Czytana dziś perykopa ewangelijna XIV Niedzieli Zwykłej prowadzi nas do Nazaretu. Jezus odwiedza miasto, gdzie się wychował, spędził dzieciństwo i młodość. Tu przeżył 30 lat ukrytego życia.
Stąd wyruszył do palestyńskich wiosek i miast z misją nauczania, objawiania Boga Ojca przez słowa i czyny. W czasie publicznej działalności nie zapomniał o rodzinnych stronach. Odwiedza Nazaret, zachodzi do synagogi, by nauczać. Wśród swoich spotyka go zawód, rozczarowanie. Mieszkańcy Nazaretu przyjmują Jego słowo podejrzliwie, z niedowierzaniem. Jezus dziwi się ich niedowiarstwu, rezygnuje z czynienia cudów. Do niewiernych słuchaczy kieruje słowa pełne bólu i żalu: „Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych i w swoim domu może być prorok tak lekceważony” (Mk 6, 4).
Postawa mieszkańców Nazaretu nie była czymś wyjątkowym. Już prorocy Izraela spotykali się z dezaprobatą ze strony ludu. Przykładem jest prorok Ezechiel. Z pierwszego czytania dowiadujemy się, do jakich ludzi posłał go Bóg: „Synu człowieczy, posyłam cię do synów Izraela, do ludu buntowników, którzy Mi się sprzeciwiali. Oni i przodkowie ich występowali przeciwko Mnie aż do dnia dzisiejszego. To ludzie o bezczelnych twarzach i zatwardziałych sercach” (Ez 2, 3–4). Niełatwo było prorokowi wśród takich ludzi pełnić misję, otrzymaną od Boga. Wiemy z historii Izraela, że i inni prorocy wiele wycierpieli od swoich rodaków. Ich misja spotykała się często z niezrozumieniem, dezaprobatą, a niekiedy nawet męczeństwem, jak to miało miejsce w przypadku św. Jana Chrzciciela czy św. Szczepana.
Starożytny świat pogański znał też przypadki odrzucenia misji ludzi sprawiedliwych. Przykładem może być filozof grecki Sokrates, którego odrzucił własny naród, a po śmierci postawił mu pomnik. Norwid wyraził dobitnie tę nieszczęsną historię w słowach: „Coś ty Atenom zrobił Sokratesie, że ci ze złota statuę lud niesie, otruwszy pierwej”.
Patrząc dziś na Chrystusa, którym pogardzają mieszkańcy rodzinnego Nazaretu, myślimy o współczesnym świecie i naszym życiu. Zauważamy, że powtarza się w jakimś wydaniu tamta nazaretańska sytuacja. Potwierdzają się słowa z Janowej Ewangelii o Słowie, które stało się Ciałem, które „przyszło do swojej własności, a swoi Go nie przyjęli” (J 1, 11). Zauważamy, że Chrystus ma dziś niewielką tylko grupę uczniów w Ziemi Świętej, tam, gdzie się urodził, nauczał, umarł i zmartwychwstał. Bolejemy nad tym, gdy pielgrzymujemy do ziemskiej Ojczyzny Jezusa, gdy widzimy, jak w miejscach przez Niego uświęconych, żyją dziś agnostycy, ateiści czy wyznawcy innych religii.
Chrystus jest dziś pogardzany przez dyrygentów kontynentu europejskiego, którzy próbują zaprowadzać nowy porządek życia publicznego, bez religii, bez chrześcijaństwa. Czyż nie jest to smutne, że Europa przez tyle wieków chrześcijańska, stała się dziś najbardziej zlaicyzowanym kontynentem świata, gdzie jest najwięcej agnostyków, liberałów i ateistów. Jest to bardzo niepokojące, gdyż to właśnie tego pokroju dyrygenci narodów, gardzący Bogiem, przysporzyli Europie w XX w. tyleż cierpienia i nieszczęścia. Słusznie martwimy się, gdy widzimy, jak ludziom z katolickim rodowodem zamyka się dziś drogę do ważnych stanowisk społecznych. Smutne jest to, że w mediach promuje się tak często aborcję, eutanazję, małżeństwa homoseksualne, ruchy feministyczne. Niepokoimy się, że Telewizja Trwam ciągle jeszcze nie ma miejsca na cyfrowym multipleksie. Mówimy otwarcie, że nie mamy nic wspólnego z nietolerancją, antysemityzmem, rasizmem, homofobią, o co nas posądzają wrogowie Kościoła. „Tam, gdzie jest Bóg, tam jest przyszłość” – powtarza Ojciec Święty Benedykt XVI.
Bp Ignacy Dec, biskup świdnicki