Z myślami jest inaczej. Przychodzą nie wiem skąd. Czasem odrzucę je od razu, innym razem zostają w głowie chwilę dłużej. Nie zawsze umiem rozróżnić granicę między pokusą, natręctwem a grzeszną myślą.
Łukasz
Drogi Łukaszu!
Życie chrześcijanina to przede wszystkim życie w Bożej łasce, przenikającej całego człowieka, ogarniającej jego duszę i ciało, a więc czyny, słowa i myśli, pragnienia i usiłowania. Zadaniem, jakie otrzymaliśmy od dobrego Boga, jest pomnażanie Jego łaski, życie w komunii z Bogiem i braćmi.
Istnieje jednak niestety także grzech przeciwstawiający się życiu łaski we wszystkich możliwych wymiarach. Grzech popełniony w myśli może być równie poważny, jak ten popełniony uczynkiem czy mową. Ciężar grzechu mierzy się bowiem nie w zależności od jego faktycznego skutku, ale biorąc pod uwagę intencję działającego, a także przedmiot czynu (lub zamierzenia) i okoliczności, w jakich wystąpił. Kreśląc ramy nowotestamentalnej moralności w Kazaniu na górze, Jezus mówił właśnie o znaczeniu myśli, które mogą prowadzić do grzechu. Decyzja o działaniu (bądź niedziałaniu) zapada przecież właśnie w sferze myśli. Sam czyn jest tylko jej wykonaniem, spełnieniem, zewnętrznym efektem. I choć odpowiedzialność przed prawem ma miejsce po zaistnieniu skutku (nawet jeśli skutkiem tym były jedynie skonkretyzowane plany), to odpowiedzialność w sumieniu ponosimy już za same myśli o grzechu.
Pokusa jest elementem zewnętrznym narzucającym się niekiedy, ale nie angażującym ludzkiej woli. O natręctwach mówimy z pozycji psychologii. Grzeszne myśli natomiast są domeną sumienia. Za ich podtrzymywanie i rozwijanie (przez co pokusa staje się grzeszną myślą) jesteśmy odpowiedzialni. Przystępując do sakramentu pojednania, winniśmy się z nich spowiadać.