Po słabym starcie polskich sportowców podczas ubiegłorocznych igrzysk olimpijskich w Londynie, szefowa resortu sportu zapowiedziała radykalne zmiany w sposobie finansowania poszczególnych dyscyplin oraz wprowadzenie autorskiego programu naprawczego. I słowa rzeczywiście dotrzymała. Tyle tylko, że przedstawione przez nią kilka dni temu założenia reformy wzbudziły z miejsca olbrzymie kontrowersje. „To nie reforma – to pogrzeb polskiego sportu” – grzmią krytycy.
Głównym założeniem reformy Joanny Muchy jest podział na dyscypliny strategiczne i na te mniej ważne. Od zakwalifikowania do konkretnej kategorii ma być zaś uzależniona wysokość finansowania danej dyscypliny z budżetu państwa. Minister sportu zapowiada, że chce stawiać na te sporty, które rokują największe szanse na sukcesy oraz mają odpowiedni potencjał i najlepsze plany rozwoju. „Związki sportowe muszą odzwyczaić się od otrzymywania środków finansowych na obecnych zasadach. Finansowanie będzie przeznaczone na wyraźnie i ściśle określone zadania i po spełnieniu określonych warunków” – podkreśliła Mucha.
Jakie dyscypliny mają być traktowane priorytetowo? Ano takie, które wskaże sama minister Mucha. W grupie strategicznych (czyli tzw. złotych) sportów „indywidualnych” znalazło się dziewięć dyscyplin: kajakarstwo, kolarstwo, lekkoatletyka, narciarstwo, pływanie, podnoszenie ciężarów, wioślarstwo, zapasy i żeglarstwo. Natomiast strategiczne sporty drużynowe to koszykówka, piłka ręczna, siatkówka i piłka nożna. Te dyscypliny mogą zatem liczyć na dotacje państwowe na obecnym poziomie. Wyjątkiem jest lekkoatletyka, kajakarstwo i wioślarstwo, których budżety zostaną zmniejszone o 10 proc. W przypadku reszty dyscyplin cięcia będą jeszcze większe – od 20 do 30 proc. Najgorzej mają sporty nieolimpijskie, które stracą 50 proc. dotacji, a od 2014 r. w ogóle przestaną być finansowane z budżetu państwa. „Do tej pory sposób podziału środków był historyczny, często oderwany od rzeczywistości. Nie było systemu promowania prężnych sportów, a odpowiedzialność za wynik była rozmyta”– argumentowała Mucha, zapowiadając, że nowy program ruszy jeszcze w tym roku.
Plan Rostowskiego
Wszystko to brzmi bardzo pięknie, ale diabeł jak zwykle tkwi w szczegółach. Zacznijmy od tego, że w planie minister Muchy żadna dyscyplina sportowa nie otrzyma więcej pieniędzy niż do tej pory. A skoro niektóre sporty stracą część swojego dotychczasowego finansowania, to co się stanie zaoszczędzonymi w ten sposób pieniędzmi? Największy krytyk poczynań minister Muchy, poseł PiS Jan Tomaszewski, stwierdził nie bez racji, że ten projekt pisał chyba minister Jacek Rostowski. Trudno bowiem mówić o jakiejkolwiek reformie i rozwoju polskiego sportu, skoro przewiduje się głównie cięcia. Przykładowo „strategiczna” lekkoatletyka dostanie 10 proc. mniej pieniędzy niż do tej pory, podobnie jak -–uznane za „ważne” – biathlon, judo, łyżwiarstwo szybkie, strzelectwo sportowe, szermierka i tenis. Jeszcze więcej, bo aż 20 proc. obecnego dofinansowania stracą dyscypliny „mało ważne”: badminton, boks, gimnastyka, łucznictwo, tenis stołowy i jeździectwo. „Nigdy nie dorównamy takim potęgom jak Rosja czy Kanada, ale obawiam się, że decyzja ministerstwa może nas całkowicie pozbawić szans na rywalizację z krajami ze średniej półki i uniemożliwi rozwój najbardziej obiecującym łyżwiarzom” – komentował plan reformy prezes Polskiego Związku Łyżwiarstwa Figurowego Zenon Dagiel.Wątpliwości wzbudza także sama selekcja – dlaczego na przykład w priorytetowej grupie znalazło się kolarstwo, które od lat nie odnosi właściwie żadnych sukcesów (jeśli nie liczyć jednej Mai Włoszczowskiej), za to po macoszemu potraktowano biathlon, łyżwiarstwo szybkie, tenis stołowy i hokej na lodzie – wszystkie dyscypliny o wieloletniej tradycji i historycznych sukcesach naszych sportowców, cieszące się nadal dużą popularnością wśród kibiców? „Dlaczego mamy rezygnować z finansowania mniej popularnych dyscyplin? Przecież i w nich możemy mieć talenty na miarę olimpijskich medali. Czy medale Roberta Korzeniowskiego w chodzie sportowym czy Sylwii Bogackiej w strzelectwie są mniej wartościowe od zdobytych przez Justynę Kowalczyk w biegach narciarskich?” – pytał słusznie dziennikarz Mirosław Zubkiewicz na portalu internetowym interia.pl. Podobnych pytań i wątpliwości są dziesiątki, ot choćby dlaczego jako kryterium wyboru przyjęto sukcesy w ostatnim roku? Czyżby zapomniano, że w sporcie, jak w życiu, obowiązuje zasada „raz na wozie, raz pod wozem”? Centralnie planowana, centralnie przeprowadzana reforma, zakładająca centralne zarządzanie polskim sportem – jeśli to nie jest komunizm, to naprawdę nie wiem, co innego może nim być…
Podział niektórych dyscyplin według planu minister Muchy:
Sporty olimpijskie:
sporty strategiczne (grupa złota) – kolarstwo, narciarstwo, pływanie, podnoszenie ciężarów, zapasy, żeglarstwo – utrzymanie dotychczasowych środków; lekkoatletyka, kajakarstwo i wioślarstwo – o 10 proc. mniej środków.
sporty ważne (grupa srebrna) – biathlon, judo, łyżwiarstwo szybkie, strzelectwo sportowe, szermierka, tenis – o 10 proc. mniej środków.
sporty mało istotne (grupa brązowa) – badminton, boks, gimnastyka, łucznictwo, tenis stołowy, jeździectwo – o 20 proc. mniej środków.
sporty o minimalnym znaczeniu (poza podium) – akrobatyka sportowa, curling, golf, łyżwiarstwo figurowe, pięciobój nowoczesny, sporty saneczkowe, taekwondo, triathlon – o 30 proc. mniej środków.
Sporty zespołowe:
grupa I – koszykówka, piłka ręczna, siatkówka, piłka nożna – wysokie finansowanie.
grupa II – hokej na trawie, hokej na lodzie, rugby – zmniejszenie finansowania seniorów.