To wielki paradoks, że centralna prawda Ewangelii – idea darmowego, Bożego miłosierdzia i przebaczenia grzechów, idea niewysłowionej łaskawości Boga, z takim trudem przebija się do naszej świadomości.
Jeśli Chrystus swoje słowo i całe posłannictwo nazwał Ewangelią, co się tłumaczy jako „Dobra Nowina”, to właśnie ze względu na te słowa: „Bóg tak umiłował świat, że dał swojego Syna Jednorodzonego, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne”. „Łaską bowiem jesteście zbawieni przez wiarę, a to pochodzi nie od was, lecz jest darem Boga”. Można by przytaczać wiele podobnych cytatów, które nie pozostawiają cienia wątpliwości, co znajduje się w centrum nauki Jezusa i chrześcijaństwa.
Darmowy dar miłości
A jednak ta najważniejsza prawda Objawienia – i w czasach apostolskich, i w epoce reformacji, i dziś – zawsze budziła pewne kontrowersje i jakby opór chrześcijan. Z trudem mieści się nam w głowie, że zbawienie może dostać się człowiekowi za darmo, bez żadnych zasług z naszej strony. Bóg daje nam zbawienie, bo jest miłosierny, jest bogaty w miłosierdzie, jest samym miłosierdziem, a nie dlatego, że się nam ono należy, bo na to zasłużyliśmy. Trudność przyjęcia i zaakceptowania tej prawdy wynika chyba z tego, że jest to sprzeczne z całym naszym doświadczeniem i lekcją, jakiej udziela nam świat. Uczy on, że w życiu nie ma nic za darmo, że za wszystko trzeba płacić: albo w sposób jawny i konkretny, albo w sposób zakamuflowany, a wtedy zwykle cena jest jeszcze bardziej wygórowana.
Przez całe wieki prawda o darmowości zbawienia – czyli właśnie o Bożym miłosierdziu – była osłabiana, wypaczana, „rozcieńczana” i „uzupełniana” poglądami o konieczności rozmaitych ludzkich zasług: obrzezania, przestrzegania prawa, dobrych uczynków, osobistych ofiar, różnorakich wysiłków i zabiegów – jakby w obawie, że nie da się jej zaakceptować w czystej postaci: że zbawienie może być za darmo, bo po prostu Bóg tak bardzo nas umiłował. Może po to Bóg powołał św. Faustynę i podyktował jej Dzienniczek, może po to Jan Paweł II napisał kiedyś Dives in misericordia, by przypomnieć nam prawdę o Bogu bogatym w miłosierdzie, by odkryć dla nas na nowo pełną wymowę i sens Ewangelii.
W świecie, w którym za wszystko trzeba płacić, gdzie trzeba walczyć o byt, gdzie ludzie muszą ze sobą rywalizować i ścigać się, gdzie liczą się osiągnięcia, rekordy, sukcesy, gdzie niczego nie dostanie się za darmo, w tym świecie prawda o darmowym darze miłości jest najlepszym lekarstwem na nasze lęki, nerwice i wyrzuty sumienia. W miejsce lęku – zaufanie, w miejsce nerwów – pokój, w miejsce poczucia winy – przebaczenie. Człowiek, który aktem wiary otworzy się na Boga i przyjmie dar Jego miłości i przebaczenia, zostaje przemieniony i uzdrowiony, a jego życie radykalnie zmienia kierunek, tak że możemy mówić o autentycznym nawróceniu.
Przemiana życia
Znakiem takiego autentycznego nawrócenia jest najpierw zmiana sposobu myślenia. Człowiek, który sam zazna niezasłużonej dobroci, również będzie umiał taką bezinteresowną dobroć okazywać innym. Co prawda przypowieść o dwóch dłużnikach pokazuje, że niestety nieraz może być inaczej, ale tym bardziej zobowiązuje nas ona do przemiany sposobu myślenia i życia. Darmowość i hojność Bożego daru nie oznacza bynajmniej, że wszystko należy się nam za darmo. Bóg nie musi nam niczego dawać, ale chce dać, a my powinniśmy z pokorą, ufnością i wdzięcznością ten dar przyjąć, właśnie jako niezasłużony dar.
A to oznacza, że sami również powinniśmy dawać dary innym, dzielić się otrzymanymi dobrodziejstwami. Właśnie w ten sposób – poprzez okazywanie łaskawości i miłosierdzia – możemy stawać się doskonali tak, jak Ojciec nasz niebieski jest doskonały. A po wtóre: nieskończona dobroć Boga nie oznacza nieskończonej pobłażliwości i nieograniczonej tolerancji, lecz przeciwnie: powinna być przez nas rozumiana i traktowana jako stanowcze zobowiązanie do przestrzegania Bożych zasad. Człowiek, który doświadczył miłosierdzia wie, że trzeba okazać Bogu ufną uległość i posłuszeństwo – nie ze strachu, ale z miłości, wdzięczności i wierności prawdzie.
Być świadkiem miłosierdzia
Prawda o Bożym miłosierdziu nie może więc pozostać tylko w sferze teologicznych teorii, katechizmowego nauczania, kaznodziejstwa i kultu. Musi przeniknąć do naszej praktyki życia wiary. Słowo musi stać się ciałem, to znaczy musi się „ujawnić” poprzez sposób postępowania. Słowo potrzebuje świadków, którzy by je nie tylko głosili ustami, lecz ukazywali jego moc i owoce. Na pewno takim świadkiem jest Siostra Faustyna, Jan Paweł II i pewnie wielu spośród nas. Ale czy świadectwo to jest wystarczające, by przeciwstawić się zgiełkliwemu wołaniu świata przemocy, reklamy, mody, rywalizacji, dominacji pieniądza? Czy głos Kościoła – ten z ambon, konfesjonałów, kancelarii parafialnych i z codziennego przykładu życia milionów wiernych – będzie wyrazistym i zrozumiałym dla wszystkich głosem miłości, czy też jeszcze jednym z odgłosów, jakie docierają do nas ze strony świata?