebiegała spokojnie. Było nam dobrze, bardzo dobrze – tak jak w domu rodzinnym u Ojca. Miałam to szczęście, że wraz z przedstawicielem z Bydgoszczy składaliśmy Ojcu Świętemu życzenia, podając bukiet polskich kwiatów (suszek) i prezent. Papież do nas mówił, było nam bardzo dobrze, ale co mówił?! To było wielkie przeżycie, byliśmy tak blisko Świętego Człowieka.
Wychodziliśmy z audiencji jako ostatni, za nami gwardia szwajcarska. Zaduma. Cisza.
Od tamtej audiencji minęły 32 lata, a ja często powracam do niej myślami i widzę płomiennego orędownika praw człowieka. Modlę się za jego wstawiennictwem.
W kościele Błogosławionego Bogumiła w Gnieźnie mamy piękny ołtarz – Ojciec Święty Jan Paweł II siedzący na tronie. Gdy przebywałam w szpitalu, często wyobrażałam sobie, że jestem przed tym ołtarzem. To przecież on ustanowił 11 lutego Światowym Dniem Chorego. Jan Paweł II jest moim niedoścignionym wzorem, po prostu świętym.
[fot. img262.jpg
zdjęcie z tej audiencji – b. kiepskie, robiliśmy skan, jeśli w ogóle dajemy, to malutkie]
Wspomina Kazimierz Pospieszny z Gniezna
Z wielkim wzruszeniem wspominam moją pierwszą pielgrzymkę do Rzymu do Ojca Świętego Jana Pawła II. Wybrałem się na nią z moim starszym (już nieżyjącym) bratem, ks. Edwardem, który był wówczas proboszczem w parafii farnej w Kościanie.
Brat zorganizował pielgrzymkę parafialną do Rzymu w dniach od 12 do 21 maja 1981 r.,
w której wraz ze mną brały udział 102 osoby. Nie zapomnę chwil spędzonych na placu św. Piotra 13 maja 1981 r. Wszyscy oczekiwaliśmy na spotkanie z Ojcem Świętym. Ja podczas audiencji miałem wręczyć Janowi Pawłowi II bochenek chleba z Wielkopolski. Wiadomo, że tego nie uczyniłem, bo przebieg wydarzeń tamtego historycznego już dzisiaj dnia był zupełnie inny.
Mój brat, ks. Edward, pasjonował się obrazami wykonanymi z ziaren zbóż z wizerunkiem Matki Boskiej Częstochowskiej. Taki obraz, zrobiony ze słomki i nasion, mieliśmy ze sobą tego dnia na placu św. Piotra i naszym pragnieniem było ofiarować go podczas audiencji Ojcu Świętemu. Na tym obrazie, dokładnie na płaszczu MB Częstochowskiej, zostały ułożone z ziarenek grochu litery SOS, które jakże okazały się wymowne. Obraz w chwili zamachu znajdował się przed tronem papieskim. Cała nasza grupa znajdowała się w pierwszym sektorze. Gdy się dowiedzieliśmy, co się wydarzyło, zaczęliśmy się modlić. Ojciec Kazimierz Przydatek, który opiekował się pielgrzymami, kazał nam postawić obraz na tronie papieskim, więc to uczyniliśmy, i rozpoczęliśmy modlitwę różańcową o uratowanie życia Ojca Świętego Jana Pawła II. Przed naszą grupą ustawiono mikrofon, tak aby wszyscy zgromadzeni na placu mogli razem się modlić. W tej modlitwie i w skupieniu trwaliśmy do godz. 21.00. Trudno mi nawet opisać, co tego dnia przeżyłem – wielką rozpacz, wielką niewiadomą, ale i wielką wiarę i nadzieję. Przecież będąc na placu, trwaliśmy w zupełnej niewiedzy o los Ojca Świętego.
Następnego dnia po zamachu przekazaliśmy obraz jako dar ofiarny podczas Mszy św. odprawianej w bazylice św. Piotra w intencji uratowania życia Jana Pawła II.
Obraz ten nosi nazwę Świadek zamachu i obecnie znajduje się w Domu Polskim w Rzymie.
Ponieważ nie było mi dane spotkać się 13 maja z naszym umiłowanym Ojcem Świętym, postanowiłem pojechać do Rzymu jeszcze raz.
W Roku Jubileuszowym 2000 ponownie znalazłem się na placu św. Piotra. Tym razem pielgrzymami opiekował się o. Hejmo. 8 listopada 2000 r. podczas audiencji generalnej podprowadził mnie do Ojca Świętego, mówiąc: „To jest świadek zamachu na Ojca Świętego”. Ja trzymałem w ręku fotografię przedstawiającą obraz MB Częstochowskiej umieszczony na tronie papieskim w dniu zamachu. Ojciec Święty długo wpatrywał się w to zdjęcie, a potem patrząc na mnie, powiedział: „To żeście się dobrze modlili, że żyję” i pobłogosławił, robiąc znak krzyża na moim czole. To spotkanie trwające krótko, może kilka minut, było dla mnie wielkim przeżyciem. Bardzo się wzruszyłem, a jednocześnie przepełniała moje serce ogromna radość, że spotkałem papieża zdrowego i uśmiechniętego.
Tak więc spełniło się moje marzenie z dziecięcych lat, aby pojechać do Rzymu i zobaczyć papieża. Niektórzy może będą ciekawi – skąd takie marzenie?
Otóż, mój dziadek Marcin Maćkowiak był w Rzymie 15 maja 1931 r. z okazji 40. rocznicy ogłoszenia Rerum novarum z pielgrzymką, którą prowadził ks. Czesław Michałowicz, sekretarz generalny Związku Katolickiego Towarzystwa Robotników Polskich w Poznaniu. Gdy regularnie razem udawaliśmy się do kościoła w Komornikach, gdzie dziadek był kościelnym, a ja ministrantem, opowiadał mi o swojej pielgrzymce do Wiecznego Miasta. Z pielgrzymki dziadek przywiózł pamiątkę, którą jest zdjęcie św. Weroniki, opatrzone pieczęcią watykańską. Mam je dziś w swoim albumie. Dla całej naszej rodziny, a dla mnie szczególnie, jako małego chłopca, wyjazd dziadka był wielkim wydarzeniem.
Często wracam myślami do tamtych chwil. W pokoju na ścianie wisi obraz, stanowiący niejako wzorzec obrazu, który zawieźliśmy papieżowi. W tym roku skończyłem 86 lat i codziennie dziękuję Bogu za chwile smutku i radości, za to, że mogłem spotkać się z Naszym Umiłowanym Ojcem Świętym Błogosławionym Janem Pawłem II.