Logo Przewdonik Katolicki

Z perspektywy partii

dr Konrad Białecki
Fot.

W ocenie ówczesnych władz partyjno-państwowych wprowadzenie stanu wojennego zostało przyjęte przez większość zarówno duchownych, jak i wiernych z daleko idącym niezadowoleniem. Zachowanie księży monitorowane było wówczas systematycznie i we wszystkich częściach kraju. Na przykład w Poznaniu.

W ocenie ówczesnych władz partyjno-państwowych wprowadzenie stanu wojennego zostało przyjęte przez większość – zarówno duchownych,  jak i wiernych – z daleko idącym niezadowoleniem. Zachowanie księży monitorowane było wówczas systematycznie i we wszystkich częściach kraju. Na przykład w Poznaniu. 

 

Nie da się ukryć, że władze z niepokojem oczekiwały reakcji Kościoła katolickiego najpierw na wprowadzenie stanu wojennego, a następnie na wynikające z niego posunięcia o charakterze represyjnym. Edmund Kędzierski, dyrektor poznańskiego Wydziału ds. Wyznań, odnotował po 13 grudnia 1981 r. szybko pogarszające się nastroje księży. Wśród biskupów za najbardziej niechętnego władzom uważał biskupa gnieźnieńskiego Jana Michalskiego, natomiast za główny ośrodek kontestacji działań Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego uznał klasztor oo. Dominikanów w Poznaniu. Odnotował, że odbywają się w nim wykłady, spotkania, szczególnie w ramach duszpasterstwa akademickiego, w trakcie których głoszone są treści godzące we władze. Podobne zjawisko miało mieć miejsce na lekcjach religii, gdzie niektórzy katecheci „zajmują się polityką i w sposób wysoce nieodpowiedzialny wypowiadają się przed młodzieżą na temat władzy, jej organów itp.”. Kędzierski zauważył też jednoznacznie wrogą postawę jezuity o. Czesława Białka, który w jednym z kazań porównał ZOMO do Gestapo, dodając, że jest to porównanie niesprawiedliwe wobec Gestapo, gdyż gestapowcy nie zabijali swoich rodaków. Duchowny ten uznał też, że „w stanie wojennym szatan zapanował w Polsce najpełniej, czego przykładem jest człowiek zajmujący najwyższe stanowisko państwowe”. Zdaniem dyrektora Wydziału ds. Wyznań tego typu głosy należały jednak do rzadkości, a „większość księży nie wypowiadała się i zachowała milczenie. (…)”.

 

Nie pozwolić na współpracę podziemia z Kościołem

Przedstawiciele różnych organów władz nie tylko obserwowali reakcje duchownych, ale starali się m.in. poprzez bezpośrednie rozmowy z księżmi spacyfikować ewentualnych niezadowolonych. Tylko do końca października 1982 r. odbyło się aż 900 takich spotkań, w tym z dziesięcioma biskupami. W poznańskim Wydziale ds. Wyznań z zadowoleniem odnotowano, że „na skutek ciągłego oddziaływania władz świeckich na postawy księży i biskupów, Arcybiskup Jerzy Stroba przeprowadził rozmowy z administratorami parafii, a ci z kolei z księżmi, którzy negatywnie występowali z ambon, aby korygowali swoje wystąpienia, gdyż kościół nie jest miejscem do politykowania”. Zauważono jednak, „że nie wszyscy księża się temu podporządkowują”.

Wydaje się, że zasadniczą linię postępowania różnych organów władz partyjno-państwowych, zarówno w okresie stanu wojennego, jak i po nim, najlepiej ujął 22 czerwca 1982 r., w czasie odprawy dyrektorów wydziałów ds. wyznań, ówczesny kierownik Urzędu ds. Wyznań, prof. Adam Łopatka, słowami: „generalna nasza linia, to nie pozwolić na zjednoczenie reakcji politycznej z Kościołem”. Uzupełniając, dodał: „Konstytucyjne zasady przestrzegamy i przestrzegać będziemy; wolność sumienia i wyznania, równość wszystkich wyznań, rozdział Kościoła od Państwa i Kościoła od szkoły. Opozycja chce się przykleić do Kościoła. Na to nie możemy sobie pozwolić, trzeba osłony Kościoła”. Zastrzegał przy tym, że „oczywiście w walkę z Kościołem nie powinniśmy wkraczać. Rząd byłby ostatnim, który wkraczałby w tą walkę. (…). W przeszłości prowadziliśmy taką walkę i bilans jej wyszedł niekorzystnie dla nas (…) Tłumaczył również, że nie internowano wspierających „Solidarność” księży, aby nie dawać Kościołowi argumentu męczeństwa. Z praktycznych porad dotyczących kierunków działania w najbliższym czasie sugerował, że „trzeba też pokazywać inne wyznania, aby nie ukazywać, że Polska jest jednowyznaniowa, oczywiście bez przesady, ale trzeba, aby były widoczne inne wyznania”.

