Logo Przewdonik Katolicki

(Bez)płatna opieka medyczna?

Małgorzata Szewczyk
Fot.

Nowelizacja ustawy o działalności leczniczej wywołała falę nieporozumień i wiele wątpliwości. Nawet specjaliści mają kłopoty z interpretacją przepisów. I tym razem jednak sprawdziło się stare powiedzenie: jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze.

Nowelizacja ustawy o działalności leczniczej wywołała falę nieporozumień i wiele wątpliwości. Nawet specjaliści mają kłopoty z interpretacją przepisów. I tym razem jednak sprawdziło się stare powiedzenie: jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze.

 

Nasz system ochrony zdrowia jest jednym z najgorszych w Europie. To niby nic nowego. W niedawno opublikowanych wynikach badań w międzynarodowym rankingu usług medycznych zajęliśmy 27. pozycję na 33 badane kraje, a sytuacja ta niestety ciągle się pogarsza. Według autorów badania najgorzej wypadają u nas: dostęp do nowoczesnych leków, wysoka umieralność na raka oraz czas oczekiwania na wizytę i na zabiegi w szpitalu. Rzeczniczka resortu zdrowia Agnieszka Gołąbek, komentując ranking, powiedziała PAP, że kondycję systemu ma poprawić wprowadzenie w życie m.in. ustawy refundacyjnej oraz ustawy o działalności leczniczej. „Cały czas trwają w resorcie prace nad kolejnymi rozwiązaniami, które zapewnią m.in. lepszy dostęp pacjentów do opieki zdrowotnej oraz lepszą jakość usług medycznych” – zaznaczyła.

 

 

Pacjent = królik doświadczalny

Przyzwyczailiśmy się, że Ministerstwo Zdrowia co jakiś czas wprowadza zmiany, które teoretycznie mają poprawić sytuację w służbie zdrowia. Teoretycznie, oczywiście. Tyle że decyzje i rozwiązania proponowane przez ministra i urzędników bardziej przypominają zachowanie słonia w składzie porcelany. Ale po kolei.

Od stycznia trwa „karuzela z listą leków refundowanych”, zmieniana (oczywiście z myślą o „dobru pacjenta”) co kwartał. Lekarze, a potem farmaceuci zostali też obarczeni odpowiedzialnością za „błędnie” wypisane recepty. W rzeczywistości chodziło o sprawdzanie uprawnień pacjenta do refundacji. Tym, którzy myśleli, że sprawa jest zamknięta, spieszę donieść, że właśnie odżywa, bowiem lekarze są zobowiązani do podpisania aneksu do umowy o upoważnieniu do wystawiania recept na leki i wyroby medyczne refundowane ze środków publicznych przysługujące świadczeniobiorcom. Na pewno nie obejdzie się bez kolejnych protestów.

Niedawno, w odpowiedzi na aferę z brakiem leków stosowanych w chemioterapii, minister Bartosz Arłukowicz zapewniał, że problemy z dostawą leków onkologicznych będą rozwiązane. „Rozmawiamy z koncernami produkującymi leki onkologiczne, do Polski trafią kolejne dostawy” – obiecywał w kwietniu szef resortu, który w imieniu rządu tłumaczył się w Sejmie z braku cytostatyków i związanych z tym przypadków wstrzymania chemioterapii. Przypomnijmy tylko, że ministerstwo wiedziało o kłopotach z lekami onkologicznymi od października ubiegłego roku. Szpitale musiały sprowadzać leki z tzw. importu docelowego, który jest bardzo kosztowny. Aferę częściowo wyciszono, kierując sprawę o niedopełnienie przez resort zdrowia obowiązku zapewnienia chorym leków onkologicznych do prokuratury. Resort na ten temat milczy.

 

Będą opłaty za leczenie?

Od początku roku głośno było o przygotowanej przez resort nowelizacji ustawy o działalności leczniczej, która wywołała falę nieporozumień i wiele wątpliwości. Nawet specjaliści mają kłopoty z interpretacją przepisów. Przykład? Największe emocje obudziły informacje, że publiczne szpitale i przychodnie będą mogły pobierać od pacjentów opłaty, nawet jeśli mają podpisane kontrakty z NFZ. Taką możliwość daje zapis art. 24 ust. 1 pkt 12 w brzmieniu proponowanym w ustawie o zmianie ustawy o działalności leczniczej.

