Renata: – Nie zakładałam żadnych scenariuszy. Wiedziałam tylko, że chcę mieć dom i dzieci z tym facetem. Ludwik: – Nasza miłość ciągle się zmienia i rozwija. Jest coraz doskonalsza. Razem: – Kiedy się spotkaliśmy, czuliśmy wspólne powołanie do życia małżeńskiego.
Renata i Ludwik Hasiukowie poznali się dzięki Katolickiemu Stowarzyszeniu Młodzieży. Już wtedy oboje od kilku dobrych lat prężnie działali w KSM-ie. Oboje byli dojrzałymi ludźmi. Oboje czuli powołanie do małżeństwa i wreszcie, oboje twierdzą, że byli dla siebie przeznaczeni. – Jestem głęboko przekonana, że Bóg działa w naszym życiu – mówi Renata. – Dowodem na to jest choćby nasze małżeństwo.
Wystarczył im tydzień…
– Pojechaliśmy na rekolekcje KSM – mówi Ludwik. – Zjechali się tam ludzie z odległych miejsc. Z całej Polski. Wszystko trwało tydzień. I to wystarczyło. Tydzień czasu wystarczył, aby Renata i Ludwik odkryli, że mają takie same cele, wartości, plany, powołanie, całą sferę psychiczną i duchową. Tydzień, by przekonać się, jak dobrze im ze sobą. Dzieliło ich ponad 400 km, ale łączyło niemal wszystko. Po zakończeniu rekolekcji pisali do siebie listy. – Pamiętam to ciągłe oczekiwanie na listonosza. Takie pełne emocji – wspomina z uśmiechem Ludwik. W końcu zaczęli się też spotykać. Ludwik w tym czasie pracował już w szkole i uczęszczał na dodatkowe studia. Dlatego, jak opowiada, urywał się z ostatnich zajęć w sobotę, pędził na pociąg, by w niedzielę rano być u Renaty. Cały ten dzień spędzali wspólnie, po czym Ludwik wsiadał w pociąg i wracał do domu. Był z powrotem u siebie kilkanaście minut przed rozpoczęciem pracy w szkole. – To było szaleństwo – uśmiecha się Renata. – Ale podobna sytuacja pokazuje, czy naprawdę zależy ci na drugiej osobie – dodaje Ludwik.
On nie miał być „jakiś”!
Oboje podkreślają, jak niezwykle ważne jest, by w okresie przedmałżeńskim jak najlepiej się poznać. Dla nich ułatwieniem było to, że kiedy się spotkali, byli już dojrzałymi ludźmi, którzy bardzo konkretnie i odpowiedzialnie patrzyli w przyszłość. – Nigdy nie imponowało mi to, żeby mieć chłopaka – mówi Renata. – Zawsze poważnie podchodziłam to tych spraw. Jeśli widziałam, że ktoś mi nie odpowiada, to od razu stawiałam sprawę jasno, żeby nie mieszać w głowie i jemu, i sobie. Natomiast kiedy poznałam Ludwika… – Renata tajemniczo zawiesza głos i z uśmiechem wpatruje się w męża. Nie kończy. Nie musi. Wiemy, co było dalej. – W moim przypadku to było identyczne uczucie! – odwzajemnia Ludwik.
Renata dodaje, że przez cały czas modliła się o dobrego męża. – Wierzę, że Ludwik jest wymodlony – mówi. – Mama czasem ponaglała, żebym znalazła sobie już jakiegoś chłopaka. No właśnie. Tylko że on nie miał być jakiś!
Renata i Ludwik mówią o ogromnej roli, jaką w ich duchowym wzrastaniu odegrali rodzice. To, co wynosi się z domu, jest niezwykle ważne. Ludwik opowiada, jak patrzył na pobożność swoich rodziców. – Byli to prości ludzie pełni wiary w Boga. Widziałem, jak oni żyli Ewangelią Chrystusa – mówi. – Ja na to patrzyłem i chłonąłem.
Troska to także kontrola
Jaka jest wasza rodzina? – Pytam. – Zbudowana na Panu Bogu – odpowiadają bez namysłu. On obdarzył ich trójką dzieci, które wspólnie starają się tak wychowywać, żeby jako dorosłe mogły powiedzieć, że mają na czym budować. Ale, jak wszędzie, różnie to bywa. Dzieci nie są jeszcze dojrzałe, dlatego zdarza się, że się buntują. – Nieraz słyszę pytania dotyczące kolegów typu: „A dlaczego oni mogą, a ja nie?” – mówi Renata. – Wtedy staramy się im wszystko tłumaczyć. Kiedy można, podpieramy się też Słowem Bożym – mówi Ludwik. – W takich chwilach bardzo przydaje się teologiczne wykształcenie mojego męża – dodaje Renata.
I dzieci, jak mówią, dają się przekonać. Czasem na tyle, że nie kończy się to stanem wojennym. Przykładem takich rozmów była choćby sprawa telefonu komórkowego. Ich dzieci nie miały komórek, bo nie były im potrzebne. Dopiero odkąd najstarszy syn Paweł poszedł do gimnazjum, otrzymał pozwolenie. Ale rodzice mają z nim taki układ, że zawsze mogą do telefonu zajrzeć, bo nie jest on jego osobistą własnością. – Bo my postrzegamy rodzicielstwo jako zadanie. Dzieci zostały nam dane przez Boga, abyśmy nad nimi czuwali i troszczyli się o nie. A żeby się o kogoś troszczyć, trzeba mieć nad nim jakąś kontrolę – tłumaczą. Nie jest jednak tak, że u Hasiuków nie istnieje intymność. Istnieje. Ale przede wszystkim starają się budować wspólnotę. Chcą znać przeżycia dzieci, a zarazem dzielić się z nimi własnymi.
Cała rodzina nad Pismem Świętym
Jednym z elementów budowania tej wspólnoty jest czytanie Pisma Świętego. Cała rodzina zbiera się, by wspólnie rozważać wybrany wcześniej fragment. – Staramy się pytać dzieci, jak oni to rozumieją – mówi Ludwik. – I czasem wywiązuje się miedzy nami długa i naprawdę ciekawa rozmowa – dodaje. – Dzieci interpretują tekst dosłownie i tu jest nasza rola, rola rodziców, żeby im pewne rzeczy wytłumaczyć. – I tutaj znów bardzo przydaje się wykształcenie mojego męża – śmieje się Renata. Takie wspólne rozważanie kończą modlitwą. – Żeby dzieci wiedziały, że Pismo Święte to nie jest tylko książka, ale coś więcej – słowo samego Boga.
Wspólnie także przygotowują i spożywają posiłki. Wspólnie dbają o dom. – Uczymy dzieci, że nasz dom jest dobrem nas wszystkich, dlatego od wszystkich zależy, jak ten dom będzie wyglądał – tłumaczą małżonkowie. – Jeśli chcą się w nim dobrze czuć, to sami muszą na to zapracować.
Razem, ciągle razem!
Renata i Ludwik, jak sami mówią, mają świadomość, że dzieci są im dane i zadane. Dlatego też starają się spędzać z nimi jak najwięcej czasu. Chcą z nimi być. – Nie szukamy żadnych dorywczych prac, chociaż często dodatkowy grosz by się przydał. Wiemy, że jeśli zainwestujemy swój czas w dzieci, to nie będzie to czas stracony – mówią. Podobnie z pracą za granicą, która tak często godzi w małżeństwo. Żadne z nich nie wyjeżdża w celach zarobkowych. – Jesteśmy małżeństwem i to oznacza, że mamy być razem – mówi Ludwik. – Ciągle razem. I nie jest to kwestia braku zaufania. – W świecie jest trend ograniczonego zaufania. A ja wciąż powtarzam do znudzenia, nawet koleżankom z pracy, że ufam mojemu mężowi! – mówi Renata. – Kiedy się buduje na Panu Bogu, zaufanie jest prostsze. Poza tym dzień zaczynamy i kończymy wspólną modlitwą. Cóż może się stać? W tych słowach przejawia się ogromne zaufanie do męża, ale także do Pana Boga. – Jestem przekonana, że ludziom wierzącym żyje się łatwiej – rozwija myśl Renata. – My wiemy, na czym budujemy, dokąd zdążamy. Wiemy, że cokolwiek by się nie działo, Bóg czuwa i nigdy nie jesteśmy sami.
Działacze z potrzeby serca
– Konfliktów nie mamy – mówią. – Mamy jedynie różnice poglądów. Twierdzą, że brak kłótni zawdzięczają rozmowom. O wszystkim. – Staramy się każdą sprawę przegadać aż do bólu –śmieje się Ludwik. – To naprawdę pomaga i jest sprawdzoną receptą na wspólne życie. O wszystkim. Szczerze i bez tabu.
Są małżeństwem działaczy. W poprzednim miejscu zamieszkania doprowadzili do powstania przy parafii Akcji Katolickiej, która prężnie działała. W jej ramach zainicjowali doroczny festyn rodzinny, bezalkoholowy, który cieszył się dużym zainteresowaniem. – Potrzebujemy dawać coś na zewnątrz – mówią. – Tego chyba nauczył nas KSM – dodają.
Pytam na koniec, czego mogę im życzyć? – Żebyśmy nigdy nie zapomnieli, dokąd zdążamy. Byśmy mogli po latach usiąść wspólnie pod lipą i powiedzieć, że przeżyliśmy życie dobrze, niczego nie żałujemy i że wciąż Pan Bóg jest dla nas najważniejszy. Wtedy będziemy szczęśliwi.