 
Kościół jako  zwolennik dialogu
Mimo podejmowanych przez przedstawicieli władz wysiłków, jesień 1982 r. nie przyniosła uspokojenia nastrojów wśród duchowieństwa województwa poznańskiego. Przywoływany już wcześniej dyrektor Wydziału ds. Wyznań Edmund Kędzierski raportował w listopadzie tego roku swoim przełożonym w Warszawie, że „biskupi poznańscy i gnieźnieńscy nie akceptują utrzymywania się stanu wojennego”. Jak pisał, „Zarówno duchowni jak i wierni Kościoła Rzymskokatolickiego podzielają też przekonanie o zasługach <<Solidarności>> w usuwaniu nieprawidłowości i wynaturzeń władzy. (…) Są za uwolnieniem uwięzionych w stanie wojennym oraz za amnestią dla ukrywających się”. Sami biskupi poznańscy i gnieźnieńscy mieli być, wedle tego samego sprawozdania, w ślad za prymasem Glempem, zwolennikami ugody społecznej i uważać, że „wszystko powinno się załatwiać przy stole, w rozmowach, dialogu”. Byli też przeciwni „anarchii i nieposzanowaniu prawa”. Jednocześnie jednak Edward Kędzierski zaobserwował daleko idącą wstrzemięźliwość hierarchów w odniesieniu do PRON czy innych inicjatyw wspierających działania rządzących. Jak wynikało z obserwacji podległych mu urzędników, coraz częściej zaczęto w trakcie Mszy św. przywoływać pamięć „Solidarności”.
Pomimo tych obserwacji dyrektor poznańskiego Wydziału ds. Wyznań kończący się rok 1982 „w zakresie spraw wyznaniowych i stosunków Państwo–Kościół” ocenił jako poprawny, choć pojawiły się pewne niepokojące sygnały. Ale zauważył też, niepokojące z perspektywy urzędnika państwa promującego marksistowsko-leninowskie spojrzenie na religię, zjawiska: „Kościół Rzymskokatolicki stawia w stosunku do wierzących coraz to większe wymagania w zakresie wychowania w duchu chrześcijańskim, czyni każdego wierzącego odpowiedzialnym za znajomość i obronę prawd wiary oraz za pełne utożsamianie się z nim, płynące z przekonania o ich słuszności i wartości”. Ogromną wagę zaczęto także przywiązywać do katechizacji oraz duszpasterstwa dzieci i młodzieży. Z zaniepokojeniem odnotował, że tego typu działania wiązały się z próbą wymuszania na aparacie państwowym, pod pozorem przestrzegania umów międzynarodowych podpisanych przez PRL, rozwiązań gwarantujących katolickie wychowanie dzieciom.
 
Impregnowani na „zarazki” komunizmu
Na marginesie warto zauważyć, że taktyka stosowana w latach 80. przez biskupów do złudzenia przypomina tę spod znaku Walentego Dymka, arcybiskupa poznańskiego z lat 1946–1956, kiedy to nie wchodzono w bezpośrednie zwarcie z władzą, unikano sytuacji konfliktowych, ale równocześnie stawiano na umacnianie „katolickiego ducha narodu”. Wydaje się, że była to też linia programowa prymasa Stefana Wyszyńskiego, wypływająca z przekonania, że jeśli Polacy będą na co dzień żyli zgodnie z zasadami Ewangelii, to staną się niejako impregnowani na „zarazki” komunizmu, a przy tym przezwyciężą patologie społeczne, takie jak pijaństwo czy brak poszanowania dla pracy.
Przedstawiciele władz, co zrozumiałe, ze szczególnym zainteresowaniem wsłuchiwali się w słowa abp. Jerzego Stroby. Po spotkaniu w lutym 1983 r. z ówczesnym wojewodą poznańskim Marianem Królem z zadowoleniem odnotowano, że wyraża się on pozytywnie o działaniach rządzących, które jego zdaniem miały się zachowywać rozsądnie i niepochopnie. W czasie tego spotkania arcybiskup mówił też o sobie jako o zwolenniku dialogu. Jednak, jak zauważył piszący sprawozdanie z tej wizyty urzędnik, po całej serii uprzejmości pod adresem władz abp Jerzy Stroba poprosił o realizację bardzo konkretnych postulatów: interwencję w sprawie trzech aresztowanych osób, a także pomoc w sprawie dwóch budowanych kościołów: na osiedlach Rusa i Jana III Sobieskiego. Na uwagę, że władze prosiłyby, aby wpłynął na jezuitę ks. Czesława Białka i oo. Dominikanów, arcybiskup odpowiedział, że nie ma na nich większego wpływu i ma z nimi te same problemy co władze państwowe. Na przykładzie tego spotkania można zauważyć charakterystyczny rys kontaktów abp. Stroby z przedstawicielami władz. Poznański hierarcha celował w tworzeniu tzw. dobrej atmosfery, wzywał do dialogu, nie szły jednak za tym jakieś konkretne ustępstwa. Dopiero w późniejszym czasie, w połowie lat 80., pod wpływem wyraźnych nalegań, dokonał kilku roszad personalnych w stosunku do księży szczególnie drażniących władze. Za to metodycznie domagał się kolejnych ustępstw ze strony przedstawicieli państwa, zazwyczaj w sferze budownictwa sakralnego. Jak się wydaje, wynikało to z głębokiego przeświadczenia abp. Stroby, że prawdziwa „walka o rząd dusz” rozegra się na świeżo pobudowanych bądź będących w budowie wielkich osiedlach mieszkaniowych, których mieszkańcy nie mieli zazwyczaj w pobliżu żadnej świątyni.
 
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki