Logo Przewdonik Katolicki

Przepis na kryminał

Weronika Stachura
Fot.

Potrzebne będą trzy składniki: mistrzowsko uknuta zbrodnia, będąca jedynie preludium do mrożącej krew w żyłach zagadki, tajemnica oraz główny bohater budzący sympatię czytelnika od pierwszych kart książki.

 

Tyle wystarczy. Teraz jedynie trzeba tak umiejętnie nimi żonglować, by przykuć uwagę odbiorcy aż do ostatniej linijki woluminu. Dodatkowy atutem wydania będzie niewątpliwie osiągnięcie tego celu w przeciągu zaledwie kilku wieczorów. Być może spotka się to z ostrym sprzeciwem ze strony miłośników tego gatunku, ale w skrócie właśnie tak wygląda przepis na poczytny kryminał.

 

Renesans gatunku

Wbrew powszechnie znanym opiniom, jakoby polskie czytelnictwo z roku na rok spadało na łeb na szyję, proza ta cieszy się stale wzrastającym zainteresowaniem. Nie trzeba wcale sięgać do wyników badań opinii publicznej. Wystarczy przeprowadzić własną sondę wśród przyjaciół i znajomych. Okaże się wtedy, że zwłaszcza gdy pogoda za oknem nie sprzyja spacerom, chętnie sięgamy po literaturę z „nieprawego łoża”. Takie określenie jeszcze niekiedy można usłyszeć o powieści kryminalnej. Świadczy o tym również zainteresowanie Międzynarodowym Festiwalem Kryminału, organizowanym corocznie we Wrocławiu, Nagroda Wielkiego Kalibru przyznawana od 2004 r. przez Stowarzyszenie Miłośników Kryminału i Sensacji „Trup w szafie” oraz Instytut Książki, popularność klubów dyskusyjnych, spotkań z poczytnymi autorami czy w końcu warsztaty literackie organizowane dla amatorów. Wielbiciele detektywistycznych opowieści z pewnością potwierdzą, że jest ona czymś więcej niż lekką lekturą dla niewymagającego czytelnika. Czym zatem wabi nas poetyka tego gatunku?

 

Zbrodnia to niesłychana...

Umberto Eco tak zinterpretował sedno kryminału: „Moim zdaniem ludzie lubią kryminały nie dlatego, że są tam trupy zamordowanych, ani dlatego, że sławi się w nich triumf końcowego ładu (intelektualnego, społecznego, prawnego i moralnego) nad nieładem przestępstwa. Rzecz w tym, że powieść kryminalna przedstawia w stanie czystym historie domysłów”. Bożena Chrząstowska w Poetyce stosowanej dopowie, że „nie sama intryga, lecz proces rozwijania zagadki (kto i jak zabił), logika rozumowania, wnioskowania i dowodzenia wysuwa się na czoło w powieści kryminalnej”. Być może właśnie tu kryje się klucz do popularności powieści kryminalnej. Wspomniane na początku trzy niezbędne składniki stanowią jedynie jej kanwę, bowiem – jak pokazuje bogactwo kryminałów znajdujących się na księgarskich półkach – gatunek ten wcale nie trawi gangrena schematu. Przeciwnie, powstały na przełomie XVIII i XIX wieku, wciąż ewoluuje, by odpowiedzieć na wzmożone zainteresowanie czytelników.

Dziś można mówić o licznych odmianach powieści kryminalnej, różniących się pod względem np. umiejscowienie akcji czy przedstawienia postaci głównego bohatera, który wcale nie musi być mężczyzną. Wystarczy przypomnieć postać inspektor Petry Delicado, którą hiszpańska autorka Alicia Giménez-Bartlett uczyniła główną postacią swojego cyklu kryminałów. Prawdziwy renesans przeżywa teraz kryminał neowiktoriański, którego mistrzynią jest brytyjska autorka Sarah Waters. O rzeczywistej, już nie marginalnej roli, jaką odgrywa we współczesnej literaturze kryminał, świadczy nie tyle stale powiększające się grono wielbicieli tego gatunku, co fakt, że towarzyszy temu zainteresowanie ze strony krytyki. Ta zaś zauważa, że proza ta staje się przestrzenią umożliwiającą dojście do głosu kultur mniejszościowych stających w opozycji wobec schematycznej, jednokierunkowej wizji świata.