Propozycja, skądinąd nie najnowsza, jest bardzo kontrowersyjna. Na marginesie warto przypomnieć, że temat współpłacenia przez pacjentów za niektóre świadczenia w przypadku wyczerpania przez szpital lub przychodnię kontraktowych limitów był żywo dyskutowany w 2004 i 2005 r. Wówczas wprowadzenie takiego rozwiązania motywowano „troską” o zmniejszenie kolejek do zabiegów i porad specjalistycznych. Próby objęcia pacjentów współpłaceniem za ominięcie kolejki podjęło wiele szpitali. Ówczesny minister zdrowia Marek Balicki grzmiał, że prawo nie zezwala na wprowadzenie opłat dla pacjentów w szpitalach publicznych. Niektóre sprawy kończyły się wówczas w sądach.

Tymczasem problem jak bumerang powrócił w ubiegłym tygodniu.

Pobieranie opłat oznaczałoby, że dostęp do leczenia byłby dla wszystkich równy, pod warunkiem że pacjenta będzie stać na ich uiszczenie.

Obecnie sytuacja wygląda tak, że powszechną praktyką w placówkach służby zdrowia, którym kończą się limity, są tzw. nadwykonania. Szpitale, mimo że wyrobiły zakontraktowane usługi, przyjmują pacjentów i leczą bezpłatnie, mając nadzieję na zwrot pieniędzy z NFZ. Jeśli ministerstwo przeforsowałoby możliwość pobierania opłat, pytaniem retorycznym pozostaje, czy szpitale, zwłaszcza placówki specjalistyczne, nadal byłyby skore do takich nadwykonań?

Nie trzeba być ekonomistą, by zrozumieć, że takie rozwiązanie jest niezwykle korzystne dla NFZ. Obywatel, jak dotychczas, płaciłby składkę zdrowotną, a za opiekę medyczną... płaciłby z własnej kieszeni. W ten sposób, NFZ zaoszczędziłby miliony złotych.

Po nagłośnieniu sprawy przez media Ministerstwo Zdrowia na swojej stronie internetowej opublikowało komunikat, w którym zdementowało medialne doniesienia, dotyczące wprowadzenia opłat. Rzecznik resortu zdrowia Agnieszka Gołąbek poinformowała, że skierowany do konsultacji społecznych projekt ustawy o zmianie ustawy o działalności leczniczej doprecyzowuje treść regulaminu organizacyjnego podmiotu wykonującego działalność leczniczą w zakresie „cennika opłat za udzielane świadczenia zdrowotne”.

Powyższa teza wynika jedynie z błędnej interpretacji przepisu art. 24 ust. 1 pkt 12 w brzmieniu proponowanym w ustawie o zmianie ustawy o działalności leczniczej.
Powołując się na art. 44 ustawy z dnia 15 kwietnia 2011 r. o działalności leczniczej (Dz. U. Nr 112, poz. 654, z późn. zm.), w komunikacie napisano, że „nowelizacja nie wprowadza tu merytorycznej zmiany i ma jedynie na celu jednoznaczne wskazanie, iż podmiot leczniczy określa w regulaminie organizacyjnym wysokość opłaty za te świadczenia zdrowotne, których zgodnie z przepisami odrębnymi może udzielać za częściową albo pełną odpłatnością”.

Czy można wierzyć ministerstwu, które po raz kolejny rozpaczliwie szuka pieniędzy i tylnymi drzwiami, po raz kolejny chciało wprowadzić opłaty za leczenie?

Niemniejsze zastrzeżenia wywołała propozycja założenia własnej działalności gospodarczej placówkom świadczącym usługi medyczne, co pozbawiłoby ich praw do przyjmowania darowizn i 1 proc. z podatku dochodowego. Projekt zakłada ponadto, że organizacje pożytku publicznego, prowadzące np. hospicja, będą podlegały w pełnym zakresie przepisom ustawy o działalności leczniczej, nie posiadając jednocześnie statusu przedsiębiorcy.

Autorzy projektu nowelizacji zakładają, że zostanie ona uchwalona i wejdzie w życie jeszcze przed 1 lipca br. Gdyby ministerstwo chciało dotrzymać tego terminu, musiałoby zlekceważyć proces konsultacji społecznych. Prawdopodobnie ustawę uda się uchwalić dopiero w ostatnich dniach lipca. Wówczas prezydent podpisze ją w ostatnich dniach sierpnia.

Batalia o pieniądze i nasze zdrowie wciąż trwa...

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki