Z ks. Markiem Gołębiem, byłym zawodnikiem Dalinu Myślenice, potem reprezentantem WSD w Krakowie, a obecnie zawodnikiem grającym i strzelającym bramki dla PKS Victoria w Lidze Parafialnej.
Zacznijmy tak „spoko”… Podoba się księdzu piosenka Koko Euro Spoko?
– Jak najbardziej. To piosenka świetnie wpadająca w ucho, swojska, mentalnie polska, z poczuciem humoru i bez przesadnej egzaltacji. Ta piosenka da nam jako Polakom pewien dystans do tego, jak wypadnie nasza reprezentacja. Nie ma co się nastawiać, należy przyjąć spokojnie rozwój wydarzeń.
Tak „spoko” i wesoło wcale jednak nie bywa na samym boisku, leje się pot, trwa walka na całego, ale przy okazji padają przekleństwa, złośliwości, a nawet najspokojniejsi mężczyźni stają się boiskowymi brutalami, zdarzy im się coś głupiego. To normalne?
– Normalne są emocje, nienormalna jest agresja. Myślę, że wynika ona po prostu ze stłumionych w sobie problemów oraz kompleksów. Piłka nożna jest grą męską i rzeczywiście wymaga zaangażowania oraz walki, jeśli natomiast przeobraża się w agresję skierowaną przeciwko zdrowiu przeciwnika, wówczas włączyć się powinno czerwone światło, które mówi człowiekowi – coś z tobą nie jest tak.
Ksiądz również grał w piłkę na dość wysokim poziomie, a nawet karierę kontynuuje nadal w Lidze Parafialnej. Zdarzają się emocje albo sytuacje, w których nie panuje się nad nimi? Jak sobie Ksiądz z nimi radzi albo co ksiądz radzi na takie sytuacje?
– Oczywiście, że każdy mecz rozgrywany w ramach turnieju czy ligi rodzi emocje, na szczęście jednak nie przechodzą one w agresję. Myślę, że wynika to z faktu, że mój dawny trener uczył nas zachowywania spokoju podczas rywalizacji i rozwiązywania problemów w trakcie spotkania tylko i wyłącznie poprzez umiejętności piłkarskie. Byłem wielokrotnie zaatakowany przez rywala na boisku w sposób niepiłkarski, starałem się odegrać stosując tzw. „siatę”, wówczas wiedziałem, że panuję nad przeciwnikiem, ale w ramach fair play. Męska gra nie pozwoliła mi przejść obojętnie wobec nieuczciwego ataku, ale wiedziałem, że nie warto zniżać się do poziomu prymitywizmu. W moim przypadku najtrudniej radzę sobie z sytuacją, w której ktoś obrazi mnie za pomocą słowa. Staram się wówczas odpowiedzieć coś w sposób inteligentny, ale tylko raz, nie wchodzę w dłuższy dialog, nie ma to sensu.
Słyszałem ostatnio w radiu wypowiedź jednego z zakonników, który mówił, że we Włoszech piłka nożna to część kultury, a wydarzenia piłkarskie można porównywać do pewnej liturgii. Jak, jeśli w ogóle, łączyć futbol i piłkę nożną?
– Talent to dar od Boga. Talent do gry w piłkę jest darem od Boga. Sam sport jednoczy, gromadzi wiele osób, które współpracują ze sobą dla jakiegoś celu. I samo to stanowi już ogromną wartość. Nie porównywałbym jednak futbolu do liturgii, niemniej jednak piłka nożna jest niewątpliwie częścią kultury, także kultury społecznej, kultury relacji z samym sobą i z innymi. Przegrywasz, uczysz się pokory, podajesz przeciwnikowi rękę, gratulując mu, choć w środku myślisz sobie, że jest on od ciebie lepszy. Pocieszasz tego, który popełnił poważny błąd, stajesz obok niego, wiesz, że ty także niejednokrotnie zawaliłeś. Wstajesz, gdy mecz się nie układa, wzbudzasz w sobie nadzieję, przełamujesz bariery, współpracujesz.
I na koniec krótko. Kto zostanie mistrzem Europy, kto królem strzelców, kto odkryciem i w jakiej strefie (a może z kim) oglądnie Ksiądz najważniejszą imprezę w Polsce ostatnich lat?
– Mistrzem Europy pozostanie Hiszpania, królem strzelców być może Ronaldo, odkryciem mam nadzieję Lewandowski, a najważniejszą imprezę będę oglądał z ks. Piotrem z parafii, w której razem mieszkamy. Podczas oglądania meczu lubię spokój, by móc się skoncentrować na spotkaniu. Raczej nie będę więc szukał szerszego grona, chyba że Polska dojdzie do półfinału. Wówczas oglądanie meczu na jakimś telebimie stanie się nie tylko przyjemnością, ale wręcz obowiązkiem narodowym.