 

Zło czai się na polskim podwórku

Nadwiślańscy pisarze nie pozostają w tyle. Polski kryminał trzyma się mocno i to nie tylko za sprawą poczytnego cyklu kryminałów osadzonym w przedwojennym Wrocławiu autorstwa Marka Krajewskiego. Mariusz Czubaj, doceniony już autor powieści kryminalnych oraz Etnologa w mieście grzechu – pierwszego na polskim rynku studium o kryminale jako zjawisku kulturowym, Marcin Świetlicki czy Joanna Jodełka z sukcesem dotrzymują mu kroku. Ta ostatnia autorka, wyróżniona w ubiegłym roku wspomnianą Nagrodą Wielkiego Kalibru za powieść Polichromia, może zainteresować mieszkańców stolicy Wielkopolski, bowiem akcję swej powieści o dwóch detektywach umiejscowiła na poznańskim Sołaczu. Dość wspomnieć również o Pawle Goźlińskim i jego Julu czy o Bestii Marka Świerczka, którzy wpletli swoje opowieści odpowiednio: w czasy Wielkiej Emigracji po powstaniu listopadowym i po powstaniu styczniowym. Na koniec warto przypomnieć niesłusznie zapomniany, bodaj najlepszy nad Wisłą kryminał – Zły – Leopolda Tyrmanda. Potwierdziła to Maria Dąbrowska, mało znana jako zagorzała miłośniczka kryminałów, pisząc: „Do trzeciej w nocy czytałam «Złego» Tyrmanda. W miarę czytania robiło mi się słabo i dostawałam bicia serca. Czułam, że sobie szkodzę, a jednak czytałam”. Opowieść o przygodach Witolda Halskiego zdaje się być jedynie tłem dla dwóch dominujących w gruncie rzeczy tematów – losów Warszawy oraz wszechobecnego i jednocześnie niemalże nieuchwytnego zła. Za sprawą poetyckich wręcz opisów stolicy, która dzięki temu na kolejnych kartach książki staje się niemalże żywy bohaterem, Tyrmand może z powodzeniem konkurować z Wenecją Donny Leon czy Ystad Henninga Mankella. Z drugiej strony o sukcesie czytelniczym Złego zadecydowała dobrze skrojona, trzymająca w napięciu fabuła. Jakkolwiek bylibyśmy oswojeni ze złem, to chcemy wierzyć, że w ostatecznej rozrywce to ono poniesie klęskę, a dobro odniesie zwycięstwo, dzięki czemu wszystko inne wróci na właściwe miejsce.

 

Następcy Poirota

Nawet najbardziej wciągająca intryga nie podbije serc czytelników, jeśli w ślad za nią nie pójdzie wyrazista, a zarazem niepozbawiona ludzkich słabości postać detektywa. Trzeba jednak przyznać, że dzisiejsi śledczy niewiele mają wspólnego chociażby ze stworzonym przez niekwestionowaną królową kryminału Agatę Christie – Herculesem Poirota. Ten obsesyjnie dbający o porządek pedant pochodzący z Belgii diametralnie różni się od Kurta Wallandera czy bezimiennego barcelońskiego lumpa – postaci wykreowanych przez Henninga Mankella i Eduarda Mendozę. Nie dość, że na pierwszy rzut oka w ogóle nie przypominają dostojnych detektywów złotego wieku, to ich metody pracy pozostawiają wiele do życzenia. Jako z urzędu stojący na straży prawa często balansują na jego granicy. Niechlujna aparycja i gburowatość to jedynie przykrywka, kolejna z zagadek dla czytelnika przygotowana przez pisarzy.

Detektyw wielu kryminałów to samotnik, który pilnie strzeże swojego prywatnego życia. Zdaje się w ogóle nie prowadzić życia towarzyskiego, nie ma przyjaciół ani znajomych. Często dźwiga bagaż trudnych doświadczeń, nierzadko też skrywa mroczną tajemnicę.

Kryminalne królestwo szczegółów, drobiazgów i detali, pilnie skrywana tajemnica, zło potęgowane przez mroczne nieuczęszczane zakątki, czające się z każdej strony, osamotniony bohater, a jednocześnie łatwe w zidentyfikowaniu realia kulturowe to niewątpliwe atuty tej literatury. W dobrze znanym z codzienności labiryncie zła, w którym niekiedy po omacku błądzimy, szukamy otuchy w prozie, która choć na początku gmatwa fabułę do granic możliwości, to ostatecznie wskazuje złu jego właściwe miejsce.

 

 

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki