Bóg stworzył człowieka – Adama: mądrego, silnego, pracowitego – pełnego; nic mu nie brakowało. Miał swoją towarzyszkę – Ewę: piękną, zaradną, gospodarną, bogatą w uczucia – pełną; nic jej nie brakowało. I takich gotowych do walki o królowanie dobra w sobie i wokół siebie Bóg wysłał na świat, gdzie byli kuszeni przez diabła. Co dalej?
Próba trudna i bolesna, a co gorsze, zakończona totalną porażką. Pycha pokonała zmysły, zazdrość zniszczyła rozwagę, zdrada pokonała miłość, a potem to już cała nawałnica: kłamstwa, oszczerstwa, brak poczucia winy, zrzucanie odpowiedzialności i jeszcze gorzej: nienawiść i morderstwa; wiara przepadła. Kompletna klęska.
Bóg stał się człowiekiem. Piękno, harmonia, siła, delikatność, miłość, ład, rozwaga, oddanie, pracowitość, poświęcenie – pełnia w Jezusie. Gotowego do walki wyprowadził Duch na pustkowie. I tam był kuszony przez diabła. Co dalej?
Próba trudna i bolesna, bo dotykająca głębi istoty Jezusa, dotykająca Jego człowieczeństwa i tajemnicy Bóstwa, ale na szczęście zakończona sukcesem; wiara odzyskana. Totalne zwycięstwo.
Mamy dwie historie, dwa wzory, dwa przykłady i dwie możliwości, jak postąpić. Bez wchodzenia w szczegóły, każdy wierzący i logicznie myślący na wstępie zdecyduje, że wybiera dobro, zwycięstwo, sukces i szczęście. Przecież nikt nie chce przegrywać, nikt nie chce być zły. I to jest początek – decyzja, dalej to codzienne wybory, codzienna walka, upadki, porażki i powstawania. Zwycięstwo i pełne szczęście przyjdzie na sam koniec. W międzyczasie jest życie, szarość, zwyczajność.
Pokusa ubrana w suknię dobra
Ewangeliczna perykopa kuszenia Jezusa na pustyni uczy nas, jak żyć i jak wybierać. Spróbujmy się w nią zagłębić. To nic, że czyniliśmy to już wiele razy, że akurat ten fragment znamy prawie na pamięć. Przecież Słowo Boga jest zawsze nowe, zawsze świeże, to nie są odgrzewane pierogi czy odsmażane ziemniaki. Słowo Boga żyje i działa, tylko trzeba tego chcieć, otworzyć serce, a nowość olśni nas całkowicie i bardzo zachwyci.
Czterdzieści dni i czterdzieści nocy postu i modlitwy Jezusa na pustyni to czas konkretny i dany w określonym celu. Czy Jezus odczuwał brak, pustkę, czy i Jego dosięgło poczucie bezsensu? Co z zimnem w nocy i upałem za dnia? Co z ludzkimi potrzebami, co z głodem i pragnieniem? Ewangelista zanotował, że po upływie tych dni Jezus zaczął odczuwać głód. Jak więc było? Czy modlitwa Jezusa była tak intensywna, a pobyt na bezkresnym pustkowiu pomógł całkowicie zatopić się w Ojcu tak, że zapomniał o potrzebach ciała? Wydaje się nam to wręcz niemożliwe, bo przecież sama myśl – Wielki Post, Środa Popielcowa, Wielki Piątek – wywołuje w nas bunt i skurcz żołądka: znów umartwienie, znów wyrzeczenie. No i przecież właśnie wtedy kiełbasa najładniej pachnie, a wyobraźnia podsuwa widoki cudownych potraw. Dobrze, że dla równowagi znamy życiorysy wielu świętych, choć całkiem zwykłych, z krwi i kości, ludzi, którzy umieli okiełznać zmysły, podporządkować ciało duchowi, dla których post nie był niczym nadzwyczajnym.
Szatan przychodzi do Jezusa w momencie, który uznał za najbardziej odpowiedni – gdy Jezus odczuł ciężar ciała, poczuł swoją słabość. Z czym przychodzi? Z tym co zawsze, z tym, co zwiodło Adama i Ewę: z pokusą ubraną w suknię dobra. Bochenek chleba, uratowanie przed upadkiem i zranieniem czy przyklęknięcie – to przecież samo w sobie nic złego. Dopiero włączenie w kontekst wydarzeń, zrozumienie celu tej subtelnej pokusy i konsekwencji złego wyboru uświadomią złośliwość i przebiegłość szatana, który chce jednego: upadku i zniszczenia człowieka i Boga.
Trzy pokusy jak świat stare: jedzenie, władza, pieniądze – zaspokojenie ciała pod każdym względem, pycha, bo przecież jestem kimś i wreszcie kłamstwo, że cokolwiek do mnie należy, że mam prawo posiadania.
Zaspokojenie ciała
Głód przeszkadza każdemu w normalnym funkcjonowaniu, nawet w myśleniu. A co dopiero, gdy został on spotęgowany czterdziestodniowym postem. I wtedy, przed oczyma Jezusa, szatan rozwija wizję chleba, ale przecież – tylko chleba, więc czegoś podstawowego. Chciałoby się powiedzieć: dlaczego nie? Przecież po takim wyrzeczeniu odrobina zwykłego chleba się należy. Czy dla Syna Bożego zamienienie kamienia w pachnący, świeży bochenek byłoby jakimś problemem? Oczywiście, że nie. Gdyby chciał zadbać o swój żołądek, o swoje potrzeby, to w ogóle nie wybrałby się na pustynię, a jeśli już by tak zrobił, to z odpowiednim zapleczem. Przecież nakarmienie tysięcy ludzi kilkoma bochenkami chleba nie było dla Jezusa problemem. Spektakularne czy drobne cuda nigdy nie mogą jednak dokonać się z powodu pomysłów szatana, bo to oznaczałoby przegraną. Jezus doskonale o tym wie, Jezus zna podstępną mentalność szatana. Pod zasłoną bochenka chleba kryje on bowiem pokusę zaspokojenia wszelkich potrzeb i żądz, wszędzie i zawsze. Z tym przyszedł do Jezusa i z tym przychodzi do każdego człowieka.
Pokusa zaspokojenia głodu i zaspokojenia ciała zaczyna się od zwykłego bochenka chleba, a przerodzić się może w obżarstwo i brak umiaru, konsumpcję ponad miarę, wyrafinowane gusta podniebienia, uwielbienie swojej fizyczności, upiększanie na siłę, postawienie ciała ponad duszę; różne formy nierządu, cudzołóstwa, pornografii, pragnienie wygody i całkowite odrzucenie nawet najmniejszego bólu i cierpienia, zatracanie siebie i rodziny w materii. Bóg dał nam ciało, ale i duszę, więc jesteśmy integralną całością cielesno-duchową. Ciało ma swoje prawa, ale nie może dominować, bo dojdzie do zniszczenia istoty człowieczeństwa.
Szatańska perfidia
„Wtedy wziął Go diabeł do Świętego Miasta, postawił na narożniku świątyni i rzekł Mu: «Jeśli jesteś Synem Bożym, rzuć się w dół»” (Mt 4, 5–6a). Szatan chciał, aby Jezus udowodnił prawdziwość słów Pisma Świętego i potwierdził, że nic Mu nie się nie stanie, bo gwarantuje Mu to treść Pisma Świętego – aniołowie będą go ochraniać. Cóż za dbałość o prawdę w szatańskim wydaniu! Jezus swoim czynem ma zaświadczyć, że Biblia nie kłamie, że Bóg nie kłamie, a przy okazji ma potwierdzić swoją wyjątkowość i wybranie. Cóż za perfidia szatańska. Wykorzystać treści Świętej Księgi, Słowa Boga, aby zaszkodzić misji Zbawiciela, a wszystko przykryte piękną szatą troski o to, by się Jezus objawił i aby nie odniósł uszczerbku na zdrowiu. Z tym przyszedł do Jezusa, z tym przychodzi do każdego człowieka.
I jeszcze pycha, bo przecież jestem kimś wyjątkowym. Nikt nie ma prawa wydawać mi poleceń, sam o wszystkim decyduję, nie będę ustępować, bo to ja mam rację, mam władzę, należy mi się ochrona, szacunek. Moje zdrowie jest ważne, mam prawo do wypoczynku. Gwarantuje mi to Pismo Święte, bo jestem stworzony na obraz samego Boga. Owszem, każdy jest wyjątkowy, ale dlatego, że jest Dzieckiem Boga. I to jest wielkość człowieka.
Oddaj mi jeden pokłon, a cały świat ze swoim bogactwem będzie twój. Tutaj szatan rzucił wszystko na jedną szalę, bo wiedział, że przegrywa. Postąpił bezsensownie, proponując oddanie tego, co nie było jego, a wręcz przeciwnie: było i jest Boga – Stwórcy i Pana wszystkiego. Z tym przyszedł do Jezusa, z tym przychodzi do każdego człowieka.
Jeden pokłon, drobny mały czyn wykonany na polecenie szatana, ale za to potem wszystko już będzie idealne; bogactwo i co tylko człowiek zapragnie, będzie jego. To jest kłamstwo wmawiane człowiekowi – że świat, teraźniejszość, majątek, rodzina są jego. Człowiekowi może się zdawać, że posiada to czy tamto i może tym rozporządzać, a zapomina, że jest zaledwie włodarzem, zarządcą dóbr, których Panem jest Bóg.
Potrzeba pustyni
Adamowi i Ewie – pierwszym ludziom się nie udało. Przegrali. Pokusa okazała się zbyt silna. Kolejny Adam – Jezus pokazał pełną klasę prawdziwego zwycięzcy: idź precz, szatanie! Teraz czas na dzisiejszych Adamów i Ewy – na każdego z nas.
Szatan i jego słudzy nie próżnują. Chcą wciągnąć w swoje sidła każdego człowieka. Podszepty szatańskie, najczęściej ubrane w piękną suknię, to codzienność i Jezus o tym dobrze wie, dlatego sam poddał się doświadczeniu kuszenia. Wskazał jednak wyraźnie, jak postąpić, aby nie przyniosło ono przegranej, lecz zwycięstwo. Aby tak właśnie kończyło się każde kuszenie, potrzeba postu, modlitwy, samotności – tego sam na sam z Bogiem; potrzeba pustyni i wyciszenia wśród hałasu i zabiegania; trzeba, by dotknął nas wyraźny brak czegokolwiek albo i wszystkiego; potrzeba przestrzeni, w której się można zatracić, aby w efekcie spotkać Boga i z Nim zwyciężać.